Face Noir
Dodano dnia 06-11-2013 21:03
Pod koniec 2011 roku w moje łapki wpadła gra „L.A. Noire”, bawiłem się przy niej świetnie. Szczególnie przypasował mi klimat i cała ta detektywistyczna otoczka. Gdy usłyszałem, że do wzięcia jest „Face Noir”, przygodówka typu point’n’click, nie wahałem się ani chwili. Wzięcie jej w ciemno nie było dobrym posunięciem, dannazione.
„Face Noir” to gra niezależna włoskiego studia Mad Orange. Nadmienić należy, że jest to produkcja debiutancka. Jak zatem spojrzeć na dzieło ludzi, którzy w robieniu gier dużego doświadczenia nie mają? Ano tak, jak w roli dziennikarza-recenzenta, po prostu wypada – krytycznie i bezlitośnie.
24 października 1929 roku trwale zapisał się w kartach historii, a szczególnie w historii Stanów Zjednoczonych. Dla niewiedzących – to „Czarny Czwartek”, dzień najgłębszego kryzysu gospodarczego, który odbił się głośną czkawką na całym świecie. Okres ten możemy nazwać wylęgarnią wszelkiego rodzaju przestępców i grup zorganizowanych – nazywanych najczęściej mafią! Korupcja stała się tak popularną metodą funkcjonowania społeczeństwa, że urosła aż do rangi patologii. W tym wszystkim musi się odnaleźć Jack del Nero, nasz główny bohater i podopieczny w tej przygodzie.
Del Nero jest byłym policjantem, jego partnerem był Sean MacLeane i to przez niego Jak stracił posadę. Nasz protagonista podjął się roli prywatnego detektywa, a przez życiowy kryzys popadł w alkoholizm. Pewnego dnia w jego biurze dzwoni telefon, z rozmowy dowiadujemy się, że nasz były współpracownik wrócił do Nowego Jorku. Jack umawia się na spotkanie w dokach i od tego momentu powinniśmy zostać wciągnięci w wir wydarzeń…
Fabuła jest tutaj tak miałka i nudna, że rozgrywka przyprawa o ból zębów, mdłości i sprowadza nas do skrajnego znużenia… Jeszcze nigdy w życiu nie grałem w taką grę przygodową, której scenariusz byłby tak niejasny i zawiły. Nawet na sam koniec nic nie jest wyjaśnione, zostajemy w głowie z ogromnym znakiem zapytania. Statystyki na Steamie wskazują, że ukończenie
„Face Noir” zajęło mi jakieś 12h rzeczywistej gry. Powinienem ukończyć ją w 1, góra 2 dni. Więcej czasu zajęło mi mobilizowanie się do odpalenia tej produkcji. Producenci, błagam was, podpiszcie umowę z Mad Orange i dodawajcie
„Face Noir” do swoich tytułów. Od tej gry naprawdę chce się uciekać do innych tytułów! To co najważniejsze w grach przygodowych zostało najbardziej skopane, nadzieja pozostaje w zagadkach i znajdźkach…
Łamigłówki do najtrudniejszych nie należą. Najtrudniejsza zajęła mi może z 10 minut rozgrywki. Dominuje przede wszystkim układanie i łączenie elementów, składanie podartych fragmentów czy używanie wytrychów. Poziom trudności godny każdego amatora. Sporo problemów sprawiało natomiast odszukiwanie przedmiotów porozmieszczanych tu i ówdzie w brudnoszarych lokacjach. Producenci nie wpadli na pomysł umieszczania podpisów pod interaktywnymi przedmiotami. Standardem w przygodówkach jest podpisywanie, że drzwi to drzwi, a kubeł na śmieci to kubeł na śmieci. Czasem czułem się jak dziecko we mgle, gdy moje oczy nie mogły czegoś wypatrzeć. Od czego mamy system podpowiedzi? Wciskasz F1 i podświetlają się wszystkie miejsca i przedmioty, z którymi możemy coś zrobić.