Zaproponuj newsa Zarejestruj się Zaloguj się Zaloguj z Facebook.com Odzyskaj hasło
Profil na Facebook.com Profil na Facebook.com Profil Twitch.tv
Szukanie zaawansowane

LISTA RECENZJI

Warhammer 40.000: Dawn of War II

Dodał: 0000000000 | 17-03-2009 18:17

Historia serii Dawn of War sięga 2004 roku kiedy to ukazała się pierwsza część gry, potem tytuł ten doczekał się trzech pudełkowych dodatków. Produkcja ta będąca klasyczną strategią czasu rzeczywistego zyskała sporą rzeszę fanów, którzy do dzisiaj zagrywają się w trybie multiplayer. Firma Relic postanowiła odświeżyć wizerunek tej sagi i wydać już nie addon ale pełnoprawny sequel, zmieniając przy tym całkowicie założenia na jakich opiera się rozgrywka.Kampania singleGra oferuje zupełnie inny sposób rozgrywki niż część pierwsza ponieważ... prawie w ogóle nie ma w niej strategii. Dostajemy coś w stylu nieśmiertelnego Diablo, mamy do dyspozycji drużynę złożoną z maksymalnie czterech grup jednostek, przy czym w każdej grupie jest jej dowódca oraz do trzech zwykłych żołnierzy, którzy stanowią tak zwane mięso armatnie. Grupa ta zostaje rzucona na wrogi teren i musi rozprawić się z paskudnymi obcymi, którzy zalęgli się na tym obszarze, na końcu każdej planszy czyhają na nas bossowie, są oni oczywiście dużo silniejsi niż ich pomagierzy i dysponują wyjątkowymi atakami, jednak są one sygnalizowane z niewielkim wyprzedzeniem co ułatwia sprawę o tyle, że wystarczy przesunąć nasze jednostki o kilka centymetrów od planowanego miejsca rozwałki. Znajdziemy tutaj także typowo rolplejową możliwość zwiększania cech naszych kapitanów (do rozdysponowania mamy po 2 dwa punkty na każdy poziom). Niestety całość sprawia dosyć marne wrażenie, ponieważ brakuje elementów strategicznych, jedyne co musimy robić to klikać na kolejnych przeciwnikach i używać w odpowiednich momentach zdolności specjalnych naszych bohaterów. Brzmi nieprawdopodobnie? Ale to niestety jest prawda i trzeba ją zaakceptować. Fabuła jest także znikoma, po prostu wykonujemy kolejne misje polegające na eksterminacji wrogów, ponieważ oni tam są i trzeba ich zabić ;).Tryb multiplayerJest on zdecydowanie najlepszą stroną opisywanej produkcji, szybkie potyczki, dynamiczna akcja i możliwość nawiązywania kontaktów i gry z fanami z całego świata. Już na samym początku możemy wybrać w kogo chcemy się wcielić: kosmicznych marines, tyranidów, orków czy też mrocznych eldarów. Dostajemy także możliwość wyboru jednej z trzech specjalizacji oraz klanu (jednak nie ma to wpływu na rozgrywkę). Nasza baza jest bardzo ograniczona tzn. składa się z jednego budynku, który oczywiście możemy ulepszyć i produkować w nim nowe jednostki. Grając musimy dbać o to, aby zajmować i utrzymywać strategiczne punkty, czyli panele dostarczające rekwizycję, za którą możemy kupić nowe jednostki oraz doskonalić już istniejące oraz elektrownie produkujące energię. Możliwe są pojedynki jeden na jeden lub wielu na wielu, a oba te tryby dostarczają mnóstwa czystej frajdy i radochy. Pewne zastrzeżenia mam do algorytmu wyszukiwania przeciwników do rozgrywki wieloosobowej, otóż wielokrotnie zdarzyło mi się, że komputer przydzielał mnie do przeciwnika, który miał osiem lub więcej poziomów niż ja, jak się grało to już łatwo się domyśleć, ale na pewno za różowo nie było ;).TechnikaliaGra do instalacji wymaga założenia lub podania loginu do platformy Steam, więc bez połączenia internetowego możemy zapomnieć o jakiejkolwiek rozgrywce nawet w trybie single player. Jak dla mnie jest to wada, już nie wspominając o tym, że tak zarejestrowanego produktu nie możemy nikomu pożyczyć bez podawania swoich danych do konta, ani też go odsprzedać. Kolejną niemiłą niespodzianką czekającą na nas jest konieczność założenia własnego profilu Windows Live, można oczywiście grać w trybie offline ale doświadczenie mi podpowiadało aby nie ryzykować. Z poziomu gry przenosimy się do okna rejestracji, wszystko okienka są ładne i kolorowe, dowiadujemy się co zyskamy zakładając konto, wiedziony wrodzoną ufnością założyłem swój profil, dostałem potwierdzenie i szczęśliwy z takiego obrotu sprawy wykorzystuje mój login i hasło już w grze. W tym miejscu wyrwało mi się z ust niecenzuralne słowo, bo gra dosyć dosadnie wyjaśniła mi, że nie jestem uprawniony aby dostąpić zaszczytu udziału w Krucjacie Aureliańskiej ponieważ mój region NIE JEST obsługiwany przez usługę. Jak to nie jest skoro zakładałem konto z poziomu gry i nie miałem możliwości wyboru? Dopiero założenie kolejnego konta z FIKCYJNYMI danymi (zaznaczyłem że mieszkam w UK) pozwoliło mi odpalić grę dostępną na półce w polskich sklepach. Jak ta sytuacja jest absurdalna nie muszę chyba nikomu tłumaczyć.Oprawa audiowizualnaGrafika w grze stoi na naprawdę wysokim poziomie, co prawda świat, który przyjdzie nam odwiedzić w większej części jest szary i ponury ale przecież takie było założenie tej produkcji. Wszystkie obiekty są szczegółowe i dopracowane nawet przy największym możliwym przybliżeniu, silnik gry został także dobrze zoptymalizowany. Na moim komputerze, co prawda kupionym całkiem niedawno ale niebędącym jakimś demonem prędkości wszystko działało płynnie na maksymalnych detalach i w rozdzielczości 1680x1050. Oprawa dźwiękowa także stoi na wysokim poziomie, muzyka idealnie pasuje do klimatu i zagrzewa do walki.PodsumowanieGra składa się z dwóch nierównych części, czyli słabego single i świetnego multi, więc naprawdę ciężko jest ją jakoś sprawiedliwie ocenić. Czy warto mieć ją w swojej kolekcji? Myślę że tak ,ponieważ nawet nie wiem kiedy spędziłem przy niej długie godziny, chcąc tylko to czy owo sprawdzić, lub rozegrać tylko jeden pojedynek w trybie wieloosobowym. Grę w naszym kraju wydała firma CD Projekt, która przygotowała dla nas polską, kinową wersję, miłym dodatkiem na pewno jest poradnik opisujący wszystkie misje kampanii dla jednego gracza, jego przydatności jednak nie oceniam, ponieważ ani razu nie zdarzyło mi się go użyć, ale dodać trzeba, że jest drukowany na dobrym kolorowym papierze i zawiera mnóstwo obrazków :)."Warhammer 40,000: Dawn of War II" możesz kupić w sklepie 3kropki.pl za jedyne 99,99 zł

