Mały Wynalazca: Szalone Maszyny
Dodano dnia 07-12-2012 15:17
Gra zniechęciła mnie do siebie już w momencie, w którym poznałem jej tytuł. Mały wynalazca: Szalone maszyny. Radośnie kolorowa okładka tylko pogorszyła moje obawy. Z poczucia obowiązku jednak zmusiłem się, żeby ją odpalić choć na godzinkę. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że przesiedziałem nad nią kilka długich godzin, nawet tego nie zauważywszy. Ta gra jest naprawdę dobra!
Trudna prostota
Mały wynalazca nie posiada skomplikowanych zasad. Prezentowana jest nam plansza 2,5D (elementy są trójwymiarowe, jednak działamy jedynie w dwóch wymiarach), dostajemy zadanie i od tego momentu jesteśmy zdani na siebie i na ekwipunek. Nasz plecak z kolei do każdej zagadki jest dobierany w taką metodą, abyśmy mogli każdą łamigłówkę rozwiązać na wiele różnych sposobów. Aby zgarnąć jak najlepszy wynik, należy zbierać złote nakrętki, które podniesione mogą zostać jedynie przez poruszające się elementy naszej cudownej maszyny. Osiągnięcie najwyższego wyniku potrafi czasami nieźle wysilić szare komórki, a zarazem często pełni rolę podpowiedzi – np. jaką trasą puścić piłeczkę, żeby udało się ją wrzucić do kosza.
Zasady są bardzo proste i praktycznie cała gra opiera się na tym właśnie schemacie, który powtarzany jest przez setkę misternie zaplanowanych łamigłówek. Nie oznacza to wcale, że sama gra jest banalna, o nie. Niektóre wyzwania potrafiły zatrzymać mnie na dłuższą chwilę, choć nigdy nie trwało to więcej niż 10 minut, gra przeznaczona jest dla dzieci w wieku 3-5 lat. Szukacie więc wyzwania godnego Portala 2? Możecie się rozczarować. Jeśli jednak nie chcecie zamęczyć mózgu, a jedynie go odrobinę rozbudzić, gra się do tego nada, przede wszystkim jednak stanowi idealny materiał na prezent dla młodszego rodzeństwa czy dziecka. Choć produkcja jest klasyfikowana przez PEGI na 3 lata, uważam, że wcześniej niż 5-cio latkom nie ma sensu jednak
Małego Wynalazcy podsuwać, gdyż mimo wszystko zagadki mogą dla brzdąców okazać się zbyt trudne.
Einstein – człowiek, który wynalazł grawitację
Zadania, którym stawimy czoło na kolejnych planszach, rozwiązywać będziemy przede wszystkim za pomocą siły grawitacji. Za jej symulacje odpowiada tutaj świetny silnik fizyczny PhysiX od Nvidii, więc spodziewać możemy się niemal idealnego odwzorowania zachowań wszystkich przedmiotów z uwzględnieniem nie tylko masy, ale i materiału z jakiego są zrobione i konsekwencji za tym idącymi. Dzięki temu, drewniane kładki przy zetknięciu z ogniem staną w płomieniach, balon pęknie, boiler się nagrzeje, a metalowe kładki nie zrobią nic. Każdy obiekt w grze opisany jest dodatkowo parametrami takimi, jak „przewodzi prąd” czy „łatwo się pali”, co dodatkowo zwiększa pojęcie gracza, jak wykorzystać je może do uporania się z kolejnym zadaniem.
Jak jednak wygląda dokładnie gameplay? Każda z plansz przedstawia nieukończoną „machinę” rodem ze zwariowanych kreskówek, gdzie piłeczka przelatywała dziesiątki pokręconych urządzeń, żeby spaść komuś na głowę, więc na brak różnorodności nie można tutaj narzekać. Naszym zadaniem jest użycie elementów z ekwipunku w taki sposób, aby wykonany został narzucony nam cel pokroju „zbij wazę piłką” czy „zaprowadź mysz do domu”. Elementy, które znajdowały się już na planszy, są przez nas nietykalne. Obiekty z plecaka natomiast możemy dowolnie obracać i montować wszędzie, gdzie tylko jest miejsce oraz ściana, jeśli wymagana dla zamocowania danego przedmiotu. Gdy wszystko powtykamy na miejsca, włączamy „play” uruchamiając fizykę i rozpoczynając spektakl. Jeśli nie wyjdzie – bez konsekwencji możemy powtarzać i kombinować tak długo, aż uda się cel osiągnąć.