Tom Clancy's Ghost Recon: Future Soldier
Dodano dnia 24-09-2012 18:46
W 2001 roku światło dzienne ujrzał pierwszy Ghost Recon. Była to bardzo taktyczna i trudna gra z gatunku FPS, promowana nazwiskiem sławnego pisarza, Toma Clancy’ego. Wysoki poziom trudności oraz obowiązek unikania bezpośrednich starć i dokładnego analizowania każdego kroku, odstraszył wielu graczy. Dla reszty zaś, stał się niezapomnianym przeżyciem. Dzisiaj, w 2012 roku na półkach sklepowych pojawiła się kolejna odsłona serii, zapoczątkowanej prawie 11 lat temu. Czego możemy oczekiwać od tytułu Ghost Recon: Future Soldier? Już na samym początku powiem, że w ciągu tych jedenastu lat zmieniło się naprawdę bardzo wiele. Będąc szczerym, praktycznie jedynym elementem wspólnym pomiędzy pierwszą odsłoną serii a jej najnowszą częścią jest… tytuł!
Ghost Recon: Future Soldier przenosi nas w bliżej nieokreśloną, niedaleką przyszłość, gdzie przyjdzie nam wcielić się w dowódcę tytułowego oddziału „Duchów”. „Duchy” są specjalnymi, tajnymi grupami, których celem jest przeniknięcie za linię wroga i bezszelestne zlikwidowanie przeciwnika, zanim zdąży on ujrzeć swoich pogromców. Zadania „żołnierzy przyszłości”, to ochrona VIPów, eliminowanie terrorystów, bla,bla,bla… Krótko mówiąc, ratowanie świata. Teatrem działań tytułowego oddziału w najnowszej odsłonie serii natomiast są takie kraje jak między innymi Boliwia, Nigeria, Pakistan, by w finale dotrzeć… Tak! Oczywiście, do Rosji… Jak widać więc, fabuła
Future Soldier do najbardziej oryginalnych i porywających nie należy, a miłośnicy dobrych, sensacyjnych historii będą zawiedzeni. Szkoda, bowiem wydawałoby się, że nazwisko Toma Clancy’ego zobowiązuje…
Mimo tego dość krytycznego początku, mogę uspokoić wszystkich graczy planujących zakup najnowszej części serii „Ghost Recon”. Mamy do czynienia z naprawdę solidną i dobrą grą, musimy tylko uświadomić sobie, że została ono dostosowana raczej do masowego odbiorcy, oczekującego fajerwerków, wystrzałów i szybkiej akcji. Pierwsza zmiana, jaka rzuca się w oczy, to fakt, iż twórcy gry zrezygnowali z widoku z perspektywy wzroku bohatera, decydując się na umieszczenie kamery za ramieniem postaci, którą sterujemy. Siłą rzeczy oznacza to mniej chodzenia i skradania się, a więcej strzelania, i tak właśnie jest. Każda z misji polega na otrzymaniu „briefingu”, czyli przedostaniu się do wroga, znalezieniu odsłony i rozpoczęciu strzelaniny w przeciwnikami. W
Future Soldier widać dużą inspirację twórców
Gears of War i serią Mass Effect, ponieważ system osłon i ostrzeliwania się zza nich pełni w recenzowanym przeze mnie tytule kluczową rolę. Wobec tego, walka na pewno wygląda efektownie i widowisko, tylko niestety coraz mniej taktycznie i po kilku godzinach gry trochę nużąco oraz schematycznie. W pierwszym
Ghost Recon trzeba było unikać otwartej potyczki, gracz bał się przeciwników, ponieważ spotkanie z nimi twarzą w twarz kończyło się najczęściej klęską. Tutaj jest zupełnie inaczej, bo to przeciwnicy boją się gracza, ponieważ nawet w otwartej walce, zazwyczaj to oni stoją na pozycji straconej wobec naszego oddziału.