Hurry, Rebel!
Dodano dnia 15-10-2013 15:59
XXI wiek, jak tu go nie kochać. Prędzej czy później przyjdzie nam poznać osobę, która posiada telefon korzystający z systemu Android. Już wtedy należy podejrzewać, że z pewnością w wolnej chwili siedzi na Fejse lub gra w „Pou” czy też „Angry Birds”. Natomiast gdy spytasz: „grasz w jakieś inne, mało znane gierki?”, usłyszysz odpowiedź: „nie”. To niestety błędna odpowiedź, ponieważ bardzo mało osób wie, jaki potencjał drzemie w nowopowstających tytułach, które często są darmowe. Z czasem wprowadza się do nich opcję mikropłatności, by przyspieszyć proces postępu, bądź wycenia, gdy autorzy zauważą, że najwyższy czas „zacząć” z tego zarabiać. W przypadku gierki o nieszablonowej nazwie „Hurry, Rebel!” możemy liczyć na całkowitą darmochę – dzięki czemu program potrafi wyjść bokiem. Wyjątkiem są oczywiście posiadacze ajFonów, którzy muszą płacić za ten tytuł – czy tacy się znajdą, to osobny temat.
„
Hurry, Rebel!” to prosta minigierka stworzona na kanwie „
Icy Tower 2” bądź „
Temple Run” – przewija się tu motyw uciekania (przed helikopterem, który po złapaniu nas, kończy naszą ucieczkę), rozwoju (za pieniądze zdobyte podczas biegu lub przez osiągnięcia możemy rozwijać trzy gałęzie – czas trwania ochrony, przyspieszony bieg bądź dalsza odległość startowa od helikoptera) bądź achievmentów. Fabuła ma miejsce w odrębnym świecie, gdzie radość i śmiech są zakazane. Władzę sprawuje tam okrutny despota – Zły Guwernant, który stworzył wiele zakazów dotyczących życia codziennego, wprowadzając w ten dramatyczny sposób szarość i monotonność w życie obywateli. Wątek fabularny wyjaśniony jest w zakładce o wdzięcznej nazwie „Story”, w której trzeba wykupywać grafiki, by dowiedzieć się, o co w ogóle chodzi – według mojej skromnej opinii to nieudany zabieg.. Zaczynasz grę i zaczynasz sobie zadawać pytania: „Po co?”, „Dlaczego mnie ścigają?”. Nawet po odblokowaniu paru pierwszych ilustracji ciężko rozgryźć, o co się tu tak naprawdę rozchodzi.
Wciskasz magiczny przycisk „Start” na dotykowym ekranie i dowiadujesz się, że przeskrobałeś sobie u miejscowej policji. Zaczynasz grę z licznikiem pokazującym, ile metrów od Ciebie znajduje się posłana, by Cię złapać, maszyna latająca. Po prawej stronie ekranu odczytać możesz, ile obecnie przeszedłeś metrów, ile zdobyłeś monet i dotychczasowy rekord. W trakcie, gdy trwa pościg, musisz omijać przeszkody, które dzielą się na dwie kategorie – pierwsze spowalniają twój bieg, skracając dystans do szukającego Cię helikoptera, a drugie natychmiastowo zabijają. Tak jak w podobnych produkcjach, sterować można przy pomocy żyroskopu, czyli przechylając ekran na prawo bądź lewo, by skręcić, lub też przy pomocy paluszków – którymi dotykać będziesz prawą i lewą krawędź ekranu. Zdecydowanie polecam wariant dotykowy, trudniej zrobić sobie „kuku”.
Grafika… od czego by tu zacząć. Menu już na dzień dobry odpycha kiepską jakością i niedopasowanym tematem – jak można do gry traktującej o ucieczce zrobić menu, w którym tło złożone jest z desek? Potem jest już tylko gorzej - plansze, które przemierzamy po pewnym czasie, zaczynają kłuć w oczy z powodu powtarzanych do bólu tekstur. Twórcy mogliby się odrobinę wysilić, aby urozmaicić rozgrywkę, przykładowo – po przejściu 1000 metrów zmieniliby chociaż teksturę ziemi, po której biegamy. Wtedy zdecydowana większość spędzałaby więcej czasu przy tej grze, a monotonia występowałaby z mniejszą częstotliwością. Muzyka w tle ujdzie, pomijając fakt, że słuchamy zapętlonego utworu. Efektów specjalnych nie oceniam, bo nie występują. Wszystko jest nad wyraz „statyczne” i sprawia niemiłe, wręcz odrzucające wrażenie. Przykładem niech będzie zapętlony podskok robota, który jak tylko Cię widzi, to skacze z radości, łamiąc Twoje kości, gdy pod niego wejdziesz.