Komentarze | czytaj więcej

A Vampyre Story

Dodał: 0000000000 | 15-03-2009 19:59

Gry przygodowe są swoistym ewenementem w światku komputerowym, zdecydowana większość z nich nie trafia na listy przebojów, na forach internetowych nie uświadczymy zażartych dyskusji o wyższości jednego tytułu nad drugim, nie czytamy wywiadów z producentami, w których chwalą się nowymi rozwiązaniami technicznymi oraz coraz bardziej realistyczną grafiką. Mimo to produkcje te mają stałe grono wiernych fanów, którzy z nadzieją czekają na premiery, niestety w naszym kraju jest tak, że większości tytułów nie opłaca się wydawać dystrybutorom. W związku z tą sytuacją każdą grą, nawet średnią cieszymy się jak małe dzieci i żadnym wyjątkiem od tej reguły na pewno nie jest debiutanckie dzieło studia Autumn Moon czyli A Vampyre Story...Powrót do korzeniJak się już rzekło, gra jest debiutanckim projektem wyżej wymienionego studia, ale ludzi w nim pracujących debiutantami na pewno nazwać nie można. Otóż znakomita część z nich, pracująca wcześniej nad kultową już serią Monkey Island, z Benem Tillerem na czele postanowiła założyć firmę i już na własny rachunek próbować zaistnieć w świecie gier przygodowych. Niestety jak to w życiu bywa nie obyło się bez problemów, początkowo A Vampire Story miało być bardzo długą i złożoną grą, ale z braku środków na dalszą pracę postanowiono podzielić ją na rozdziały, z tego wynika, że opisywana tutaj produkcja jest zaledwie jedną z kilku planowanych już części. Czy warto czekać na kolejne? O tym już za chwilkę...Historia o wampirachWcielamy się w Monę, francuską niespełnioną diwę operową, która zostaje porwana przez hrabiego Szprytka, zamieniona w wampira (do czego tak na marginesie wcale przyznać się nie chce, a popijając krew twierdzi, że to nieco kwaśne wino) i zamknięta na zamku. Po śmierci prześladowcy, a raczej jego zamianie w ducha, będziemy musieli znaleźć sposób na wydostanie się z opresji. Jako że forteca stoi na środku jeziora, a nasza bohaterka nawet zamieniona w nietoperza jakimś dziwnym trafem nad wodą latać nie może bądź też nie potrafi będzie to sprawa troszkę skomplikowana. Fabuła gry jest w moim odczuciu nieco naiwna, a opowiedziana historia ani trochę mnie nie wciągnęła, szczerze powiedziawszy to bywały momenty kiedy po prostu odechciewało mi się grać, nie miałem ochoty dowiedzieć jakie będą dalsze losy Mony. Nie wiem dlaczego tak się stało ale strasznie ciężko było mi się wczuć w tę postać, może dlatego, że wampirzyca jest po prostu nieziemsko głupia a sprawy nie poprawia na pewno strasznie irytujący i denerwujący angielski dubbing. To co tygryski lubią najbardziej......czyli zagadki. Tych w grze mamy oczywiście całe mnóstwo, jedne są mniej inne bardziej skomplikowane, ale ogólny ich poziom stawia grę gdzieś mniej więcej w środku stawki. Kilka razy twórcom udało się mnie zirytować bezsensownością pewnych czynności tak, że nawet już jakiś czas po ujrzeniu napisów końcowych ciarki mnie przechodzą na samą myśl o nich. Jak już się przyjęło w gatunku, nie tylko będziemy używać jednych przedmiotów na innych ale także dostaniemy zagadkę, która będzie od nas wymagała przygotowania pewnych mikstur z dostępnych składników, jednak jest to tylko taki mały ukłon w stronę fanów przygodówek, niż poważne wyzwanie. Co ciekawe, jest to już kolejna gra, w której bohaterka nie zbiera wszystkich możliwych przedmiotów do ekwipunku tylko pojawiają się one tam jako „dostępne” ale nie w sensie fizycznym, jak łatwo się domyśleć gdy tylko będziemy chcieli taką rzecz użyć Mona musi ją zabrać z miejsca gdzie leży. W tym momencie należy się kolejny duży minus dla twórców ponieważ musimy te wszystkie animacje obejrzeć, oczywiście da się je przeklikać przy pomocą spacji, ale tak czy siak jest to strasznie irytujące. W ogóle wspomniany klawisz stanie się jednym z najbliższych przyjaciół gracza podczas zabawy z A Vampyre Story, ponieważ odpowiada on za pominięcie różnorakich sekwencji (nie tylko filmików ale też... chodu głównej bohaterki, Mona niestety nie umie biegać ale gdy wciśniemy spację po prostu pojawia się w miejscu docelowym), zdarzyło mi się jednak kilkakrotnie gdy chciałem pominąć jakiś kolejny nudny dialog, że owszem napisy znikały ale postaci poruszały nadal ustami aż się wygadały do końca, a mi pozostawało cierpliwie czekać.O humorze słów kilkaMiał on być jednym z głównych atutów gry, a jak wyszło? Niestety marnie, humor w tej produkcji jest niesamowicie wymuszony. Teksty wypowiadane przez naszą mało inteligentną bohaterkę są po prostu na bardzo niskim poziomie, wizerunek ten poprawia nieco towarzyszący jej na każdym kroku nietoperz, który potrafi czasami rzucić celną i śmieszną ripostę niestety są to sytuacje bardzo rzadkie. Chciałbym jednak zaznaczyć, że jest to tylko moja subiektywna opinia, ale i tak myślę, że większość graczy przyzna mi rację.TechnikaliaGra powstała w oparciu o znany i doceniany w światku przygodówek silnik, który był wykorzystany przy wielu produkcjach tego gatunku. Umożliwia on tworzenie dwuwymiarowych teł oraz poruszających się po nich trójwymiarowych postaci, niestety widać, że graficznie produkcja nie jest najwyższych lotów. Czas jaki minął od rozpoczęcia prac nad nią do premiery odbił swoje piętno na wizualnej stronie A Vampyre Story, niby jest ładnie, kolorowo i jakoś tak bajkowo ale mimo wszystko spodziewałem się czegoś więcej. Trzeba także wspomnieć o tym, że dostępna jest tylko i wyłącznie jedna rozdzielczość co sprawia, że granie na dużych panoramicznych ekranach jeszcze bardziej pogarsza wrażenia wizualne. O muzyce nie można powiedzieć żadnego złego słowa, niestety dobrego też nie, ona po prostu jest, nie irytuje ale też nie wprawia w zachwyt, a szkoda bo naprawdę producenci mogli się wykazać w tej kwestii.PodsumowanieTak naprawdę nie wiem jak ocenić tą grę ponieważ z jednej strony jest to przyjemna i bezstresowa produkcja, a z drugiej niestety nie spełniła wszystkich obietnic jakie składali jej twórcy, czekaliśmy na śmieszną, długą i ciekawą fabularnie przygodówkę, a dostaliśmy średniaka starczającego na trzy i to niezbyt długie wieczory. Dodając do tego moim zdaniem trochę wygórowaną cenę (prawie osiemdziesiąt złotych), mogę polecić tą produkcję tylko zagorzałym fanom gatunku, którzy i tak w tej chwili nie mają w co grać. Dla formalności dodam, że firma Cenega przygotowała dla nas polską, kinową wersję gry, a jakość spolszczenia jest naprawdę poprawna i nie można się absolutnie do niczego przyczepić.Mimo wymienionych wcześniej wad i tak z niecierpliwością czekam na kolejne części tej sagi, bo gdy twórcy wezmą sobie do serca opinie graczy, może jeszcze powstać produkt wyjątkowy, a że wstęp się troszkę nie udał... no cóż i tak czasami w życiu bywa ;)

Komentarze | czytaj więcej

Brain College Tropical Lost Island

Dodał: 0000000000 | 15-03-2009 19:51

Gry z serii Brain College jak sama nazwa wskazuje, powinny pomagać trenować nam nasze szare komórki, których może na co dzień nie używamy aż tak wiele ;). Tym razem będziemy musieli wykazać się bardzo dużą spostrzegawczością.Fabuła gry jest raczej marnym tłem dla poczynań gracza, otóż pewien profesor postanawia odkryć skarb i w tym celu wyrusza na jakąś bliżej nieokreśloną wysepkę, niestety jak to już w życiu bywa nie wszystko poszło zgodnie z planem i samolot się rozbija. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło i gdy profesor niezrażony małym wypadkiem odkrywa kolejne tajemnice, Ty drogi graczu zostajesz wysłany z misją ratunkową.Jak już wspomniałem w tej produkcji będziemy ćwiczyli spostrzegawczość, cała idea tej gry polega na wpatrywaniu się w bardzo kolorowe i pstrokate lokacje, gdzie poukrywane jest zawsze kilkadziesiąt przedmiotów, z których musimy znaleźć jedynie piętnaście, przy czym zdecydowana większość z nich jest tak porozrzucana żeby jak najmniej wyróżniała się z tła a co za tym idzie trudniej było je znaleźć. Na każdą planszę mamy dziesięć minut, jednak istnieje zabezpieczenie na wypadek gdybyśmy chcieli spróbować wskazywać bez zastanowienia na wszystkie przedmioty, gra po prostu odejmuje nam czas za każde błędne kliknięcie. Do naszej dyspozycji dostajemy także trzy „koła ratunkowe” więc gdy już naprawdę nie możemy nic znaleźć klikamy na jedną z ikonek w górnym prawym rogu ekranu i program sam podpowiada gdzie leży ostatni przedmiot z listy. Jeżeli skończy nam się czas, planszę możemy oczywiście rozegrać od nowa ale tym razem z innym zestawem przedmiotów do wskazania.Co jakiś czas dostaniemy także do przejścia jedną z minigierek, a są ich trzy rodzaje: dosyć luźna wariacja na temat mahjonga, składanie notatek bądź map z podartych kawałków oraz klasyczna gra pamięciowa, w której mamy planszę z zasłoniętymi kwadratami i odsłaniając oraz zapamiętując pojawiające się na nich symbole musimy dopasować je parami do siebie. Gierki nie są jakieś porywające ale na pewno stanowią miłe urozmaicenie od głównego wyzwania stawianego przed graczem. Niestety graficznie gra prezentuje się marnie, oczywiście wszystko jest kolorowo tak jak należy ale całość przekreśla zastosowanie tylko jednej domyślnej rozdzielczości, rozumiem że twórcy musieli by przygotować lokacje dla każdej z nich z osobna, no ale jak widać czegoś zabrakło, chociaż stawiam na to że bardziej pieniędzy niż chęci. Gra odpala się w okienku na środku ekranu bądź po zaznaczeniu opcji pełny ekran w jego górnym lewym rogu, różnica w sumie żadna tak czy siak na dużym panoramicznym monitorze wygląda to strasznie. Warstwa dźwiękowa także nie została zbyt dobrze przygotowana, ciągle ta sama muzyczka i te same dźwięki sprawiają, że szybko ściszamy głośniki i włączamy sobie chociażby radio.Gra należy do gatunku tych „przerywnikowych”, stanowi miłą odskocznię od poważnych produkcji i tylko jako taką należy ją traktować. W tej roli sprawdza się znakomicie i wydaje mi się, że warto wydać te niecałe dwadzieścia złotych po to żeby móc troszkę poćwiczyć spostrzegawczość. Za wprowadzenie na nasz rynek tej produkcji odpowiedzialna jest firma City Interactive, która przygotowała też kinowe spolszczenie gry.

