Risen 2: Dark Waters
Dodano dnia 29-07-2012 18:48
Dzięki cwaniactwu, możemy nauczyć się kilku bardzo przydatnych w czasie całej gry rzeczy. Podstawą jest otwieranie zamków i skradanie się, bez tego nie można się obłowić. Ciekawiej robi się, gdy uczymy się korzystać z małp. Za pomocą zwinnej małpki, sterujemy samodzielnie, dostając się w niedostępne dla człowieka miejsca. Cwaniactwo pozwala także na wyprowadzanie kopniaków oraz na niespodziewany strzał z pistoletu, jako jedna z opcji w czasie dialogu.
Voodoo natomiast, jest zamiennikiem tradycyjnej magii, ale nie każdy może posiąść tą tajemną wiedzę. Ma to uzasadnienie fabularne. W pewnym momencie musimy zdecydować się, czy wesprzemy tubylców czy Inkwizycję. Ci pierwsi dadzą dostęp do voodoo, a ci drudzy wyposażą nas w broń palną. Wybór jest więc ciężki, ale warto przejść grę na obydwa sposoby, ponieważ każdy oferuje nieco inny styl rozgrywki i prezentuje wydarzenia z odmiennej perspektywy. Voodoo pozwala na wejście w skórę człowieka, któremu ukradliśmy jakąś rzecz, umożliwiającą stworzenie laleczki. W ten sposób, wykonamy zadanie metodą zupełnie inną, niż gdybyśmy grali Inkwizycją. Poza tym, tworzymy eliksiry, różdżki czy talizmany zwiększające czasowo, bądź na stałe umiejętności.
Za dużo grogu
Jednym z fajniejszych elementów
Risena, było wykuwanie broni. Należało znaleźć odpowiednie materiały na miecz i używając różnych narzędzi, tworzyło się ostrze. Musimy skorzystać z kowadła, osełka, a rozgrzany materiał potrzebował być koniecznie schłodzonym. Tworzenie broni wymagało poświęcenia chwili czasu i dawało niesamowitą frajdę oraz satysfakcję. W
Risenie 2, skrócono proces tworzenia broni (zarówno palnej jak i ostrzy) do minimum. Wystarczy najpierw znaleźć, bądź kupić schemat oręża, a potem odszukać elementy potrzebne do złożenia broni i użyć warsztatu rzemieślniczego lub kowadła - i broń gotowa. Osobiście zawiodłem się, ponieważ w pierwszej części lubiłem wykuwać miecze, nawet wtedy, gdy ich nie potrzebowałem.
Twórcy poszli na łatwiznę, ale w pewnym momencie przegięli. Modeli postaci jest bardzo mało, co drugi pirat wygląda tak samo. Rozumiem, jeśli chodzi o osoby robiące za sztuczny tłum, ale gdy rozmawiamy po raz któryś z kolei z innym człowiekiem, ale z tym samym modelem postaci, sytuacja staje się nieco dziwna. Łatwo dostrzec podobieństwa zwiedzając plemienia tubylców nowego kontynentu lub odwiedzając knajpy. Naprawdę, taka wpadka w grze, i to takiego kalibru, to grzech karygodny.
Innym niedociągnięciem, ale już nie z winy producenta, jest niezgodność napisów z tekstem czytanym przez aktora dubbingującego. Niekiedy są to istne zaprzeczenia: na ekranie czytamy jedno, a postać mówi drugie i nie wiadomo, o co dokładnie chodzi. Takich sytuacji było dosyć sporo, a nie powinny mieć one nigdy miejsca.
U konkurencji lepiej
Oprawa graficzna, to nie ten sam poziom, co
Skyrim lub
Wiedźmin 2, ale może się podobać. Najbardziej kłujące w oko są wielokrotnie powielane modele postaci. Otoczenie pełne jest roślinności i ciekawych miejsc, np. jaskiń czy grot, skrywających skarby lub śmierć. Wszędzie występują różne okazy zwierząt, a w portach przechadzają się ludzie, bądź pracownicy, wykonujący swoje zadania. Modele postaci i przeciwników wyglądają dobrze i szczegółowo. Animacje gestykulacji podczas rozmowy lub w trakcie walki wypadają zaskakująco naturalnie i cieszą oko.