Shadow of Rome
Capcom nie przestaje zadziwiać! Przywykłem już do faktu, że projekty tej firmy są dopieszczone w najdrobniejszych szczegółach i definiują pojęcie zabawy, jednak nawet to nie przygotowało mnie na Shadow of Rome! Pierwsze chwile spędzone z tym tytułem to niekończące się eksplozje śmiechu, ekscytacji i nerwowego mashowania przycisków pada. Shadow of Rome ma wszelkie znamiona megahitu i zaistniał już w świadomości graczy. Z tym akurat nie było problemu. Nie po tym co widziałem!Butcher of RomeFabuła gry zahaczy o śmierć Juliusza Cezara oraz powiązane z tym faktem wydarzenia. Nie jest to jakiś elektryzujący temat na megahit, ale znakomicie się sprawdza jako motor napędowy akcji i z powodzeniem pracuje w tle wydarzeń. Jednym z bohaterów opowieści będzie potężny, rzymski wojownik o imieniu Agrippa, którego ojciec zostaje podstępnie wplątany w zabójstwo cesarza. Przesadnie umięśniony chłopak po prostu nie wierzy w winę rodzica i przez całą grę starać się będzie dojść do prawdy własnymi, mocno niekonwencjonalnymi metodami. Dla dobra sprawy porzuci rolę rzymskiego żołnierza i jako gladiator przebijać się będzie przez wrogie mięso w stronę prawdziwych winowajców. Drugi bohater historii to Octavianus - młodziutki siostrzeniec zamordowanego Cezara, szukający odpowiedzi w nieco inny sposób. Młody no-life nie ma wystarczająco dużo siły, by podnieść zwykły miecz, dlatego skupi się raczej na wykradaniu tajnych dokumentów, przepytywaniu lokalnych mieszkańców i przemykaniu cichaczem między rzymską armią. Metody działania obu bohaterów są na tyle odmienne, że Shadow of Rome wydaje się być dwiema zupełnie innymi grami. Najwięcej emocji wzbudziły we mnie oczywiście ultrabrutalne przeprawy gladiatora. Zabijanie dla sławy, zabijanie po to, aby iść do przodu, szukać odpowiedzi oraz wreszcie po to, aby rzymska widownia dobrze się bawiła - to lubię. Widać, że Capcom wyczuło w rzymskich igrzyskach ogromny potencjał. Mniej emocji natomiast wywołały we mnie misje Octavianusa. Przyklejanie się do ścian, ciche skradanie się za plecami wroga, przebieranie w najróżniejsze szmatki, przeciskanie przez małe przerwy w ścianach, czy podsłuchiwanie rozmów...pewnie, dobrych skradanek nigdy dość, tym bardziej, że w trakcie tych misji Capcom pokaże wam śliczny, wirtualnie odwzorowany Rzym, a liczone w czasie rzeczywistym konstrukcje wyglądają jak żywcem skradzione z malowniczych widokówek. Problem w tym, że po kilku minutach spędzonych z no-life'owatym Octavianusem, po prostu chce się już wracać na pole bitwy i wycinać jako Agrippa, bo siła Shadow of Rome leży właśnie w krwistej łaźni.Sadist's UtopiaZnakomitą większość czasu Agrippa spędzi na arenach oraz w gildii gladiatorów. Gildia to miejsce, gdzie można swobodnie odwiedzać różne komnaty, zagadywać przygotowujących się do walki wojowników itd. Ciekawe, że wraz ze zwycięstwami odnoszonymi na kolejnych arenach, coraz więcej mięśniaków opowiadać będzie o dokonaniach Agrippy, a dla niektórych stanie się on wręcz obiektem kultu. Prawdziwa zabawa zacznie się w momencie, gdy podejdziemy do strażnika i staniemy przed wyborem broni do pojedynku. Tajemniczy koleżka nie zaproponuje nic nadzwyczajnego (najpotężniejsze zabawki i tak przewalają