Komentarze | czytaj więcej

Brain College: Stone Loops of Jurassica

Dodał: GIEROmaniak.pl | 15-03-2009 07:52

Gra StoneLoops of Jurassica to nowa gra zręcznościowa na rynku. Polega ona na nieustannym wyjmowaniu permanentnie toczących się kamieni z ciągu, który leci z prędkością zależną od trybu i poziomu trudności i wkładaniu ich z powrotem do owego ciągu tak, aby przynajmniej trzy w jednym kolorze były obok siebie- wówczas wybuchają, a gracz dostaje za to punkty. Nieustający pęd kamieni nie zmienia się ani trochę wraz z kolejnymi etapami gry, jest on tylko z czasem trochę szybszy, bardziej zawiły, dochodzi też więcej kolorów wobec czego gra jest trudniejsza.. Sterowanie jest wyłącznie za pomocą myszki, którą niemiłosiernie maltretujemy przechodząc kolejne poziomy gry. Celem gry jest zdobycie góry i ulepszenie swojego domu co zwykle następuje po przejściu trzech etapów gry. Dom początkowo wyglądający jak słomiana chata z czasem staję się prawdziwą rezydencją, choć właściwie ulepszamy go tylko dla względów estetycznych, gdyż nie ma to żadnego wyższego celu, nie mamy też kontroli nad tym co i w jakiej kolejności będzie ulepszane.Muzyka to właściwie jedna, monotonna melodia, którą słyszymy gdy nie gramy, a jedynie dokonujemy jakiś zmian lub po prostu jesteśmy w menu, choć miła dla ucha, wraz z dłuższym przesłuchiwaniem staje się irytująca. Natomiast dźwięk to odgłosy spadających kamieni i huk ich rozbijania.Rywalizacja odbywa się na trzech poziomach : łatwym, normalnym i trudnym, chociaż nie są to wyraźne różnice nawet dla przeciętnego gracza, który swobodnie powinien poradzić sobie nawet z najwyższym poziomem, choć jak już wspomniałem wymagać to może poświęcenia myszki. W grze nie występuje żadne ryzyko, potencjalnie przegrany etap nie wyklucza dalszej gry bez zapisania, gdyż można powtarzać go w nieskończoność, wobec tego słabsi gracze nie powinni narzekać. Grafika to typowe 2D, ale w przypadku tego rodzaju gry to nie grafika a grywalność (która stoi naprawdę na niezłym poziomie) jest najważniejsza. Należy także wspomnieć o możliwości używania ułatwiających broni, które możemy zdobyć na tak zwanych bonusowych poziomach, przykładami takich broni może być wywołanie lawiny, które niszczy niemal cały obecny na ekranie ciąg kamieni, lub bombę, która zamienia kilkanaście kamieni w jeden kolor, wobec czego można je łatwiej zniszczyć w następnym posunięciu.Opakowanie, cena (raptem 19,90 zł), a także opis, który podaje mało imponujące liczby trybów i możliwości rywalizacji zwiastują, że jest to gra, na której nie spędzimy więcej niż kilka do kilkunastu godzin. Aczkolwiek może być to ciekawy dodatek do życia nawet dla znudzonych życiem studentów, do których sam się zaliczam, wobec tego mogę powiedzieć, że choć pierwsze wrażenie, które zrobiła na mnie ta gra było marne to jednak poświęciłem jej z własnej woli sporo czasu starając się przejść tą grę do końca. Gra ta jest stworzona dla dzieci, których rodzice chcą, aby nie traciły czasu na gry przepełnione przemocą, a raczej poćwiczyły zręczność ich zdaniem jest bardziej korzystne.Podsumowując gra StoneLoops of Jurassica jest skierowana ewidentnie do graczy z młodszej grupy wiekowej, gdyż nie jest trudna, grać może w nią każdy, a jej cena pozwala na zakupienie jej w oryginale praktycznie przez każdego. Choć nie jest to gra górnolotna i może mieć na rynku sporą konkurencję to jednak może zostać zauważona przez gracza, a przede wszystkim przez rodziców małego dziecka (powiedzmy 7-letniego) i może dostarczyć im trochę zabawy. Choć może być ona traktowana, wielu młodym rodzicom jak i graczom lubiących tego rodzaju zręcznościówki polecam tę grę ze względu na niską cenę i niezłą grywalność.

