Sniper: Ghost Warrior 2
Dodano dnia 27-03-2013 12:57
Któż kilka lat temu przypuszczałby, że City Interactive będzie tworzyło gry, które sprzedawane będą w milionach egzemplarzy? Założę się, że nikt. Sam nie wierzyłem, iż deweloper specjalizujący się w wypuszczaniu masówek za kilkanaście złotych, jest wstanie podjąć się wyzwania bardziej ambitnego niż to co robił dotychczas. Takim projektem było niewątpliwe Sniper: Ghost Warrior. Produkcja, która miała z hukiem wprowadzić CI na salony.
Przedsięwzięcie udało się połowicznie. Od pierwszego uruchomienia widać było, że grę przygotowali ludzie wydający taśmowo po kilka tytułów w roku. Nieszczególnie więc dziwią recenzje z ocenami oscylującymi na poziomie 45%. Mimo kiepskiej jakości, ludzie od PR spisali się na medal. Ile osób sprzedałoby tak kiepską produkcje bez wyrobionej marki w ilości trzech milionów egzemplarzy? Nie zmienia to faktu, że warszawskie przedsiębiorstwo dość sensacyjnie się dorobiło i zmieniło model funkcjonowania firmy. Postanowiło również uraczyć nas drugą odsłoną Snipera. Czy komercyjny sukces poprzedniej odsłony wpłynął na kontynuacje?
Scenarzyści gier komputerowych przechodzą w ostatnim czasie kryzys. Nie wiem czy brakuje im natchnienia, czy to po prostu wynik lenistwa. Istotne jest to, że tematyka gier, a szczególnie strzelanek, niespecjalnie się od siebie różni. Mamy „tych dobrych” - oczywiście Amerykanów, „tych złych” zazwyczaj granych przez ruskich, kilka zwrotów akcji na poziomie filmów klasy C i zagrożenie w postaci broni masowego rażenia. Żadnych urozmaiceń, zmienia się tylko czas, miejsca i bohaterowie. Liczyłem, że polska produkcja zmodyfikuje coś w tym temacie, aczkolwiek byłem chyba zbyt naiwny. Już kilka pierwszych minut z narracją prowadzoną w stylu
Call of Duty uświadomiło mi, że ponownie dostanę łzawą historyjkę o amerykańskich herosach ratujących świat.
Wcielamy się w postać kapitana
Cole’a Andersona należącego do elitarnej grupy amerykańskich snajperów.
Anderson to strzelec o dużym doświadczeniu i niemałych umiejętnościach. Podczas akcji na Filipinach, wraz z towarzyszem mają za zadanie przejąć broń biologiczną, która najprawdopodobniej niebawem zostanie wykorzystana w niecnych celach. Jak to jednak zwykle bywa, plan zawodzi i wszystko trafia szlag. Kilku rodaków dostaje się do niewoli, a
Cole zamiast słuchać dowództwa i skupiać się na celach misji, woli bawić się w odział ratunkowy. Do tego niemiłe wspomnienia z przeszłości wracają jak bumerang, co powoduje, że operacja kończy się jedną wielką klęską.
Tak w dużym skrócie wygląda początek
Ghost Warrior 2. Wieje nudą, prawda? Niestety z czasem nic się nie zmienia i nie chodzi już tyle o sam skrypt, co formę przedstawienia go. Brak tutaj jakiś zaskakujących przetasowań czy zwrotów akcji. Wszystko poprowadzono liniowo od początku do końca. Dialogi sztywne, bez polotu i emocji. Bohaterowie nie posiadają żadnych cech, które mógłby nas zaciekawić. Całość zrobiona na zasadzie "byle było". Można by rzec, że to okrojona i mało widowiskowa wersja ostatnich odsłon
Call of Duty, co w domyśle sugeruje iż nie jest to opowieść najwyższych lotów. Szkoda, bo potencjał był.
Sama zabawa w
Ghost Warrior 2 uległa nieznacznym zmianom względem poprzedniej odsłony. Trudno mówić o rewolucji, choć przeprowadzone usprawnienia trochę bardziej definiują typ zabawy z jaką mamy do czynienia. Główną zmianą rzucającą się niemalże od razu w oczy, to niemożność dobycia innej broni niż karabinu snajperskiego.
Jedynka dawała możliwość postrzelania z AK47 czy M4. Tutaj zaś możemy eksterminować tylko i wyłącznie za pomocą jednej z pięciu dostępnych snajperek. Co prawda posiadamy jeszcze pistolet z tłumikiem, nóż i granaty, jednakże to tylko wyposażenie dodatkowe. Brak możliwość wymiany uzbrojenia podstawowego czasem doskwiera, jednak producenci ewidentnie chcieli podkreślić, że gramy snajperem a nie jakimś szturmowcem. Zabieg kontrowersyjny, ale dla mnie element ten zaliczyć można na plus.