Uncharted 2: Among Thieves
WstępNaughty Dog, decydując o kontynuowaniu „Uncharted”, podjęło się bardzo trudnego zadania. Druga część, aby osiągnąć sukces, musi być zdecydowanie lepsza od poprzednika, który wysoko zawiesił poprzeczkę. Autorzy mogli iść na łatwiznę i zaserwować fanom odgrzany kotlet. Jednak tego nie zrobili i postanowili stworzyć tę grę niemal od początku. W taki sposób powstał nowy silnik graficzny, „Engine Naughty Dog 2.0”, dzięki któremu ich dzieło wygląda obłędnie. „Uncharted 2: Among Thieves” prezentuje bardzo wysoki poziom, mimo iż wychodzi naprzeciw aktualnym trendom w elektronicznej rozgrywce. Nie ma tutaj szeroko otwartej przestrzeni, ani nie można zniszczyć wszystkiego, co stanie na naszej drodze. W zamian za to mamy bardzo dobrą fabułę, która zawstydza niejeden film rodem z Hollywood. Naughty Dog udowodniło, że aby zrobić ponadczasową grę, wcale nie trzeba podążać za trendami. „Uncharted 2” takie właśnie jest i sądzę, że jeszcze wiele lat po śmierci konsol obecnej generacji wielu z nas będzie wspominało tę grę z łezką w oku. Mimo, iż z bohaterami nie utożsamiamy się tak mocno, jak np. w „Metal Gear Solid”, to i tak gra wciąga równie mocno. Krótko mówiąc, została wykonana zgodnie z wytycznymi, jakie pozostawił po sobie słynny reżyser filmowy – Alfred Hitchcock. Stworzono ją tak, by widz (w tym wypadku gracz) nie chciał oderwać oczu od ekranu. Grając w „Uncharted 2” mamy wrażenie, jakbyśmy uczestniczyli w filmie akcji z najwyższej półki. Na uzyskany efekt składa się wiele czynników. Postaram się przybliżyć wszystkie bez zdradzania szczegółów fabuły.„Na początku był chaos”, czyli FabułaGrę rozpoczynamy gdzieś w Himalajach. Nasz bohater – Nathan Drake, budzi się całkowicie poobijany w wagonie, który zwisa tuż nad przepaścią i stopniowo się przesuwa. Jedno jest pewne, nasz bohater musi się z niego wydostać. Wspinaczka po różnych elementach pociągu, odrywających się i spadających, pompuje do naszych żył sporą dawkę adrenaliny. Gdy Nathanowi udaje się wreszcie wyjść z pociągu, ten poetycko runie w dół. Panuje rozkojarzenie, wszędzie porozrzucane są palące się szczątki maszyny. Nasz bohater wykopuje spod śniegu jakiś tajemniczy, niepokojąco wyglądający przedmiot, po czym zaczyna wspominać. Wszystko zaczęło się w Grecji, w barku umiejscowionym na plaży. Jak się okazuje, Nate wciąż pragnie poszukiwać zaginionych artefaktów, mimo iż dzięki swoim odkryciom już dawno stał się bogaty. Wtem pojawia się okazja rozwiązania tajemnicy, związanej z wizytą Marco Polo na Dalekim Wschodzie. Z Europy wypłynęło 14 statków, a na nich sześciuset marynarzy. Wrócił tylko jeden okręt z załogą liczącą kilkanaście osób. Najbardziej niepokojący jest fakt, iż Marco Polo prowadził bardzo szczegółową dokumentację swoich podróży, jednak ten „szczegół” dziwnym trafem pominął. Pierwszy ślad zmusza nas do włamania się do muzeum w Istambule. Fabuła z każdą kolejną sekundą staje się coraz lepsza i uwierzcie mi, nawet, jeżeli gdzieś w połowie gry macie wrażenie, że wszystko wiecie, to jesteście w błędzie. Oczywiście nie mogę zdradzić, co stanie się później, ale przełom w rozgrywce można porównać do tego z pierwszej części, gdy w jednej chwili stawała się zupełnie inną grą.Grafika, filmowy sposób przedstawiania akcji oraz zjawiska, których nie da się opisaćGrafika prezentuje się wręcz doskonale. Nie widać różnicy między scenami przerywnikowymi, a właściwą akcją. Przez cały czas mamy wrażenie, że uczestniczymy w wydarzeniach. Osoby postronne przyglądające się naszym poczynaniom często zadają pytania typu: „ty już grasz, czy to filmik?”