Disney redefiniuje pojęcie zabawy
Dodano dnia 14-02-2013 01:08
Tato, tato – a kto by wygrał, kapitan Sparrow czy pan Iniemamocny? A kto jest silniejszy Sulley z „Potworów i spółki” czy Ralph Demolka? A szybszy Zygzak McQueen („Auta”) czy może Buzz („Toy Story”)? Na te i inne podobne, jakże ważne i trudne pytania odpowiedź przyjdzie latem. Co więcej, dzieci będą mogły odpowiedzieć sobie na nie same, jedynie z pomocą Disneya, a konkretnie jego najnowszego dzieła pt. „Disney INFINITY” https://infinity.disney.com/#!/pl, który zapewne ugruntuje pozycje tego mocarza rozrywki.
Gigant wchodzi do gry
Firma stworzona przez
Walta Disneya od ponad siedmiu dekad utrzymuje pozycję lidera w produkcji filmów rysunkowych dla dzieci oraz filmów fabularnych nie tylko dla niepełnoletnich. Jako pierwsza potrafiła także zapewnić sobie dodatkowe, gigantyczne zyski z produkcji okołofilmowej w formie zabawek, gadżetów, książek, komiksów, odzieży itp. oraz parków rozrywki. Później w ofercie nie mogło zabraknąć gier wideo, ale tu Disney długo nie osiągał oszałamiających sukcesów. Zmianę przyniosły ostatnie trzy lata. Najpierw hitem było „
Epic Mickey” (2010), rok później „
Disney Universe”. Dla narodzin „
INFINITY” spore znaczenie miała druga z wymienionych produkcji. Na jej potrzeby zdecydowano się połączyć sześć światów i 45 postaci stworzonych przez Disneya i Pixara (m.in. z „
Piratów z Karaibów”, „
Wall-E”, „
Króla Lwa” i „
Aladyna”). Powodzenie tego tytułu sprawiło, że dodano następne, ale prawdziwym pójściem za ciosem jest aktualna gra, gra którą niedawno po raz pierwszy oficjalnie zaprezentowano, zaś w lecie trafi do sprzedaży. Będzie gorąco!
Misja niemożliwa?
To, na co zwrócono uwagę gościom podczas owego pokazu w Hollywood to fakt, iż dzieci bawiąc się nie znają barier. I że właśnie o tym pamiętali autorzy „
INFINITY” - dać grającym jak najwięcej światów i postaci disnejowskich/pixarowskich przy jak najmniejszej ilości granic i obostrzeń. Zadanie niełatwe, może wręcz karkołomne, ale wszystko wskazuje na to, że udało się z niego wyjść obronną ręką. I to tak, że nic nie zgrzyta. A przecież dzieciakom nie przeszkadza dajmy na to wsadzenie na konia dwa razy większego jeźdźca, umieszczenie w jednym pomieszczeniu wilka i owiec czy zrobienie z rycerza i astronauty sojuszników. Dla nich są to naturalne działania, które w przypadku czegoś innego niż swobodna zabawa zmieniają się w coś abstrakcyjnego, może nawet szalonego, a już na pewno trudnego w odbiorze. Tymczasem miszmasz w „
INFINITY” działa jak ta lala, a mówiąc bardziej współcześnie hula na maksa i bezoporowo. Dzięki temu rywalizacje (albo kooperacje) choćby takie jak wymyślone przeze mnie we wstępie wypadną naturalnie. A wszystko to między innymi dlatego, bo postacie przerobiono na wirtualne zabawki. Co więcej istnieją one również w fizycznej formie – figurek i są integralnym elementem gry (o tym zaraz) oraz mogą, a nawet powinny służyć zabawie poza nią. Zapewne staną się także przedmiotami kolekcjonerskim.