Another World: 15th Anniversary Edition
Uwaga: tekst pisany pochyłym drukiem zawiera informację mogące nieznacznie ułatwić ukończenie gry. Jeśli więc chcesz wszystko przejść w 100% sam, to proponuje ominąć oznaczone fragmenty recenzji. We wszelakich zestawieniach produktów, które swego czasu namieszały w światku gier komputerowych, zdaniem wielu błędem uwłaszczającym wiarygodności piszącego taki felieton byłoby nie umieszczenie w nim wzmianki o piętnastoletniej produkcji stworzonej przez Erica Chaci – Another World. To niezwykłe połączenie przygodówki z grą akcji pod wieloma względami wyprzedziło swoje czasy i zdobyło naprawdę olbrzymie rzesze fanów. Tym większy wstyd, że jakoś nigdy w AW nie zagrałem. Jednak nie ma tego straconego – z okazji rocznicy 15 lat istnienia Innego Świata, Eric Chaci stworzył specjalną edycję gry, bez problemu uruchamiającą się na nowych systemach operacyjnych, ze znacznie poprawioną grafiką oraz zremasterowanym dźwiękiem. Takiej okazji na przetestowanie prawdziwej legendy przegapić już nie mogłem ;) Ołkej, krótka instalacja, gierka na dysku, dwulitrowy napój na biurku, rodzina dawno śpi – wszystkie warunki do w pełni bezstresowego grania spełnione. Na początku patrzajki me ujrzały krótkie intro wprowadzające, w którym główny bohater gry, Lester, bierze udział w tajemniczym eksperymencie, zapewne mającym na celu absolutną destrukcję ludzkości, zapewnienie mu władzy nad światem albo coś w ten deseń. Jego wielkie plany zostają jednak zaprzepaszczone z chwilą, gdy w laboratorium niedoszłego władcy świata uderza piorun. Myślałby kto, że jak piorun jebutnie, to mamy big bum, w wersji lite elektronika se najwyżej siądnie. But, not this time – Niecodzienna konstrukcja laboratorium Lestera i charakter eksperymentu, w jakiego trakcie był, sprawia, że chłoptaś wraz z częścią swego dobytku zostaje przetelekopyrtnięty hen daleko do innego świata. Ściślej – wprost do zbiornika wodnego w tymże innym świecie, zamieszkanego przez jakieś ośmiornicowate coś. W tym momencie do gry płynnie wkracza gracz, który nadludzkim wysiłkiem (tzn. wciśnięciem kilka razy strzałki w górę) wydostaje Lestera z wody i wraz z nim próbuje przeżyć w tym chyba-raczej-napewno-niezbyt-przyjaznym miejscu. Dość szybko spotykamy tubylców, którzy okazują nam swoją sympatię za pomocą strzału z blastera i dają nam cieplutką kwaterę w dwuosobowej celi. Tam zaprzyjaźniamy się ze współwięźniem, jedyną przyjazną nam osobą, jaką spotkamy w grze i, mimo że nie potrafimy się ze sobą porozumieć za pomocą mowy, razem staramy się wydostać z tego pokręconego miejsca. Jak już gdzieś po drodze wspomniałem, AW to połączenie przygodówki ze zręcznościówką. Podróżując po obcym świecie sporo czasu poświęcimy na przeskakiwanie dziur/przepaści/kolców/zmutowanych-robaków i ostrzeliwanie się z przeciwnikami, ważniejsze jednak i trudniejsze jest wydedukowanie, co zrobić, żeby przejść dalej. A autor postarał się, żeby każde kolejne wyzwanie nie było podobne do poprzedniego. Czasem musimy rozbujać klatkę w której wisimy w taki sposób, aby ta w końcu spadła wprost na pilnującego nas strażnika, innym razem, by zniwelować nieprzekraczalną przepaść, blasterem robimy dziurę pod pobliskim jeziorem i zatapiamy wcześniej uniemożliwiające nam przejście urwisko. Przeżywamy także krótką naukę pilotażu tutejszymi pojazdami latającymi, próbując wystartować ze środka areny, na której toczy się regularna bitwa. Dość powiedzieć, że przez całą grę ani razu nie odczułem monotonii – nawet strzelaniny bywają urozmaicane (mój faworyt – przeciwnik atakujący nas poruszającą się przy ziemi miną, którego pokonujemy... odsuwając się krok do tyłu. W efekcie zamykają się drzwi przed nami, mina się od nich odbija i wraca do przeciwnika – sweet ) Tym, co najbardziej razi w grze, jest grafika. Chociaż zarówno sekwencje filmowe (a tych jest całkiem sporo), tła, jak i postacie zostały całkowicie przerobione i w porównaniu do pierwotnej wersji są wielokrotnie bardziej dopracowane, to do nowych produkcji się zwyczajnie nie umywają. Nie jest to jakaś szczególna wada, bo jak ktoś zdecyduje się w AW zagrać to z pewnością nie liczy na Crysisową grafikę i nie zamierzam za to odejmować grze punktów. Tym bardziej, że nie jest to pełnoprawny remake, ale jedynie „edycja rocznicowa”. Ciężko mi jednak zrozumieć, czemu zadano sobie trud zremasterowania muzyki, skoro słyszymy ją tylko w intrze, endingu i menu głównym... Po kilku godzinach spędzonych nad Another World bez problemu potrafię zrozumieć, dlaczego 15 lat temu przeszedł on do legendy. Intrygujący świat, specyficzna więź, jaka z czasem zaczyna nas łączyć z bezimiennym towarzyszem Lestera, dynamiczność, olbrzymia różnorodność zadań i świetne zbalansowanie elementów zręcznościowych z tymi wymagającymi użycia szarych komórek to mieszanka, która po prostu nie ma prawa się nie podobać. Chociaż po ulepszeniu grafiki gra wciąż nie ma się czym pochwalić jeśli idzie o wrażenia wizualne, to jednak edycja rocznicowa swoje zadanie spełniła dość dobrze – odnowiła grę na tyle, aby dało się na nią patrzeć i podziwiać krajobraz, miast liczyć liczbę pikseli, z których składa się główny bohater. Poleciłbym ją każdemu, gdyby nie jeden przeolbrzymi mankament – ukończenie gry przy pierwszym podejściu trwa 3-4 godziny. Gra w naszym kraju kosztuje 30 złotych, więc wychodzi mniej więcej 10 złotych za godzinę rozrywki. O ile dla prawdziwych fanów AW jest to prawie darmo, tak z punktu widzenia zwykłego gracza myślę, że lepiej po prostu ściągnąć z któregoś z serwisów Abandonware wersję sprzed 15 lat i zaoszczędzić 30 zł na gorszej grafice i muzyce...