. „Uncharted 2” jest po prostu interaktywnym filmem, który pozostaje bardzo grywalny, a jednocześnie widowiskowy. Tak oto na naszych oczach realizuje się proces zanikania granic między filmem, a grą. Nasz bohater odwiedzi różne miejsca na kuli ziemskiej. Każde z nich ma własny klimat i jest zupełnie inne. W Himalajach z najpiękniejszym śniegiem w historii gier wideo kontrastują kolorowe osady tybetańskie, w których żyje specyficzna ludność. Tureckie muzeum absorbuje rozmaitymi cieniami, w których można się ukryć. Akty, które rozgrywają się na Borneo przypominają krajobraz z pierwszej części gry, co pozwala uwidocznić postęp graficzny, jaki nastąpił od 2007 roku. Ogarnięty działaniami zbrojnymi Nepal urzeka nas pięknie wyglądającymi wrakami samochodów, rozsypującymi się budynkami oraz bogato wystrojonymi świątyniami. Nie są to wszystkie miejsca, które zwiedzimy. W każdym z nich obecna jest gra świateł, niezbyt dużo zniszczalnych elementów otoczenia. We wszystkich lokacjach dzieje się bardzo wiele, ale nawet w obliczu zagrożenia, takiego jak kule nadlatujące ze wszystkich stron, walące się ściany budynków i wybuchające beczki z gazem, animacja nie zwalnia, jest płynna, choćby nie wiem co się działo. Za to i za wiele innych rzeczy, których nie da się opisać należą się brawa dla ojców i matek tej gry. Na tę piękną całość składają się setki detali, takich jak ptaki rozlatujące się we wszystkie strony podczas nagłego wystrzału, zniekształcające się poręcze, łamiące się deski czy rozwalony sedes, z którego woda zalewa cały budynek. Gra ma w sobie także „to coś”, co sprawia, że do wirtualnych miejscówek nieświadomie powracamy podczas codziennych zajęć, gdy na chwilę zamkniemy oczy. Jedyne błędy, jakie dostrzegłem miały miejsce przy bardzo wymyślnych akrobacjach, gdy kawałek buta, czy ręki bohatera przenikał przez jakiś obiekt, ale jest to szczegół, którego wielu z Was pewnie by nie zauważyło.Oprawa audio, soundtrack, dubbing oraz różne wersje językoweOpis dźwięku w „Uncharted 2” zacznę od odgłosów otoczenia. Każdy z nich jest niesamowicie realny i, co najważniejsze, zgodny z tym, co dzieje się na ekranie. Muzyka skomponowana przez Grega Edmonsona doskonale pasuje do przedstawianych wydarzeń. Efekt ten zawdzięczamy ścisłej współpracy kompozytora z twórcami gry. Jeżeli chodzi o dubbing, to w angielskiej wersji mamy do czynienia z jednym z najlepszych, jakie kiedykolwiek dane było nam usłyszeć. Słowa wypowiadane przez bohaterów są idealnie zgrane z ruchem ust. To niesamowite wrażenie osiągnięto dzięki nagrywaniu dźwięku już podczas sesji motion capture, nie zaś oddzielnie w studiu. Główny bohater (tak samo jak w pierwszej części) przemawia głosem Nolana Northa. Uwodzicielski głos Chloe to Claudia Black, znana ze „Stargate” oraz „Crysisa”, w którym wypowiadała kwestie Heleny. Za głos Eleny odpowiedzialna jest niejaka Emily Rose (nie ta od egzorcyzmów). Wiadomo, Polacy nie gęsi i swój język mają. Ku mojemu zaskoczeniu polski dubbing nie traci wiele względem oryginału, przekaz pozostaje niezmieniony. Z tego miejsca chciałbym pochwalić polskich aktorów, którzy stawili czoła jednemu z najlepszych dubbingów w historii gier i ze swojego zadania wywiązali się bardzo dobrze. W polskiej wersji za głos Nathana odpowiada Jarosław Boberek, Chloe swojego głosu użyczyła Anna Gajewska, a Elenie Ewa Bukowska. Genialny dubbing tylko wspomaga kinowy wręcz wygląd „Uncharted 2”. Jeżeli chodzi o lokalizację, to nie mamy do czynienia z tak zwaną zdradą tłumaczenia. Pojawiły się tylko drobne wpadki związane z tym, że tłumacze nie mieli gry przed oczyma, gdy pracowali nad kwestiami wypowiadanymi przez bohaterów. Ponadto w jednym momencie w wyświetlanych na dole napisach, zamiast polskich znaków diakrytycznych pojawiają się śmieszne symbole matematyczne, co już oczywiście nie jest winą tłumaczy. Sprawę języków