Komentarze | czytaj więcej

Empire: Total War

Dodał: Wojciech "Aquamann" Lambert | 12-03-2009 17:36

Dobre pomysły należy rozwijać - zasada, która, jak wszędzie zresztą, sprawdza się i na rynku gier komputerowych. Ale zazwyczaj rzadko udaje się trafnie przewidzieć, co wyjdzie z prób odmłodzenia prominentnych staruszków. Próbę witalizacji starej, dobrej serii gier Total War podjął się The Creative Assembly. W ubiegłym wieku udało im się zdobyć uznanie graczy szogunem i jego samurajami, potem przywołali na ekrany monitorów dawne konflikty mocarstw feudalnej Europy, a następnie cofnęli się do ery wielkiego Imperium Rzymskiego i jego zdyscyplinowanych legionów. Teraz przyszedł czas na dokonanie ogromnego skoku dziejowego do ery prochu, muszkietów i europejskiego imperializmu.Wojna TotalnaKról, w przeciwieństwie do poprzednich części, nie odgrywa tu już kluczowej roli: nie dowodzi on już wojskiem, a jego nie do pozazdroszczenia zajęciem jest głównie przewodzenie posiedzeniom rady jego ministrów i godne reprezentowanie państwa na arenie międzynarodowej. Po mapie kampanii poruszają się zaledwie generałowie z armiami, brygadierzy, agenci oraz flota. Zresztą na pierwszy rzut oka wydarzenia toczące się na mapie wydają się bardziej uporządkowane w stosunku do poprzednich części, gdzie mnóstwo było swawolnych oddziałów porozrzucanych po mapie. Takie rozwiązanie zostało podyktowane nie tylko względami historycznymi, ale również praktycznymi, gdyż możemy się skupić na ważniejszych aspektach rozwoju naszego imperium, aniżeli zawracać sobie głowę nieważnymi utarczkami w dalekich prowincjach. Zanim jednak przystąpimy do rywalizacji z sąsiadami musimy posprzątać własne podwórko i wyznaczyć odpowiednie osoby do zarządzania całym tym burdelem. Król ma prawo mianowania, bądź odwołania gdy trafi się jakiś lepszy kandydat na dane stanowisko, ministrów na urzędy ze względu na ich specjalne umiejętności wojskowe, finansowe, gospodarcze, zarządzania flotą bądź jurysdykcyjne. Ich umiejętności akumulują się w formie przymiotów postaci takich jak „Status Quo: +1 do zadowolenia szlachty” albo „Marynarz: -4% do kosztów utrzymania floty”, które działają jako premie bądź kary na cały obszar państwa. Jednakże nie osiągnięto tutaj takiego samego stopnia zarządzania zasobami ludzkimi jak w Civ IV: Colonization. Za to ciekawe są tutaj inne elementy rozgrywki.Oparty na turach system rozgrywki przebiega trochę inaczej niż w poprzednich częściach i nawet dla znawców tematu zalecałbym kompletne przejście kampanii-samouczka, poświeconej Drodze Ku Niepodległości Stanów Zjednoczonych. Nie jest ona trudna i nie należy jej brać za miernik poziomu trudności późniejszej gry, bo tutaj szczegółowo poznamy nowe opcje i ulepszenia wprowadzone do gry Empire: Total War. Początkujących wspomogą dodatkowo interaktywni doradcy i nagrane porady pozwalające zgłębić się w szczegóły. Szkoda, że nie ma tutaj Wielkiej Encyklopedii, w której swobodnie można by przeglądać całą wiedzę zebraną w tej grze. Naprawdę warto zagrać w tutorial, gdyż programiści w wielu miejscach sporo pozmieniali i rozgrywka nie przebiega już tak samo jak w poprzednich częściach.Kraj mlekiem i miodem płynącyJak dotąd życie całej prowincji skupione było w jej centralnym punkcie. W Empire: Total War prowincja nadal posiada swój centralny punkt, lecz wciąż możemy budować kolejne obiekty w granicach danego regionu. Obiektami tymi mogą być huty, tkalnie zwiększające zamożność mieszkańców regionu, gospodarstwa walczące z niedoborem żywności pośród mieszkańców, bądź szkoły i seminaria kształcące elitę narodu itd. Wraz z rozwojem liczby ludności powstają nowe miasta i porty na mapie. Czasem region może dysponować jakimś bogactwem naturalnym, którym może handlować z sąsiadami. Jednak to wszystko nie wystarczy, aby nasza prowincja mogła się efektywnie rozwijać.Aby rozwijać swoje zakłady ekonomii i rolnictwa należy inwestować w nowe badania technologiczne, w przeciwnym razie nasze dochody spadną, a nasze państwo pozostanie w tyle za sąsiadami nie mówiąc już o jakimkolwiek prestiżu. Na początku posiada się tylko jeden ośrodek badawczy, w którym można badać nowe technologie z zakresu trzech kierunków: militarnych, gospodarczych lub oświeceniowych. Ta ostatnia jest tak samo użyteczna co niebezpieczna, ponieważ pozwala ona znacząco wzmocnić system gospodarczy i kulturalny państwa, zwiększając przy tym jego prestiż , ale też może wpłynąć na coraz silniejsze domaganie się reform społecznych i ustrojowych. To jaką drogą badań technologicznych podążymy będzie ważne na początku gry, gdyż każda z tych dróg ma swoje wady i zalety, np.: jeśli wybierzemy gałąź militarną, otrzymamy dostęp do nowoczesnego uzbrojenia kosztem zacofanej gospodarki. Braki te trzeba będzie szybko wyrównać podbijając nowe prowincji, co utrudni nam potem utrzymywanie dobrych stosunków dyplomatycznych z innymi krajami.Powiew CywilizacjiHandel morski osiąga od czasu do czasu swoje granice, gdyż porty nie są w stanie obsłużyć większej ilości statków i towarów. Należy wtedy rozbudować je do ogólnoświatowych kampanii handlowych , by odblokować kolejne trzy szlaki handlowe. Aby to było możliwe, trzeba zbadać „fizjokracie” oraz „podział pracy”. Te z kolei można wynaleźć tylko wtedy, gdy zmodernizuje się Szkołę w Uczelnię. I znowu to możliwe jest tylko wtedy, gdy odkryło się „empiryzm” itd.Przez cały czas badań, gospodarka i wojsko leżą odłogiem, przez wiele rund, jeśli posiada się tylko jeden ośrodek badawczy. Należy zadbać nie tylko o miejsce, ale też i o szybkość wynajdowywania nowych technologii. Tutaj możliwe są dwie drogi: albo posyłamy do uczelni dużą liczbę dżentelmenów lub podnosimy uczelnie do rangi uniwersytetu. W jaki sposób zdobywa się dżentelmenów? Tak jak wszyscy agenci, dżentelmeni powstają automatycznie, a szybkość ich rekrutowania zależy od ilości posiadanych ośrodków badawczych ( w przypadku szpiegów – seminarium duchowne, a przypadku kleru – burdel). Agenci są poręczną zabawką w rękach rządu. Mogą infiltrować obce jednostki lub miasta, sabotować budynki, dokonywać zamachów, wyzywać na pojedynki, wykradać technologię, rozprzestrzeniać jedyną słuszną i prawdziwą wiarę itd. Komu nie chcę się zabawiać tym mikromanagementem, może go oddać w ręce automatycznego doradcy. Wtedy teoretycznie nie potrzebujemy się już o nic martwić.Wariacje dyplomatyczneZmiany w dyplomacji doprowadziły do tego, że rokowania są bardziej dynamiczne, komputer zawsze posiada kontrpropozycje. Załóżmy, że gdy staramy się wynegocjować korzystne umowy handlowe z Wenecjanami, lecz ci w zamian za otwarcie dla nas swoich bogatych portów zażądaj technologii (o ile jesteśmy bardziej zaawansowanym technologicznie państwem od Wenecji) i dość sporej dopłaty. Często zdarzają się propozycje traktujące o oddaniu własnej prowincji w zamian za pieniądze, technologię, inną prowincję lub wszystko naraz.Nie tęsknię tutaj za animowanymi twarzami posłańców czy liderów państwowych rodem z Civ IV. Ważne jest też to, że wystarczy jedno kliknięcie na przycisk „dyplomatyka”, aby rozpocząć negocjacje. Wcześniej należało wysyłać posłańców, którzy często nie docierali do celu, gdyż byli oni ulubionym celem zabójców. W menu dyplomatycznym możemy przyjrzeć się aktualnym stosunkom politycznym pomiędzy państwami oraz ich status władzy, liczby sojuszników, protektoratów, krajów partnerskich itd. W oknie tym możemy nawiązywać współpracę handlową, zawierać sojusze, wypowiadać wojny, dbać o polepszenie stosunków politycznych poprzez składnie darów państwowych, oferować regiony i żądać zapłaty trybut/technologii. W porównaniu do poprzednich części gier serii opcja ta została znacznie rozbudowana, co z pewnością mnoży możliwości zabawy.Wojny na lądzieBitwy na lądzie są kreowana przez The Creative Assembly z coraz większą pompą! Radość z widoku setek żołnierzy szturmujących umocnione pozycje wroga często okupiona jest olbrzymią ilością pamięci. Mimo to trzeba przyznać jak wspaniale i jak realistycznie wygląda pole bitwy (chyba mogę użyć tego określenia choć sam w żadnej prawdziwej bitwie nie brałem udziału), gdy oddziały z XVIII wieku ubrane w uniformy oddane w najdrobniejszych detalach przeskakują przez płoty, murki, rozpraszają się w poszukiwaniu osłony w terenie. W każdym bądź razie w Empire jest masa jednostek i obojętnie czy to zwykły członek milicji, huzar, żołnierz legii cudzoziemskiej lub dragon – przy wszystkich widać godziny