Dodał: Łukasz "JayL" Jakubczak | 19-09-2010 02:04
Wielu wiązało z „The Saboteur” ogromne nadzieje. Miała to być klimatyczna opowieść o cynicznym Irlandczyku, który dołącza do ruchu oporu, by ścigać nazistę będącego zabójcą jego najlepszego przyjaciela. Gęsta atmosfera okupowanego Paryża, duże, otwarte miasto, możliwość przechodzenia misji zarówno po cichu, jak i na Rambo – oto co owa gra miała oferować. Rzeczywistość okazała się delikatnie różnić od zapowiedzi – dostaliśmy produkcję prostą, z banalną fabułą, bez klimatu. Przyznam szczerze, iż nie śledziłem zbyt czujnie relacji dotyczących powstawania dzieła Pandemic Studios, nie wiem więc dokładnie, w którym momencie z tworu głębokiego przekształciło się ono w dzieło na wskroś infantylne. O ile bowiem przerywniki filmowe są całkiem realistyczne i sugestywne, sama rozgrywka kompletnie się od nich różni. Wszystko wygląda trywialnie, nie ma w tym ani krzty realizmu. W wyniku połączenia poważnej historii i gamplay'a w stylu starszych GTA (III – SA) otrzymaliśmy produkt, z którym po prostu się obcuje, nie zwracając najmniejszej uwagi na otoczkę.