zamknę tym, co jest w niej najlepsze. W przeciwieństwie do „Killzone 2” możemy w każdym momencie gry zmienić język bohaterów, napisów oraz menu. Możemy np. grać po angielsku z polskimi napisami lub pobawić się w poliglotę i np. ustawić sobie menu na portugalski, mowę na rosyjski, a napisy na jeszcze jakiś inny. Wszystko można zmienić, kiedy tylko się chce. Uwielbiam takie rozwiązania.Wisienka na torcie, czyli miodna rozgrywkaSporą część tekstu wykorzystałem na opis doznań wizualnych i akustycznych, by nakreślić fundamenty, na jakich zbudowano wciągającą grywalność, którą dodatkowo poprawia perspektywa. Kamera prezentująca rozgrywkę to nie klasyczny widok z trzeciej osoby, jest ona raczej „zawieszona” w jakimś miejscu, tak by zapewnić nam jak najlepszy widok. Oczywiście możemy nią trochę manewrować. Gra jest pełna akcji i jak już wyżej pisałem, ciężko odróżnić momenty grywane od filmowych przerywników. Względem pierwszej części zmieniło się niewiele. Odrzucono balansowanie postacią podczas przechodzenia po wąskich deskach itp. Dodano możliwość rzucania przedmiotami. Gdy zabraknie nam granatów, możemy rzucić w przeciwników znajdującą się w pobliżu beczką z gazem, po czym w nią strzelić. Zdecydowanej poprawie uległ system chowania się za osłonami, który już w pierwszej części sprawował się bardzo dobrze. Podobnie jak w poprzedniku, możemy strzelać „na ślepo”, nie wychylając się zza osłony lub wychylić się, aby wycelować we wroga. Strzelać i rzucać granaty możemy także wisząc na krawędzi. Walka wręcz uległa lekkiemu uproszczeniu: teraz ciosy zadajemy przy pomocy kwadratu i odpowiedniego wychylania gałki analogowej, a unikamy ataków przeciwnika naciskając trójkąt. Przy jego pomocy możemy także wykonywać różne czynności, jak podniesienie przedmiotu, pogłaskanie woła, czy wystraszenie dzieci. Tak w wielkim skrócie prezentuje się zakres ruchów naszego bohatera. Jeżeli chodzi o ekwipunek, to jest on zdecydowanie bogatszy, niż poprzednio. Do standardowych karabinów, strzelb, snajperek, pistoletów, granatników i wyrzutni rakiet dołączyła jeszcze tarcza, kusza, minigun oraz inne odmiany wyżej wspomnianych broni. Do ciekawszych należy „Strzelba Pistolet”. Jest to broń wielkości rewolweru, jednak o mocy i zasięgu porządnego shotguna. Grono karabinów wzbogacił ciekawie prezentujący się belgijski FN FAL.Niemal każdy etap możemy przejść na swój sposób. Zatem szczęśliwi będą zarówno fani Johna Rambo, jak i Solid Snake’a. Bogaty arsenał gwarantuje zróżnicowanie na polu walki i daje wiele możliwości dojścia do celu. Gdy zdecydujemy się „głośno” rozwiązać problem, gra przypomina strzelaniny wojenne, jest sporo krycia się za barykadami, ostrzał ze wszystkich stron, a całości towarzyszą eksplozje. Jeżeli zaś zdecydujemy się dyskretnie przejść konkretną misję, możemy poczuć się trochę jak podczas gry w „Metal Gear Solid”, nieustanny stres oraz przyjemność z cichego wykańczania przeciwników gwarantowana. Najbardziej optymalne jest przechodzenie gry naprzemiennie na dwa z wymienionych sposobów, dzięki czemu zgarniemy wszystkie trofea (chociaż do zdobycia 100% i tak wymagane jest przynajmniej dwukrotne ukończenie rozgrywki). Po raz kolejny podkreślam, że każdy z etapów jest zróżnicowany i zawiera skrypty, podobnie jak w „Call of Duty 4: Modern Warfare”. Dzięki nim przeżyjemy niezapomniane chwile, takie jak strzelaniny w budynku, który przewraca się na bok, czy też na dachu pociągu z koniecznością schodzenia w dół w momentach, gdy można zahaczyć głową o sygnalizatory. Całość spina otoczenie, które jest częściowo zniszczalne, dzięki czemu podczas solidnej strzelaniny różne elementy dekoracyjne wręcz fruwają w powietrzu. Sztuczna inteligencja zachowuje się nadzwyczaj