pracy spędzone nad tym, aby oddziały w Empire: Total War wyglądały autentycznie. Niestety płaci się za to wysokimi wymaganiami co do pamięci, często przycina zwłaszcza przy maksymalnym zoomie, ale w opcjach grafiki zawsze da się wypracować pewien kompromis. Zmniejszenie wielkości jednostek i wyłączenie antyaliasingu może zdziałać cuda ;)!Na polu bitwy możemy znaleźć nie tylko las lub krzaki, ale także ostro zakończone pale rozstawiane przez piechotę dla ochrony przed szarżą kawalerii, wspomniane wcześniej płoty i mury, za którymi ukryta piechota może efektownie powstrzymywać atak znacznie liczniejszego przeciwnika. Opuszczone budynki na mapie bitwy także można obsadzić piechotą. Taki budynek stanowi jednak łatwy cel dla artylerii nieprzyjaciela, który paroma kulami może zrównać budynek z ziemią i pogrzebać pod gruzami cały oddział. Przeszkoda wodna o wilgotności 100% nazywana potocznie rzeką również jest ciekawym elementem na mapie, gdyż w dwóch lub trzech miejscach znajdują się niewidoczne brody, które należy jak najszybciej odszukać i obsadzić/przepłynąć.Przed bitwą tradycyjnie mamy czas na to aby zająć się taktycznym rozstawieniem wojsk. Możemy zadecydować czy jednostki mają uformować linię, klin, czworobok. Konkretne jednostki potrafią przed bitwą okopać się, rozstawiać sidła, umocnić swoje pozycje, wbić zaostrzone pale w ziemię – wszystko jest możliwe i ma znaczenie podczas bitwy. Jeśli zagramy na trzecim poziomie trudności bitwy będą ciekawsze, zwłaszcza te, gdzie po stronie przeciwnej dowodzi już umiejętny generał. Oczywiście zdarzają się bezsensowne zachowania komputera, którym daleko od realizmu: dlaczego wrogi oddział w ogóle nie reaguje na atak z flanki? Dlaczego podczas szarży konnicy żołnierze wylatują na dobre 15 metrów w powietrze? Dlaczego komputer ostrzeliwuje salwą z muszkietów własne szeregi, podczas gdy my jesteśmy dobre sto metrów za nimi? Czyżby wykryci zostali zdrajcy? Zdarzyło się, że oddziały zacinały się podczas szturmu na strome skaliste wzgórze i nie reagowały na rozkazy. Pomimo tych drobnostek inteligencja AI przeciwnika została ulepszona. Dezercja przeciwnika z pola bitwy przebiega tak sprawnie, jak w żadnej innej części :>. Utrata sztandarowego w oddziale również znacząco przyczyni się do załamania morale pośród żołnierzy. AI komputera wykorzysta także każdą słabość w osłonie stanowisk twojej artylerii. Jeśli ustawi się je frontalnie przed linią piechoty, komputer bezpardonowo zaatakuje konnicą stanowiska artylerii. Jeśli natomiast umieścimy je bezpiecznie na wzgórzu i damy dodatkową osłonę, komputer spróbuję sprytnie okrążyć te pozycje i zaatakować dwoma lub trzema oddziałami konnicy z dwóch stron naraz. W ten sam sposób łatwo zginąć może również generał naszych wojsk. Wystrzegajmy się też niedobitków indiańskich, bo mają paskudny zwyczaj zawracania, ukrywania się i atakowania kluczowych miejsc naszej linii obrony/ataku.Powiew świeżościGdy już udało nam się zbudować port wojenny Total War nareszcie przenosi nas na wzburzone morza i oceany, gdzie po raz pierwszy możemy objąć komando nad swoją flotą. Łagodnie pofalowane morze wygląda przewspaniale. Grafika statków została do tego stopnia dopieszczona, że wyglądają one jak miniaturowe kopie ich historycznych odpowiedników. Przy zmaksymalizowanych opcjach graficznych możemy dosłownie poczuć smak morskiego jodu w ustach! A gdy przybliżmy kamerę, będziemy mogli chwycić za handszpak lub ładować 20-funtówkę wraz z załogą na statku, no i tyle dobrego że pociski i kule trzymają się od nas z daleka.Jako głównodowodzący flotą musimy brać pod uwagę wszystkie czynniki, które mogą zadecydować o naszym zwycięstwie na morzu tj.: siłę i kierunek wiatru (musimy uważać aby nie wpaść w tzw. kąt martwy, gdyż wtedy statki nie chwytają wiatru w żagle i wpadają w dryf), stan morza, liczebność i poziom doświadczenia swojej załogi oraz siła okrętów wroga. Tutaj też bardzo ważne jest utrzymywanie wysokich morale załóg, ostrzał z flanki. Jeśli uważacie, że tak jak w bitwach lądowych wystarczy kliknąć na wrogą jednostkę i zwycięstwo ma się w kieszeni, to szybko będziecie mogli się przekonać czy majtki pozostają rzeczywiście suche na dnie morza. AI komputera to prawdziwy wilk morski. Stosuje zróżnicowane typy pocisków zależnie od rodzaju ostrzeliwanej przez niego jednostki. Galeon stara się albo przedziurawić kadłub poniżej linii wody u mniejszych i szybszych jednostek lub ostrzelać kulami łańcuchowymi żagle i maszty. Jeśli okręt zamierza dokonać abordażu przystępuje do ostrzału z kartaczy. Czasem kula wpadnie do prochowni, co natychmiast skończy się pięknymi fajerwerkami na polu bitwy.Żeby było jasne: prostackie strategie tutaj nie wystarczą :>. Należy tak sprytnie ustawić swoją flotę w linii, aby przy zawracaniu mieć wroga w polu rażenia naszych dział i przede wszystkim ustawić się korzystnie do wiatru. Nie należy także lekceważyć mniejszych jednostek, gdyż one lepiej sobie radzą płynąc pod wiatr od tych większych okrętów. Czasem nagłe spuszczenie kotwicy może niemile zaskoczyć przeciwnika. Możemy też wyłączyć automatyczne ostrzeliwanie i samemu przejąć dowodzenie nad swoimi kanonierami. Chociaż pole ostrzału zmniejsza się, to pozwala ono przeprowadzić precyzyjny zmasowany ostrzał kadłuba, masztu lub załogi, a na efekty nie będziemy musieli długo czekać. Każdy statek ma trzy paski odzwierciedlające status prawej oraz lewej burty oraz żagli, które należy mieć na uwadze, gdyż czerwona kreska może oznaczać nieuchronne zatonięcie jednostki lub utratę manewrowości (co również przyczyni się do zatonięcia statku). Zdobyte statki można wcielić do naszej floty, zamienić na pieniądze albo zatopić. Kto nie ma ochoty na morskie zmagania, ten oczywiście może wybrać automatyczne rozstrzygnięcie bitwy.Każde państwo dysponuje takimi samymi typami jednostek, których jest kilkanaście poczynając od lekkich galer, brygów i slupów, a kończąc na pływających fortecach takich jak liniowce pierwszej i drugiej klasy. Państwa orientu dysponują swoimi rodzajami statków o charakterystycznym ożaglowaniu arabskim. Należy pamiętać, że ważne jest nie tylko to, jakimi rodzajami okrętów dysponujemy, ale również ich rozmieszczenie na mapie kampanii. Jeśli umieścimy floty blisko tzw. obszarów kontrolnych będziemy mieli możliwość szybkiej eliminacji wrogich okrętów.Posiadanie floty nie tylko znacząco wpływa na prestiż, ale pozwala również na szybsze przemieszczanie swoich wojsk lądowych oraz dokonywanie niespodziewanych desantów. Za pomocą floty możemy zablokować wrogi port handlowy, destabilizując oraz przejmując dochody z handlu morskiego. Flota może także atakować szlaki handlowe pozbawiając wroga ważnego źródła dochodu. Na wodach Morza Karaibskiego, a także u Wybrzeży Kości Słoniowej możemy natrafić na zorganizowane bandy piratów, którzy również łatwej zdobyczy nie dadzą uciec, gdyż ich flota składa się zazwyczaj z szybkich i zwrotnych małych jednostek.„Która to już godzina? Co, dlaczego jest już wtorek? Jak na mój gust minęły tylko ze dwie godziny!!!” Nie chcę nikogo straszyć, ale Empire: Total War jest nie tylko gigantem pośród swojego gatunku gier, ale także monstrualnym pożeraczem czasu! Kto raz został powołany pod sztandar wojsk imperialnych ten już tak szybko z tej wojny nie powróci! Kto choć trochę liznął historię, tego pewnie nie odstraszy od grania fakt kilku(nastu?) przekręceń historycznych (no bo gdzież monarchia konstytucyjna w Polsce w 1700 roku?! ). Nawet jeśli lista minusów tam na dole wydaje się trochę za długa jak na strategiczną grę roku, to dlaczego ta gra tak fantastycznie i na długo wciąga? Bo mimo wad jest świetnie zrobiona i pomyślana! Wszystko dzięki Brytom, którzy stworzyli tę kompleksową grę strategiczną dzięki nieustannemu udoskonalaniu pomysłu sprzed 9 lat. Weterani tej serii gier na pewno docenią ten tytuł ze względu na nowe możliwości taktycznej rozgrywki, masę kompletnie nowych jednostek lądowych i przede wszystkim morskich, dzięki którym można rozgrywać realistyczne bitwy morskie z czasów wielkich żaglowców, lecz żeby je wygrywać, należy odkryć i zastosować zupełnie nowe taktyki. Tu w Empire: Total War nie można się wręcz nasycić pięknem grafiki tej historycznej panoramy XVIII wieku. Teraz lekko parafrazując mistrza Sun Tzu: „ Spiesz z Empire: Total War tam, gdzie twoja rodzina najmniej się Ciebie spodziewa!”."Empire: Total War" możesz kupić w sklepie 3kropki.pl za jedyne 98,80 zł