się na polu walki), ale jego oferta pozwoli wstrzelić się w brutalne wydarzenia, które nastąpią już za kilka chwil. Zawsze też istnieje możliwość wejścia na pole bitwy bez żadnego ekwipunku. Możecie być pewni, że publiczność oszaleje ze szczęścia, a nasz bohater już na wstępie dorobi się ksywki twardego, rzymskiego miażdżyciela (Balls of Rome). Inna sprawa, że bardzo ciężko będzie wówczas nawiązać sprawiedliwą walkę ; P Jeśli jednak jest w tej grze coś, o co warto walczyć, na pewno będzie to euforia tłumu, ale o tym za chwilę. Popatrzmy przez moment na joypad. Gladiatorem steruje się niesamowicie łatwo, ale i też trochę ociężale. Idealnie czuć przez to siłę i masę naszego koleżki. Podstawowe ataki lewą i prawą dłonią wyprowadza się dwoma zdefiniowanymi przyciskami. Żeby było śmieszniej, Agrippa może trzymać niezależnie w obu dłoniach cały arsenał zabawek, bądź wymiatać oburącz wielkimi, stalowymi buławami. Osobiście preferowałem gigantyczne, ostre jak brzytwa halabardy, które co prawda wystawiały mnie na ataki, ale jak już mój cios doszedł do celu, to krew z poucinanych kończyn zwyczajnie nie przestawała płynąć. O tak. Dawka brutalności w Shadow of Rome jest gigantyczna. Na tyle wielka, że przykuje uwagę osób, które oswoiły się z Manhuntem. Grą rządzi prosta zasada: wszystko, co można podnieść z ziemi, służy do zabijania.Dlatego szybko przestały dziwić mnie chore akcje, jak choćby ta, w której zgarnąłem uciętą rękę nieprzyjaciela i zatłukłem nią innego typa. Wróćmy jednak do sterowania. Oprócz napieprzania oburącz i każdą łapą z osobna, Capcom dał gladiatorowi możliwość rzucania uzbrojeniem. Wbrew pozorom to bardzo użyteczna umiejętność, bo pozwala atakować na odległość potencjalnie potężniejszych gladiatorów. Publiczność wzniesie istne salwy okrzyków, jeśli rzucona broń dodatkowo powali na ziemię przeciwnika. Sam nie wiem, czy przy takich akcjach głośniej wrzeszczałem z radości ja, czy pięćdziesiąt tysięcy rzymskich gardeł. Rzucanie bronią jest megawidowiskowe, a wykonuje się je poprzez zwyczajne klepnięcie w trójkąt. Kiedy zabraknie broni, odpowiednią kombinacją klawiszy Agrippa wymierza solidnego kopa w brzuch, a ostatecznie odbiera zaskoczonemu przeciwnikowi broń. Niezłym patentem jest to, że każdy cios można wykonać błyskawicznie, bądź nieco opóźnić i tym samym zwiększyć jego siłę. Problem w tym, że nieznane są zachowania wrogich gladiatorów. Niejednokrotnie przechodziłem istne załamania nerwowe, gdy przeciwnik, na którego brałem długi i ogromny zamach (po którym rozpadłby się pewnie na sto kawałków), nagle zaatakował mnie serią technicznych cięć, niszcząc przy okazji mój misterny plan. Zawsze jest więc ryzyko, ale są też nagrody i mnóstwo satysfakcji z siekaniny. Dodatkowo można sprzedać ciężko rannym wrogom brutalne fatality. Na przykład to, w którym Agrippa otwiera sztyletem przeciwnika. Wzdłuż kręgosłupa.Meat SculptorBronie są różne i walają się z reguły po całym polu walki. Na początku gladiator tłucze niewyszukanymi toporami i mieczami, ale szybko na arenę wsypują się zabawki cięższego kalibru. Ogromne wrażenie robi gigantyczna halabarda i wielka (mniej więcej dwa razy większa od naszego bohatera) maczuga, której prawidłowe użytkowanie