realnie, zarówno w przypadku wrogów, jak i towarzyszy broni. Wszyscy sprawiają wrażenie, jakby wiedzieli co robią. Nie zabrakło także etapów, w których nasz partner prowadzi jakiś pojazd a my za pomocą działka eliminujemy goniących nas wrogów. W wielu grach takie etapy bywają monotonne, całe szczęście stereotyp ten nie dotyczy „Uncharted 2”. Wszystko jest wykonane z takim rozmachem, że na naszych twarzach zawita szeroki uśmiech spowodowany genialnymi wręcz eksplozjami oraz realizmem. Przy okazji uświadomiłem sobie, że strzał z pędzącego samochodu to wcale nie taka prosta sprawa. Wszystko się delikatnie rozmazuje, a przeciwnicy ciągle gnają do przodu. „Uncharted 2”, dzięki swojej widowiskowości i akcji zawstydza wiele strzelanin, a przecież czystą strzelaniną nie jest. W grze obecnych jest wiele elementów platformowych, jak wspinaczki, skoki, po prostu le parkour. Gdy połączymy różnorakie akrobacje, skakanie po dachach i zwisanie na krawędzi ze strzelaniną, otrzymamy obraz „Uncharted 2”. Nasz bohater prawie zawsze jest w stanie oddać strzał lub powalić wroga jakimś chwytem, czy to trzymając się skarpy, czy wisząc na linie. Jednak widowiskowa akcja w pięknej oprawie to nie wszystko, co serwuje nam gra. Pojawiają się jeszcze łamigłówki, pozornie skomplikowane z racji tego, że nieraz musimy przejrzeć kilka stron w notatniku bohatera, by domyślić się, o co chodzi. W rzeczywistości są proste i nie pochłaniają zbyt wiele czasu. Czy to dobrze? Sądzę, że to kwestia gustu. Według mnie jest ok, ale mogłoby być ich nieco więcej.MultiplayerGrze, która w trybie single player jest niemal idealna, dorzucono jeszcze możliwość połączenia z graczami z całego świata przez Internet. Multi player zrealizowano bardzo dobrze, mamy dokładne statystyki, różne bonusy i zapowiedzi nowych możliwości. Generalnie rzecz biorąc w grupie możemy zrobić wszystko to, co samemu, a jak wiadomo w grupie raźniej (ale za to nie ma czasu, by zachwycać się widokami). Zgodnie ze standardami tryby gry wieloosobowej podzielono na rywalizacyjne oraz kooperacyjne. Te pierwsze to oprócz standardowej walki dwóch drużyn, także rozmaite wariacje w temacie „łapania flagi”. W trybach współpracy działamy w grupce złożonej z kilku osób i wykonujemy zadania podobne do tych z kampanii dla jednego gracza. Jest wszystko, co być powinno, akcja gier wieloosobowych odbywa się na mapach wyciętych z singla. Multi w „Uncharted 2” jest bardzo dobry, ale nie należy ona do tych gier, w których stanowi on trzon rozgrywki. Mimo to z pewnością będzie się rozwijał i spędzimy w nim wiele godzin. Krótko mówiąc, jeżeli zabierzemy się za grę wieloosobową bez uprzedniego przejścia gry samodzielnie, to staniemy się ofiarami samookaleczenia. Po pierwsze nie poznamy wspaniałej historii, a po drugie będziemy dostawali baty z racji tego, iż nie nabraliśmy odpowiedniego doświadczenia. Dlatego gorąco zachęcam do przejścia gry na jak najwyższym poziomie trudności, gdyż między poszczególnymi stopniami nie ma aż tak wielkiej różnicy jak w niektórych bijatykach, a dodatkowo zdobędziemy więcej trofeów i lepiej przygotujemy się do gier wieloosobowych.„Niezaznaczone na mapie 2: Pośród Złodziei”Podsumowując, „Uncharted 2” to niezapomniana przygoda, która wciągnie zarówno dzieci, jak i dorosłych. Swoim rozmachem i widowiskowością dorównuje filmom akcji z najwyższej półki. Oprócz silnika graficznego nie zawiera wielu innowacji technologicznych, co jak się okazało wcale nie przeszkadza w genialnej zabawie. Panie i Panowie, mamy do czynienia z kamieniem milowym siódmej generacji konsol. Naughty Dog, ojcowie kultowego „Crasha Bandicoota” i „Jak’a & Daxtera” stworzyli kolejne arcydzieło. Nathan Drake znów zasłużył na tytuł Indiany Jonesa XXI wieku.