Komentarze | czytaj więcej

Władca Pierścieni: Podbój

Dodał: GIEROmaniak.pl | 17-02-2009 19:50

Minęło ponad 7 lat od światowej premiery filmu Władca pierścieni. Od tego momentu regularnie co jakiś czas gracze dostają grę opartą na podstawie trylogii lub osadzoną w realiach powieści Tolkiena. Tak oto jest i tym razem. Tylko czy gra studia Pandemic okaże się tak dobra jak film???The Lord of the Rings Conquest bardzo luźno nawiązuje do trylogii. Programiści oddali do dyspozycji dwie kampanie podzielone na 8 misji, z których każda przenosi nas do innych miejsc znanych z książek Tolkiena. I tak odwiedzamy np.: Helmowy Jar, Morie czy Gondor. Pomiędzy poszczególnymi aktami umieszczone są przerywniki filmowe, które mają nam nakreślić „fabułę” gry. W pierwszej kampanii musimy doprowadzić Froda i drużynę pierścienia do szczęśliwego zakończenia. Mamy tutaj do dyspozycji szereg postaci znanych z filmu, jak choćby: Aragorna, Gandalfa, Legolasa, Gimliego czy nawet potężnego Enta.. W drugiej oddajemy się w wir niszczenia wszystkiego co dobre, kierując oddziałami Saurona. Tutaj z kolei możemy pokierować Nazgulem, Olifantem i co najlepsze Balrogiem i Sauronem. Od razu mogę powiedzieć, że ukończenie poszczególnych historii, zarówno „dobrej” i „złej” zajmuje ok. 3 godz. Czyli jest to zabawa (za ok. 200 zł) tylko na jeden wieczór przez co ma się wrażenie, że singiel jest tam wrzucony na siłę i całkowicie zbędny.Oprócz wymienionych wyżej bohaterów w każdej kampanii mamy do dyspozycji cztery klasy postaci: wojownika, maga, łucznika i zwiadowcę. Każdy z nich ma swoją paletę ataków zwykłych i specjalnych. I tutaj zaczynają się problemy. Nie mamy do dyspozycji po kilkanaście różnych ataków i combosów. Jest ich zaledwie kilka i to wszystko. Wojownik dobrze radzi sobie w walce w zwarciu ze słabszymi przeciwnikami. Oprócz 3 różnych machnięć mieczem ma w zanadrzu 3 ataki specjalne. Łucznik to maszyna do walenia headshotów niestety w zwarciu się nie sprawdza. Jego ataki specjalne skutecznie osłabiają przeciwnika mogąc go podpalić lub zatruć. Zwiadowca dysponuje kilkoma combosami i atakami normalnymi, ale jego główną zaletą jest to, że może stać się niewidzialny i jednym atakiem z tyłu posłać przeciwnika do piachu. Mag jest najpotężniejszą postacią do wyboru. Nie dość, że potrafi bić się w zwarciu niczym wojownik, potrafi leczyć siebie i innych wokoło to jeszcze dysponuje potężnymi czarami błyskawic i ognia, które potrafią zabić kilka przeciwników naraz. Jakby tego było mało może on jeszcze używać magicznej bariery, której żaden czar ani strzała nie przebije. Gra w kampanii jest prosta niczym budowa cepa. Zostajemy wrzuceni w wir walki np. podczas bitwy o Helmowy Jar i wykonujemy misje. Polegają one na tym, żeby dobiec wcześniej wybranym bohaterem z punktu A do punktu B gdzie musimy przejąć dany punkt, albo wybić wszystkich w danym miejscu. Prawie każda misja kończy się walką z bossem, który nie jest zbyt wymagający. W każdej misji jest kilka respawnów także nie ma co martwić się o to czy nasz bohater zginie czy nie. Trzeba biec do przodu i wykonywać zadania. To wszystko.Jeśli chodzi o gameplay to tutaj również jest słabo. Machanie mieczem – tragedia. Niby celuje w przeciwnika, a jednak wszystkie ciosy przechodzą obok. Po drugie blok to jakaś pomyłka. Czasami po udanej serii nie byłem wstanie go włączyć. Fizyka – nie ma czegoś takiego. SI naszych kompanów jak i wrogów też woła o pomstę do nieba. Nie możemy liczyć na pomoc ze strony naszych oddziałów. Z reguły biegną oni przed siebie i giną bezmyślnie. Podobnie jest z przeciwnikami. Możemy sobie swobodnie miedzy nimi biegać i żadnej reakcji. Kilka słów o rozgrywce multiplayer. Mamy do dyspozycji 4 tryby: Team Deathmatch, Capture The Ring (flag), Hero Team Deathmatch (w tym trybie gramy bohaterami trylogii) i tytułowy Conquest (walka o przejmowanie punktów strategicznych)..Mogłoby się wydawać, że ta gra jest stworzona do multi. Podział na klasy, każdy ma swoje unikalne umiejętności. Granie 8 na 8. Tylko jest jeden problem. Lagi są prawie w każdym meczu. Bugi i różnego rodzaju bzdury wynikające z niedopracowania tej gry są wszechobecne. Postacie nie są zbalansowane. Granie np. wojownikiem mija się z celem. Inaczej pewnie by to wyglądało, gdybyśmy mieli zgraną ekipę, a tak każdy biegnie w swoją stronę. Porównując jednak singiel do multi to ten drugi tryb wypada troszkę lepiej. Chociażby dlatego, że gramy tutaj z żywym przeciwnikiem. Oprawa audio wypada całkiem nieźle. Pewnie dlatego, że duża jej część jest żywcem wyciągnięta z filmu. Lektorem, który pojawia się po każdej misji jest sam Hugo Weaving odtwórca roli Elronda w filmie. Gorzej jest z grafiką, która przypomina zeszłą generację podbitą tylko do HD. Lokacje są małe z tymże programiści zastosowali animowane tła dzięki czemu wydają się one większe niż w rzeczywistości. Ogólnie pod względem grafiki tej grze przydałby się porządny lifting. Szczerze to odradzam każdemu tę grę. Singiel krótki i monotonny. Grafika na poziomie PS2. Multiplayer i kooperacja troszkę ratują ten tytuł ale nieznacznie. Lepiej zainwestować pieniądze w jakieś starsze gry i nadrobić zaległości po zeszłorocznym okresie świątecznym (trochę hitów było), lub odłożyć i poczekać na nadchodzące hity.