dosłownie integrowało przeciwników z piachem tworząc krwiste błoto. Znajdzie się też drewniany miecz, którym można łamać przeciwnikom kości. Zero świętości Capcom. Sieka jest nie do opisania. Dość powiedzieć, że prawidłowo wykonanym cięciem udało mi się zmienić wrogą łuczniczkę w potulny kadłubek. Żeby nie było zbyt łatwo, bronie ulegają szybkiej degradacji. Kilka mocniejszych wymachów i macie pewność, że sprzęt posypie się na kawałki.Arsonist ExtraordinareWróćmy teraz do rozkrzyczanego tłumu widzów. Każda brutalna akcja w Shadow of Rome nagrodzona zostaje salwami okrzyków i braw. W Shadow of Rome jest specjalny wskaźnik mierzący poziom zadowolenia gapiów. Kiedy osiągnie punkt kulminacyjny, Agrippa może wznieść łapy wysoko w powietrze i zawyć, a w jego kierunku zawsze poszybuje jakiś użyteczny przedmiot. Tłum co rusz podrzuca halabardy, dzidy, miecze, maczugi i masę leczniczego żarcia. Oczywiście cały czas należy uważać na przeciwników, którzy krzyczącego do tłumu bohatera potrafią ogłuszyć, a "zamówioną" broń przejąć. Dobrze, że jak już połamie im się ręce, to upuszczają trzymany ekwipunek. :] Wróćmy jednak do zabaw z tłumem. Tu kłania się seria DMC i ocenianie widowiskowości zagrań. Aby ludzie dobrze się bawili, należy co chwilę wykazywać się finezją, zmieniać taktyki, nie powtarzać się. Jedno przecięcie ciała na pół jest ekstra, ale drugie, dziesiąte i dwudzieste już nie. Znudzony tłum zaczyna ospale skandować, zaś jakość zrzucanego na arenę towaru pogarsza się. Widowiskowość liczona jest w specjalnych punktach zwanych Salvos. Istnieje cała masa sposobów na rozbawienie publiczności, należy po prostu nie przyzwyczajać się do permanentnego cięcia, palenia, łamania, przerzutek czy poderżnięć. Zrzucanie na kolce też potrafi się falującemu tłumowi przejeść. Dużo salvosów czeka na wspomnianych wcześniej śmiałków, którzy wejdą na arenę bez żadnego uzbrojenia.Meat CollectrorPrzeciwnicy w Shadow of Rome są wymagający i zmuszają po jakimś czasie do znalezienia taktyki. Jasne, można sobie bydlaków tłuc na oślep, ale nie tylko przedwcześnie zniszczy się nasz ekwipunek, ale też nie wzbudzimy radości tłumu. Lepiej zawinąć się wokół ciosu, podejść draba od tyłu, wziąć ryzykowny, ale bardzo potężny zamach i sprzedać mu widowiskowe cięcie. Trudne, ale opłacalne. Przeciwników jest naprawdę wielu. Różnią się wyglądem, siłą, szybkością i wytrzymałością. Znajdą się oczywiście leszcze, którzy po kilku ciosach podziękują za współpracę, spotkacie też wielkie, ledwo poruszające się pokraki. Na tych trzeba szczególnie uważać, bo jednym machnięciem ciężkiej łapy potrafią ostro spustoszyć pasek energii. W swojej przeprawie natknąłem się też na wojowniczych karłów, sępy, lwy, słonie, a niejednokrotnie krzyżowałem oręż z potężnymi bossami. Nie opowiem wam jednak ani o wiedźmie władającej ptakami, ani o bishonenie wyzywającym mnie na wyścig rydwanów, ani też o małym karzełku dosiadającym słonia, bo ich po prostu musicie ujrzeć w akcji sami. Opowiem wam jednak nieco o zadaniach. Głównym obowiązkiem Agrippy jest oczywiście zabijanie, ale niekiedy będzie on musiał działać zespołowo (tu nienajlepiej sprawowała się sztuczna inteligencja) i niszczyć posągi oznaczone barwami przeciwników. Innym