Skulls of the Shogun
Dodano dnia 08-03-2013 15:00
Każda osoba posiadająca konsolę Xbox 360, na pewno wie, że Microsoft oprócz sporego asortymentu gier „retail”, ma też potężną bazę produkcji mniejszych, których cena oscyluje w granicach kilkudziesięciu złotych. Choć gierki te robione są przez niewielkie studia deweloperskie, często jakością biją wielkie tytuły dostępne w sklepach za grubą gotówkę. Wiadomo oczywiście, że i tutaj zdarzają się lepsze i gorsze pozycje, nie zmienia to jednak faktu, że w XBL mamy znacznie częściej do czynienia z pomysłowymi produkcjami, na których warto zawiesić oko. Jednym z takich tytułów jest stworzone przez małe studio 17-BIT, Skulls of the Shogun.
Choć wiele gier dostępny na
XBL nie posiada żadnego tła fabularnego, to tutaj jest inaczej. Nie liczcie jednak na historię niczym z „
Ostatniego samuraja”. Choć i tak chwała, że producenci postanowili coś pod tym względem przygotować. Głównym bohaterem gry jest nieustraszony
shogun (pol. generał)
Akamoto, który po ciężkim boju poległ z rąk swojego współtowarzysza, porucznika
Kurokawa. Wódz udaje się do świata zmarłych, skąd planuje swoją wielką zemstę. Zbiera drużynę i przemierza zróżnicowane tereny w poszukiwaniu ukojenia. A to ukojenie da mu tylko widok zdrajcy z mieczem wbitym w okolice serca. Historyjka sama w sobie należy do prostych, ale ma pewien urok. Wszystko traktowane jest tutaj z przymrużeniem oka i w dość karykaturalny sposób. Mimo, że tematyka wydaje się poważna, to w istocie jest to pełna różnej jakości humoru gra, rozgrywająca się w orientalnych klimatach. Wszystko proste a zarazem przyjemne w odbiorze.
Skulls of the Shogun jest prostą strategią turową opierającą się na wymyślonym w
Japonii systemie
papier-nożyce-kamień. Innymi słowy są jednostki, które sprawdzają się w potyczkach z pewnym rodzajem przeciwników, zaś z innymi kompletnie nie mają szans. Pojedynki rozgrywają się między małymi zespołami na raczej skromnych objętością mapach. „Szefem” jest oczywiście generał, który w przeciwieństwie do swoich podwładnych może wykonać jeden ruch więcej na turę. Sami podlegli nam wojacy dzielą się na kilka klas. Podstawową i najbardziej wyważoną jednostką są samurajowie. Ich wytrzymałość jest ponad przeciętna, a swoją kataną zadają naprawdę sporo obrażeń. Kolejna klasa to łucznicy, którzy z oczywistych względów świetnie walczą na dystans. Niestety, gdy wróg zbliży się do takiego wojaka, to przez jego słabą odporność zabija go w oka mgnieniu. Następna jednostka na liście to jazda konna, którą charakteryzuje wysoka mobilność na polu bitwy. Mamy jeszcze mnichów - wzywani są oni z sanktuarium i jedną z ich cech jest możliwość podleczenia naszych zaprawionych w boju wojowników. Oddziały „wytworzyć” możemy na polach ryżowych, które po prostu trzeba zająć. Ryż stanowi walutę i to za nią przywołujemy nowych towarzyszy broni. Ważnym elementem gry są również tytułowe „czaszki generałów”, ich zbieranie bowiem zwiększa poziom naszego zdrowia, ale z czasem również powiększa ilość ruchów na turę. Za ich sprawą dostajemy też nowe umiejętności dla klas specjalnych, do których należą choćby wspomniani wyżej mnisi. Rozwinięcie ich wachlarza ataków dodatkowych spowoduje, że będą mógli zadawać tzw. „multi hit”, czyli obrażenia odniesie kilku przeciwników na raz.
Sam tytuł nie jest bynajmniej „samograjem”. Choć trudno porównywać ją do dużych
pecetowych strategii, to jednak i tutaj wymagane jest od nas myślenie. Każdy nasz ruch musi być skrupulatnie zaplanowany, bo na standardowym poziomie trudności gra wcale nie należy do najłatwiejszych. Decyzje, które podejmujemy mają realny wpływ na to co dzieje się na ekranie, dlatego też tak ważnym elementem jest odpowiednie kierowanie swoimi jednostkami i wydawanie im konkretnych rozkazów. Sensowne korzystanie z wojaków, ich umiejętności oraz dostępnych ruchów na turę jest kluczem do sukcesu. Czasem dwa źle wykonane posunięcia powodują, że przegrywamy – najczęściej przez nieodpowiednie chronienie
Akamito, którego śmierć kończy rozgrywkę.