Komentarze | czytaj więcej

Saints Row 2

Dodał: 0000000000 | 15-02-2009 22:00

Saints Row 2 jest kontynuacją gry, która ukazała się trzy lata temu wyłącznie na konsolę Xbox 360 i jak łatwo się domyślić twórcy tym razem postanowili zrobić produkcję jeszcze większą i ładniejszą, wsłuchując się przy tym w głosy graczy, którzy mają a przynajmniej powinni mieć decydujący wpływ na świat w jaki przyjdzie nam ujrzeć na ekranach naszych komputerów. Jedno o tym tytule można powiedzieć: jest wielki i to w każdym tego słowa znaczeniu...Odwieczna wojna gangówFabuła gry raczej niczym nas nie zaskakuje, zaczyna się dosyć niewinnie od ucieczki naszego bohatera z więzienia. Po odzyskaniu wolności okazuje się, że gang do którego należeliśmy został całkowicie rozbity i to właśnie nam przyjdzie doprowadzić go do świetności jaką miał w przeszłości. Droga do celu niestety nie jest usłana różami, ponieważ miasto zostało już podzielone przez inne grupy, miejsca dla czwartej ekipy niestety brakuje więc będziemy musieli je sobie sami stworzyć. Na część fabularną składa się cały szereg misji, w których będziemy kolejno likwidować struktury naszych przeciwników, misje są raczej standardowe, ot jakaś mała dywersja, zabicie kilku lub kilkudziesięciu członków, spalenie czegoś, porwanie itp. Ogólnie gra się przyjemnie a fabuła tworzy raczej spójną całość.Będę lał cię... szambemOprócz wątku fabularnego, mamy do dyspozycji cały szereg zadań dodatkowych, dzięki którym zdobywamy szacun, gdy już będziemy mieli jego odpowiednią ilość stajemy się „godni” wykonywać główne zadania. Do tego czasu możemy poszaleć rozwalając różne elementy otoczenia na czas, robić przekręty ubezpieczeniowe, brać udział w wyścigach samochodowych, zabijać wybrane osoby, dostarczać auta do dziupli czy też urządzić sobie rajd po mieście szambiarką i poprzez polewanie mieszkań zawartością zbiornika zmniejszać ich wartość. Misje są naprawdę zróżnicowane a każda z nich oferuje kilka poziomów trudności, oczywiście im wyższy poziom tym więcej szacunu i kasy dostajemy. Za ich wykonanie otrzymujemy też różne bonusy takie jak na przykład zniżki w sklepach, nowe fury, możliwość dłuższego biegania itp. System ten motywuje nas niesamowicie do dalszych działań i naprawdę sprawia, że nie możemy się oderwać od komputera do czasu aż skończymy zadanie. Witamy w StillwaterAreną naszych zmagań jest ogromne miasto, na terenie którego poukrywane są różne niespodzianki, do naszej dyspozycji mamy mnóstwo sklepów, w których możemy kupić jedzenie, broń czy samochody, co ciekawe mamy także dostęp do usług chirurga plastycznego, dzięki któremu w dowolnym momencie gry możemy zmienić swoją postać i jej wygląd. Możemy także kupować nowe chaty i zmieniać ich wyposażenie, uzyskując w ten sposób zwiększenie współczynnika stylu co z kolei przekłada się na większy bonus do szacunu zdobywanego przy udziale w różnorakich akcjach. Oczywiście o tym, że możemy wykonywać misje jeżdżąc taksówką, porywać pasażerów samochodów nie warto nawet wspominać. Twórcy przygotowali też dla nas sporo niespodzianek, o których nie będę pisał, ponieważ mógłbym zepsuć radość z zabawy i samodzielnej gry, ale na pewno warto eksperymentować :).Szaro i ponuroOprawa graficzna jest zdecydowanie najsłabszym punktem tej produkcji, taki poziom grafiki jaki nam oferują twórcy Saints Row 2 byłby dobry... gdyby gra powstała dwa lata temu. Kwestia optymalizacji także została totalnie zlekceważona, o ile jakiejkolwiek optymalizacji w ogóle możemy mówić. Niestety widać tutaj, że zbytnio się komuś spieszyło z wypuszczeniem tego tytułu na rynek i bardzo szybko odczujemy jego „konsolowość”. Nie jest raczej wielką tajemnicą, że grę na komputery osobiste trzeba było wydać, bo to zawsze jakiś większy zysk, ale niestety tym razem odbyło się to kosztem graczy. Strasznie niewygodne sterowanie, horrendalne wymagania sprzętowe (oczywiście jeżeli chodzi o grę na maksymalnych detalach, a na średnich gra po prostu jest brzydka i kanciasta) to główne bolączki tej konwersji, które potrafią sprawić że nawet najbardziej zatwardziali gracze odbiją się od tej produkcji.Osobny akapit należy się oprawie dźwiękowej, jak łatwo się domyśleć pomysł został żywcem przeniesiony z serii GTA, co oznacza ni mniej nie więcej, że w czasie jazdy samochodem możemy sobie wybrać jedną z kilku stacji radiowych, które grają bardzo różną muzykę, a to oznacza że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie.PodsumowującSaints Row 2 jest produkcją bardzo udaną i oczywiście gdy tylko nie będziemy zwracali uwagi na wymienione wady (bądź też w czasie gry przestaną nam przeszkadzać) potrafi dostarczyć nam mnóstwo zabawy. Otwarty świat, całkowita niepoprawność niektórych posunięć głównego bohatera i szalone misje poboczne to jest właśnie to co świadczy o wielkości tej produkcji.Tytuł ten został oczywiście spolszczony (kinowo), a nasz rodzimy dystrybutor postanowił zadbać o jej jak najlepsze wydanie. Oprócz instrukcji oraz płyty z grą otrzymujemy kolejną z dodatkami, mapę miasta i gruby drukowany poradnik (gra jest na tyle prosta, że nie sądzę aby ktokolwiek go potrzebował, ale bonus niemniej jest bardzo miły).

Komentarze | czytaj więcej

Burnout Paradise: The Ultimate Box

Dodał: Waldemar "Waldas" Sidorowicz | 08-02-2009 19:00

Burnout Paradise: The Ultimate Box jest pierwszą grą z serii Burnout, która została wydana na komputery PC. Twórcy z Criterion Studios postanowili, że podejmą się zadania konwersji tak żeby posiadacze pecetowych skrzynek również mogli doświadczyć niesamowitych wrażeń. Na kolejną odsłonę trzeba było czekać ponad rok od premiery Burnouta Paradise, jednak było warto, ponieważ gra ta kształtuje przyszłość (model zniszczeń i realizm). Jest swoistym wyznacznikiem dla innych gier wyścigowych, w jakim kierunku powinny zmierzać. Zabawę rozpoczynamy od stworzenia swojego profilu. Warto mieć kamerkę internetową, ponieważ dzięki niej w naszym profilu będzie dostępne nasze zdjęcie. Kamerka będzie miała również inne zastosowanie, ponieważ w momencie gry w trybie mulitplayer, nasi przeciwnicy, gdy wyrzucą nas z trasy, bądź wyeliminują. Będą mogli zobaczyć naszą minę na swoim monitorze, nasza fotka będzie dla nich dostępna również wtedy gdy wygramy w wyścigu. Miejscem akcji jest fikcyjne miasto Paradise City (Miasto raju, dla fanów szybkiej jazdy). Będziemy mieli możliwość poruszania się po autostradach, pasie startowym i po wiejskich dróżkach. Wybieramy samochód albo motor, możemy zmienić w nim kolorki i rodzaje wykończeń lakieru, jednak liczba opcji zmian wizualnych jest dość mała. Wybór pojazdu na samym początku jest mocno ograniczony jednak wraz z postępem gry będziemy mieli do dyspozycji nowsze i szybsze pojazdy. Mamy do wyboru trzy tryby: wyścigi, pirat i wykonywaniu figur akrobatycznych. Bardzo ciekawą opcją jest pirat, ponieważ naszym zadaniem jest wyeliminowanie samochodów, z którymi stajemy w szranki. Wypadki są niezwykle efektowne i nie raz wprowadza nas w zachwyt. Z kolei tryb z wykonywaniem podniebnych ewolucji naszymi takich jak: beczki, wysokie skoki, aby sztuczki były bardziej efektowne wykorzystujemy do tego dopalacz. Motor nie posiada dopalacza, jednak jest on w zupełności zbędny, ponieważ bardzo szybko się rozpędza. Jak również osiąga bardzo wysokie prędkości. W tym miejscu należy wspomnieć o tym, że posiadamy niejako dwie licencje, jedna na motor, a drugą na samochód. Każda jest liczona indywidualnie. Pojazdy wymieniamy w garażu jest ich łącznie pięć na całą mapę. Model zniszczeń w całej grze prezentuje się rewelacyjnie, żadna do tej pory gra nie osiągnęła czegoś równie zbliżonego. Esencją modelu zniszczeń jest tryb efektownych powtórek, które uwidaczniają kraksy. Graficznie zostały również poprawione takie elementy jak cienie, wizualizacja dróg, które wyglądają rewelacyjnie, aż chce się beztrosko przemierzać kolejne kilometry w Paradise City. Została również zastosowana wyższa jakoś tekstur, dzięki czemu samochody wyglądają jeszcze bardziej autentycznie. Nową zaletą nowego Burnouta jest tryb Party Mode dzięki, któremu możemy wziąć udział w wyścigach razem ze swoimi znajomymi na jednym komputerze (maksymalnie do 8 osób). Granie samemu jest świetną zabawą, jednak wspólnie ze znajomymi on-line bądź off-line wchodzimy na wyższy poziom wtajemniczenia ;) Ścieżka dźwiękowa jest bardzo rozbudowana, muzyka zmienia się w zależności od zaistniałych sytuacji, trzeba przyznać, że jest przyjemna i wpada w ucho. Gra została w całości spolszczona, co do jakość nie mam żadnych zastrzeżeń.Czas na posumowanie Burnouta. Gra się świetnie, trzeba przyznać, model zniszczeń wygląda rewelacyjnie. Grywalność również znacznie się poprawiła jeżeli zagramy jeszcze wspólnie ze znajomymi, muzyka wszystko super, jednak sądzę, że gra może się znudzić i raczej będzie działać na zasadzie żeby zagrać, pograć i odstawić na półkę, brakuje w niej fabuły, możliwość pomajsterkowania przy samochodzie (spojlery, progi, naklejki etc.), dodatkowo są to samochody typu no-name, ponieważ Burnout nie posiada licencji na używanie rzeczywistych marek. Konwersja została przeprowadzona udanie, jeżeli ktoś wcześniej narzekał, że tytuł ten był dostępny tylko dla konsol, to teraz może udać się do sklepu i zakupić produkt, będzie zadowolony, jeżeli oczekuje efektownych kraks i świetnych powtórek. Jednak jeżeli oczekuje czegoś więcej może się delikatnie rozczarować.