razem, ale już w pojedynkę, zostanie zmuszony do zdobywania twierdzy, chronienia garstki kobiet przed atakami dzikusów i wycinania na czas przeciwników. Lepiej mi się grało samemu, bez polegania na konsolowych kompanach. Czasami podchodziłem do jednego zadania kilkanaście razy. Jednak zwycięstwa nagradzane pucharami rekompensowały wszystko.Human CatapultW Shadow of Rome swoje pięć minut będzie miał także wspomniany wcześniej Octavianus. Na niego czeka oddzielny pakiet misji. Zadaniem blondaska będzie zbieranie ukrytych przed światem informacji oraz ustalenie, kto tak naprawdę stoi za zabiciem Cezara. Jasne, niby Brutus, ale Capcom ma na to inną wizję, momentami bardzo japońską i przekombinowaną. W swoich misjach Octavianus przekrada się za plecami Rzymian, śledzi kluczowe dla scenariusza postacie, wtapia się w szeregi wroga i logicznie składa w całość uzbierane kawałki intrygi. Niekiedy zmuszony będzie do wysłuchania wypowiedzi sporej liczby mieszkańców miasta, bo tylko ich informacje sprawią, że na mapie odsłoni się nowa lokacja. W czasie przekradania się ciasnymi korytarzami niejednokrotnie zmuszany byłem do ogłuszania wartowników, zakładania na siebie ich zbroi oraz odpowiadania na niewygodne pytania. Fajnym urozmaiceniem jest szukanie poukrywanych monetek, za które kupuje się potem bonusy na straganie. W misjach Octavianusa naprawdę można utknąć. Nieraz kombinowałem, jak odsunąć żołnierza od bramy, jak przedostać się na drugi koniec dziedzińca, co odpowiedzieć wartownikowi, zadającemu serię dziwnych pytań i jak skierować tłum niezadowolonych ludzi spod bram senatu. Nagrodą za przebicie się przez logiczne etapy będzie oczywiście powrót na igrzyska i załatwianie spraw jako Agrippa. A tu zawsze jest przyjemnie :]Red VolcanoPoziom trudności w Shadow of Rome to oddzielny akapit. Radość z niej będą czerpać przede wszystkim szperacze, hardcore'owcy i miłośnicy capcomowego poweru. Niejednokrotnie będziecie przebijać się przez jeden etap po kilkanaście razy, klnąc pod nosem, że zabrakło wam kilku salvosów do pomyślnego ukończenia poziomu, bądź na strażników, którzy znowu złapali Octavianusa. Zwykły poziom normal zmusza do przemyślenia swych umiejętności. Graficznie jest niesamowicie! Gra używa silnika Onimushy, ale tym razem swobodnie sterujecie kamerą w grze. Można rozglądać się w wszystkich kierunkach i podziwiać dzieło grafików. Piękne są ostre tekstury, mgliste filtry, unoszący się po każdym uderzeniu kurz. Rewelacyjnie wykonano postacie. Fachowy jest wyglądający jak Anthony Hopkins senator, Marcus Brutus rzucający swoim uśmiechem i wiecznie niedomyty Sekstus. Do całości nie pasuje mi jedynie Octavianus, ale chyba uprzedziłem się co do tego gościa. Ta gra to mocne uderzenie ze strony Capcomu! Wypuszczony na arenę Agrippa wyczynia takie cuda z przeciwnikami, że trudno mi było wrócić do innych zajęć. Potężne cięcia, gruchot niszczonych przeciwników, mlask rozbijanych głów i hektolitry posoki przelewającej się po piachu. Orgia dla oczu! To zupełnie inna bajka niż DMC 3 - maksymalnie brutalna, łopatologiczna, pełna wyrzeczeń i hardcore'owa. Capcom dostarczył jedną z najbardziej wypasionych gier w całej swej developerskiej karierze. Kości zostały rzucone.