Deus Ex: Human Revolution
Dodano dnia 24-09-2011 22:55
Machina...
Od strony mechanicznej gra jest rasowym RPG. Za wykonywanie zadań - czy to głównych, czy pobocznych - dostajemy doświadczenie. Odpowiednia jego ilość daje nam tzw. Praxisy służące do uruchamiania kolejnych ulepszeń w ciele Jensena, a ilość ich jest dość pokaźna. Poraża też ogrom zastosowań i możliwości jakie daje nam system rozwoju postaci, możemy zrobić idealnego hackera, albo ciężko opancerzoną maszynę do zabijania. Chcecie cybernetycznego ninje? Proszę bardzo, kupcie tylko kamuflaż optyczny, możliwość skoku na kilka metrów oraz bezszelestne poruszanie się i możecie hasać po dachach i mordować niegodziwców. Wolicie pokojowe rozwiązania? Zainwestujcie we wzmacniacz socjalny, który wykorzystując feromony potrafi przekonać do nas nawet najbardziej uparte indywidua. Wspomniane praxisy możemy także kupić za większe pieniądze w klinikach cyborgizacyjnych "LIMB" (trafiona nazwa, nie powiem). Ekwipunek to nic innego jak zbiór kratek, w który kładziemy znalezione przedmioty i broń, zajmujące konkretne ilości miejsca (można go powiększać konkretnymi wszczepami) także mamy drobne poczucie oldschoolu, biegając chodzącą zbrojownią. Ponadto możemy znaleźć ulepszenia broni, dające nam na przykład większy magazynek, albo naprowadzanie pocisków znane chociażby z filmu "Piąty Element". Możliwości jest dużo.
Hakowanie to dość przyjemna zabawa pozwalająca nam na odkrywanie nowych informacji, otwieranie do tej pory zamkniętych ścieżek (w subtelniejszy niż wywalanie pięścią dziur w ścianach), czy pozbywanie się dużej ilości wrogów poprzez przejmowanie wieżyczek czy robotów strażniczych. Gdy włamujemy się do jakiegoś urządzenia dostajemy stosunkowo prostą mini-gierkę logiczną polegającą na przejmowaniu kolejnych węzłów komunikacyjnych w sieci, aż nie przejmiemy głównych węzłów lub firewalla, który ma zawsze jakąś szansę nas wykryć i odłączyć od sieci zanim zdążymy się włamać. Im wyższy poziom zabezpieczeń tym trudniej się włamać i tym więcej musimy zainwestować we wszczepy hakerskie. W praktyce jest to całkiem miły uprzyjemniacz rozgrywki, który na grubszą metę nie nudzi się, bo każdy komputer ma inną strukturę, którą musimy przeforsować.
Gra oferuje trzy poziomy trudności i już na normalnym może stanowić wyzwanie dla gracza niedzielnego. Jeśli nie jesteśmy ostrożni, zginąć łatwo. Mechanika gry ma pewne mankamenty. Po primo: Nienajlepiej zbalansowane nagrody za wykonywanie zadań. Dużo większe ilości cennych punktów doświadczenia dostajemy za wykonywanie zadań po cichu, bez ofiar śmiertelnych co może zawieść graczy lubujących się w sianiu rozpierduchy i wysadzaniu w powietrze wszystkiego co się rusza. Trochę to nieuczciwe i znowu niekonsekwentne w kwestii ilości możliwych rozwiązań problemów jakie napotykamy. Po secundo: AI przeciwników, którzy są zwyczajnie mało rozgarnięci. O ile gdy dojdzie do walki, potrafią kombinować, flankować, podchodzić bliżej czy rzucić granatem, o tyle gdy się ukrywamy, by nas wykryli musimy poruszać się jak słoń w składzie porcelany oraz pokazywać się im centralnie naprzeciw nich, by byli w stanie nas dostrzec. O ile u ulicznych zbirów takie zachowania są dopuszczalne, o tyle u doświadczonych najemników wygląda to głupio i nieprofesjonalnie.
Cieszą natomiast rozmaite nawiązania do popkultury i smaczki, czy Easter Eggi, których znajdziemy tutaj całą masę. Nie będę zdradzał co to za bajery, ale warto czasem rozejrzeć się po lokacjach. Gwarantuje to kilka zabawnych chwil, umilających nam rozgrywkę.