Shelter
Dodano dnia 23-09-2013 09:39
Przetrwanie w dziczy nie jest prostym zadaniem. Wy, ludzie, nie potraficie tego zrozumieć. Nie przeżylibyście jednego dnia zdani na łaskę i niełaskę lasu oraz jego mieszkańców. Drapieżniki tylko czekają na chwilę nieuwagi, aby zaatakować - od tyłu, z boku, z góry, z wody i ziemi, w nocy i za dnia. Nigdy i nigdzie nie jest bezpiecznie. Wy też stanowicie duże zagrożenie, nawet nie chcecie mnie zabić po to, żeby przeżyć. Robicie to dla zabawy, dla sportu. Samej nie byłoby mi aż tak trudno... ale jestem mamą. Mam piątkę małych borsucząt do upilnowania, a rzeczywistość czeka tylko na mój najdrobniejszy błąd. Ciężkie jest życie borsuczej mamy, jednak śmierć jest cięższa. Nie zostawię swoich dzieci - dla nich będę walczyć.
Świat według borsuka
"Shelter" jest nietypowym survivalem, w którym - jak pewnie domyśliliście się ze wstępu - wchodzimy w skórę samicy borsuka. Naszym zadaniem jest znalezienie norki, mającej stać się nowym i bezpiecznym domem dla gromadki naszych pociech. Musimy podczas drogi, nie tylko uważać na czające się na każdym kroku niebezpieczeństwa, ale również kontrolować poziom głodu małych borsuków. Nie jest on zobrazowany żadnym wskaźnikiem. Sprowadza się do zdobywania każdego znalezionego źródła pożywienia na prostej drodze. Nie mamy tutaj dużych możliwości ze względu na liniowość.
Sam temat produkcji jest niezwykły i oryginalny. Niestety gameplay już niczym szczególnym się nie wyróżnia. Idziemy do przodu omijając niebezpieczeństwa i polując na mniejsze zwierzęta, czy zrzucając jabłka z drzew (uderzając głową w pień z rozbiegu). Gra niestety dosyć szybko zaczyna nudzić i staje się monotonna. Brak możliwości budowania i kopania własnej norki jest poważnym ciosem dla
"Shelter", gdyż na rynku survivalów mierzy się z produkcjami, w których budowa schronienia odgrywa pierwsze skrzypce.
Moje pierwsze wrażenie było złe. Zaczynamy w jaskini, za nami biegną cztery małe borsuki, na ziemi leży jakieś martwe zwierzę. Kierując się do wyjścia jesteśmy zawracani. Żadnego wyjaśnienia: co, po co i dlaczego mamy robić. Próbowałem wszystkiego, jednak za nic nie mogłem przejść dalej, aż od niechcenia zaniosłem rzepę trupowi. Okazało się, że trup wcale nie był trupem, tylko moim dzieckiem, które z głodu straciło kolory... i tak o to mogłem wyjść i rozpocząć podróż! I wtedy dopiero pojawiły się podpowiedzi, mówiące mi, że mogę łapać warzywo w pyszczek i karmić maleństwa. Troszkę za późno i za takie toporne wprowadzenie gra straciła w moich oczach. Później było lepiej, ale to nie znaczy, że dobrze.
Zobacz świat
Grafika jest - jak to często bywa w grach niezależnych - specyficzna. Tekstury są bardzo jasne, przez co cały świat wygląda jakby był prześwietlony, co oczywiście może się podobać. Kanciaste tekstury zyskują dzięki rysunkowemu stylowi trochę na gładkości i ostateczny efekt nie jest zły. Borsuki poruszają się w swoim stylu, co dodaje całości klimatu.
Niestety trawa służąca nam za kryjówkę jest pustym w środku kartonem i w żaden sposób nie reaguje na nasz dotyk. Przez takie pójście na łatwiznę otoczenie w lesie wydaje się martwe, sztuczne i papierowe.
Udźwiękowienie jest dużo lepsze. Borsuki piszczą po swojemu (nie wiem, czy te zwierzęta wydają takie dźwięki, więc się w temacie realizmu nie wypowiem), w tle przygrywa przyjemna i smutna zarazem melodia, dopasowująca się do tego, co dzieje się na ekranie. Odpowiednio przyspiesza jak przechodzimy przez krzaki, dookoła których czai się drapieżnik.