Legendary
Dodano dnia 29-01-2011 00:02
Pukawek podczas rozgrywki nie znajdziemy zbyt wiele, ale ich ilość spokojnie zaspokoi nasze potrzeby na te kilka godzin rozgrywki. Podstawową bronią jest topór strażacki, który zdobywamy na samym początku gry. Przydaje się jedynie do tego, by odciąć Wilkołakowi głowę(bo bez tego po chwili wstanie i zacznie ponowne łowy). Bardzo przydatne są pistolety - zarówno 9mm jak i Desert Eagle. Zabawa się zaczyna jak w nasze łapki wpadają shotgun 1010, pistolet maszynowy SMP-9, karabin maszynowy XT9-MU czy M249 SAW. Ten przedostatni ma lunetę i fajny tryb - z biodra strzelamy automatem, a gdy przyłożymy lunetę do oka 3-strzałową serią. Jest jeszcze miotacz płomieni X-F451 czy wyrzutnia rakiet, która nadaje się najlepiej na istoty wielkich rozmiarów. Ekwipunek możemy zaopatrzyć także w bronie miotane. Podstawą są granaty, które można detonować w chwili, w której się chce, co daje spore możliwości, oraz koktajle Mołotowa, przez które nasi przeciwnicy palą się, że aż miło.
Legendary to rozgrywka bardzo intensywna. Prawie cały czas coś się dzieje. Czasem twórcy chcą nas nastraszyć, gdy to nie wypuszczają ani jednego wroga, a my mijamy sterty ciał, musimy odkręcić jakiś zawór by ugasić płomienie czy otworzyć drzwi. W powietrzu można ujrzeć setki latających gryfów, które czasem zahaczą o powierzchnię ziemi, gdzieś coś wybucha, helikopter zostaje strącony przez jedną z kończyn Krakena itd. Na pewno jest na co popatrzeć i to jest na plus. Na polu bitwy często walczą 3 strony konfliktu - my wraz z naszymi sojusznikami, Black Order oraz stwory. Możliwe jest podżeganie konfliktu jednych na drugich, co jest - muszę przyznać - bardzo fajne, chociaż nieczęste ze względu na liniową budowę map. Sztuczna inteligencja nie jest jakoś szczególnie rozbudowana. Nasi kompani krzątają się pod nogami, strzelają, chowają się za osłonami, ale rzadko kogoś ubiją - większość roboty wykonujemy sami. Przeciwnicy są już lepiej wyszkoleni, gdy widzą że zajmujemy ich pozycje wycofują się i szukają nowej osłony, rzucają granatami i celnie strzelają. Potwory są za to podzielone - Wilkołaki są cwane, gdy obrywają uciekają, by ponownie zaatakować, a Minotaury biegną na nas taranem rozwalając wszystko przed sobą.
Szkaradna Pandora
Tytuł wykorzystuje silnik
Unreal Engine 3 tak jak wymienione w tekście
Gears of War i
Blacksite: Area 51. To widać, szczególnie po "plastikowej", świecącej się krwi, która jest niemal wszędzie, co jest po prostu irytujące. Podczas naszej wędrówki często spotkamy sterty zmasakrowanych ciał i mnóstwo lepkiej cieczy na ścianach czy podłogach, co raczej nie będzie miłym widokiem dla młodszego gracza. Dominują ciemne barwy ze względu na to, że spora część rozgrywki toczy się w nieoświetlonych pomieszczeniach, ewentualnie nocą. Tutaj niestety można dostrzec małą różnorodność lokacji, albo szwendamy się gdzieś po kanałach, czy świątyniach, albo po mieście. Nie ważne, że raz zabawa toczy się w Nowym Jorku, a raz w Londynie. Jedyną odskocznią od tych widoków są etapy rozgrywane gdzieś przed stolicą Anglii, na zarośniętej bujną roślinnością mapie. Efektownie wyglądają modele niektórych bestii. Gryf niesamowicie trzepocze skrzydłami przy lądowaniu, a później zachowuje się bardzo podobnie jak kura. Gorzej wygląda Ognisty Drake, który jest kanciasty, podobnie jak Blood Spiders, których modele nie zachwycają. Ogólnie tekstury rażą pikselozą, są niedopracowane i po prostu brzydkie. Bronie wyglądają tak sobie - brak w nich jakichś detali. Mimo to strzela się z nich przyjemnie. Efekt rozpadającego się Gryfa od pocisku z bazooki jest jednak niedopracowany - żadnych latających w powietrzu flaków czy krwi, po prostu bestia znika i już. Nieciekawie wygląda też sprawa ludzi - ich modele nie są szokujące, często się powtarzają, a po zabiciu ciało nieefektownie znika. Środowisko jest deformowane jedynie podczas walk z bossami np. Minotaurem. Surrealizm, bo zwykłego murku nawet pocisk z wyrzutni nie ruszy. Słabo wyglądają cutscenki i mimika postaci, Deckard dziwnie się marszczy i mruży oczy.