Skydive: Proximity Flight
Dodano dnia 18-10-2013 22:23
To w zasadzie wszystko co
Skydive: Proximity Flight oferuje. Nie jest to wiele. Gra pomimo pewnej oryginalności (bo nie widziałem żadnej gry o tym sporcie) jest wyjątkowo nudna i powtarzalna. Jakikolwiek porządny tryb multiplayer z pewnością wpłynąłby pozytywnie na grywalność i długowieczność produkcji. Po około 6 godzinach zabawy możemy w zasadzie tytuł odinstalować i zabrać się za coś poważniejszego, gdyż zwyczajnie wyczerpujemy zawartość produkcji i nie mamy nic więcej do roboty. Nowy SSX oferował elementy Skydivingu, a jego content bije
Skydive: Proximity Flight na głowę już w przedbiegach. Ponadto w trybie wyścigu miałem wrażenie, że sztuczna inteligencja zawodników komputerowych zwyczajnie mnie oszukuje, gdyż niezależnie od moich starań, zawsze mieli minimalnie lepszy czas ode mnie, najczęściej zdobyty na samym półmetku. Wygląda mi to na sztuczne przedłużanie rozgrywki, a to zagrywka co najmniej nieuczciwa i godna pożałowania. Rzecz jasna wygrana jest możliwa, ale wymaga od nas niemal perfekcyjnego przelotu, co na początku może okazać się niezwykle frustrujące.
Piękne panoramy
Widoki w grze są ładne, ale nie powalają na kolana. Miło przed wystartowaniem postać sobie chwile na skale i podziwiać górskie krajobrazy. Od czasu do czasu w locie miniemy jakiś lasek, czy zabudowania, ale to w zasadzie wszystko. Mam wrażenie, że grafika została poświęcona na rzecz realizmu i płynności rozgrywki. Nie oszukujmy się. Konsole stać na więcej niż to co
Skydive: Proximity Flight ma do zaoferowania. Delikatnie mówiąc głowy nie urywa, ale jest miło.
Ścieżka dźwiękowa zdecydowanie kojarzy się z SSX, czy grami sygnowanymi nazwiskiem Tony’ego Hawka. Mamy tu zdecydowanie rockowe brzmienia, ale i one są stonowane i specjalnie nie zapadają w pamięć, w przeciwieństwie do tych dobieranych na potrzeby gry o sławnym skaterze. Można było się bardziej postarać. Żaden utwór nie wpada specjalnie w ucho.
Połamane żebra, ręce i nogi. Esencja sportów ekstremalnych.
Skydive: Proximity Flight to produkcja z potencjałem na bycie czymś więcej niż małą gierką, która jedynie porusza temat. To mogło być coś dużego, co dałoby radę konkurować z najnowszą odsłoną SSXa czy innymi większymi szpilami o sportach ekstremalnych. Zamiast tego, dostajemy w zasadzie małe niewiadomo co o kolesiach w strojach latających wiewiórek. Całość możemy wycisnąć do cna w kilka godzin. Choć gra potrafi być dość trudna, to mała ilość contentu sprawia, iż kończymy przygodę z nią równie szybko jak zaczęliśmy, i szybko zabieramy się za inne tytuły, czy chociażby za porządną książkę. W zasadzie najlepiej odłożyć trochę pieniędzy i samemu zacząć uprawiać ten sport. Zakładając oczywiście, że nie boimy się połamanych kości czy chociażby okropnej śmierci poprzez zamienienie się w wielką, czerwoną, mokrą plamę na jakiejś skale...