Komentarze | czytaj więcej

Art of Murder: Klątwa Lalkarza

Dodał: 0000000000 | 07-02-2009 13:39

Firma City Interactive jest znana w naszym kraju jako dystrybutor dobrych gier sprzedawanych za relatywnie niską cenę. Jakiś czas temu dała się również poznać z całkiem innej pozytywnej strony, otóż zrealizowała ona bardzo ciekawy projekt, pierwszą od dawna całkowicie polską przygodówkę. Mowa tu oczywiście o Art of Murder, był to produkt może nie idealny ale na pewno dla fanów gier przygodowych stanowił łakomy kąsek. Ludzie ze studia postanowili iść za ciosem i niedawno mieliśmy okazję ujrzeć ich nowe dzieło pod tytułem Chronicles of Mystery, teraz dostajemy do naszych rąk drugą część wyżej wymienionej gry detektywistycznej.Klątwa LalkarzaGłówną bohaterką gry jest Nicolle Bonnet, agentka FBI. Tym razem została jej zlecona misja rozpracowania seryjnego mordercy, który w policyjnych kręgach został nazwany lalkarzem. Miano to zawdzięcza temu, że swoje ofiary zaraz po zabójstwie nadziewa na haki i przywiązuje linami do sufitu, dzięki czemu wyglądają one jak marionetki z teatru. Zabójca działający do tej pory na terenie Stanów Zjednoczonych przeniósł się do Europy, a konkretniej do Paryża, w ślad za nim podąża oczywiście nasza śliczna Nicolle. Fabuła gry jest bardzo ciekawa, może nie nazwałbym jej rewelacyjną ale wciągająca jest na pewno, z wielką chęcią wsłuchujemy się w to co mają nam do powiedzenia wszystkie postaci, po to żeby dogłębnie poznać motywy kierujące poczynaniami okrutnego mordercy. Warto też dodać, że z pozoru niewinna sprawa, ma swoje początki setki lat temu, a tropem naszego podejrzanego podążymy też do Hiszpanii oraz na Kubę.Klasyczna przygodówkaW grze znajdziemy oczywiście mnóstwo przedmiotów, które odpowiednio użyte będą doprowadzały nas coraz bardziej do ujęcia mordercy, oprócz tego przyjdzie nam tez kilkakrotnie natrafić na łamigłówki polegające na ustawieniu przedmiotów w odpowiedniej kolejności lub ułożeniu puzzli. Zagadek w grze jest całe mnóstwo, są one poza kilkoma nielicznymi wyjątkami bardzo logiczne i ciekawie zbudowane. Parę razy przyjdzie nam także zmierzyć się z uciekającym czasem, na szczęście nie jest wtedy zbyt trudno wybrnąć z zaistniałej sytuacji, a twórcy pomyśleli o graczach i program automatycznie dokonuje zapisu stanu rozgrywki. Dużym minusem natomiast jest ciągłe bieganie między lokacjami, gdyż nasza bohaterka nie podnosi od razu wszystkich znalezionych przedmiotów mówiąc, że nie są jej w tej chwili potrzebne, oczywiście gdy już będą musimy się po nie wrócić, momentami jest to bardzo irytujące i sztucznie wydłużające rozgrywkę. Kolejną wadą jest pasek, na którym wyświetlają się dialogi, w momencie gdy toczymy jakąś konwersację lub próbujemy używać przedmiotów zasłania on zawartość naszej kieszeni i uniemożliwia jakiekolwiek akcje na przedmiotach, które się w niej znajdują, co w połączeniu z komentowaniem przez Nicolle każdego nieprawidłowego ich użycia, potrafi mocno zdenerwować.Mroczna oprawaGra wykorzystuje silnik Virtools Engine, co jest na pewno znacznym krokiem naprzód w porównaniu do pierwszej części. Klimat miejscami naprawdę przygniata, nawet słoneczna Hiszpania sprawia jakieś takie ponure wrażenie, chociaż z drugiej strony to może tylko mi się tak wydawać, a wszystko zależy od subiektywnej opinii osoby grającej. Lokacje są bardzo dobrze zaprojektowane, wszytko sprawia nader pozytywne wrażenie. Irytuje natomiast fakt braku możliwości zmiany rozdzielczości, na monitorze panoramicznym możemy wybrać grę z dwoma pionowymi, czarnymi paskami bo bokach lub na całym ekranie, co z kolei sprawia, że obraz jest rozciągnięty. Oprawie muzycznej nie można absolutnie nic zarzucić, dźwięki które dobiegają do naszych uszów z głośników, podkreślają nastrój jaki panuje w grze. Zagrać czy nie zagrać?Na tak postawione pytanie jest tylko jedna odpowiedź, otóż jak najbardziej warto zaopatrzyć się w tą pozycję, ponieważ jest to jedna z najciekawszych przygodówkek, w jakie ostatnio przyszło mi grać. Bardzo ciekawa fabuła, intrygujące zagadki oraz długość gry jaką oceniam na 8-10 godzin sprawiają, że naprawdę warto wydać te 50 zł i zagłębić się w ponury świat tej jakże świetnej gry.Premiera tej produkcji już 13 lutego lutego, czyli w sam raz żeby obdarować jakąś osobę niebanalnym walentynkowym prezentem. Dla formalności trzeba dodać, że gra ukaże się w polskiej wersji kinowej, która została bardzo dobrze przygotowana. Zapraszam także to obejrzenia obrazków w naszej galerii oraz do zapoznania się z poradnikiem, ale oczywiście tylko wtedy kiedy już utkniemy na dobre, bo naprawdę nie warto psuć sobie frajdy jaką daje samodzielne odkrywanie sekretów gry.

Komentarze | czytaj więcej

Killzone 2

Dodał: GIEROmaniak.pl | 05-02-2009 16:56

Zaczęło się dość dawno, bo na targach E3 w roku 2005. Wtedy to panowie z Sony postanowili zaskoczyć nas trailerem następcy jednego z największych hitów na konsole Playstation 2, mowa tu o grze Killzone 2. Niestety jak się później okazało, całe przedsięwzięcie okazało się tzw. „fakem”, a przedstawiony trailer w żaden sposób nie pochodził z gry, a był po prostu rendrowanym filmikiem. Od tego czasu minęły 4 lata, pełne oczekiwań na sequel świetnie przyjętego przez graczy Killzona. Oto jak prezentuje się Następca (zastosowanie wielkiej litery nieprzypadkowe).Do gry wprowadza nas niesamowicie klimatyczne intro, które jest moim zdaniem samo w sobie świetnym dokonaniem. Okazuje się, że jesteśmy jednym z tysięcy żołnierzy, którzy brać będą udział w inwazji na wrogą naszemu bohaterowi planetę. W intrze spotykamy także głównego bohatera z pierwszej części gry, który jak się okazuje awansował i udziału w bezpośrednich walkach razem z nami nie weźmie. Nie smućmy się jednak, albowiem nasi koledzy z drużyny to zuch chłopaki i ich także stać na wiele! Następnie musimy wybrać język gry z jakiego chcemy korzystać. Tutaj należy się mała uwaga, raz wybrany język zostaje zapamiętany w ustawieniach profilowych użytkownika, i nie znalazłem opcji, żeby go zmienić, więc od razu należy rozstrzygnąć czy chcemy spróbować wersji polskiej czy jakieś innej. A zatem słów kilka o polonizacji. Sony Entertainment Polska zadecydowało, że będziemy mieli do czynienia z pełnym spolszczeniem, a zatem wszystkie kwestie dialogowe oraz napisy posiadają nasz język rodzimy. Moim zdaniem rozwiązanie nie do końca właściwe. Przyznam się, że na początku wybrałem język polski, ale już po 10 minutach przestawiłem na angielski. Co prawda lektorzy aż tak nie przeszkadzają (choć odczuwam dziwne wrażenie, że są to te same osoby, które uczestniczyły przy polonizacji Wiedźmina), to już sam poziom tłumaczeń do mnie nie przemówił, ze względu na znaczną ingerencję w dialogi, które na potrzeby wydawcy zostały pozbawione wszelkiego rodzaju wulgaryzmów.Po wybraniu trybu kampanii (oprócz tego dostępne tryby gry wieloosobowej oraz walka na planszach multiplayer z botami) i wybraniu poziomu trudności rozpoczęła się inwazja.... Przyznać trzeba, że czas oczekiwania na wczytywanie się poszczególnych misji oraz lokacji jest naprawdę zaskakująco szybki, dzięki czemu od razu mogłem zabrać się za walkę z Higami. To co wyświetliło się na ekranie telewizora spowodowało u mnie popularny opad szczęki. Grafika jest po prostu prześliczna. Fenomenalnie oddane sylwetki postaci, wspaniała gra świateł. Jednym z ciekawszych elementów jest efekt oślepienia, kiedy prześwitujące przez szczeliny światło utrudnia nam celowanie. Podobnie jest gdy przeciwnicy nas zranią, pryskająca krew skutecznie ogranicza nam pole widzenia. Panowie z Guerilla Games rewelacyjnie także wykorzystali efekt rozmycia wizualnego broni czy elementów znajdujących się w znacznej odległości od naszego bohatera. Grafika naprawdę powala! I co ciekawe nasza konsola ani na chwilę nie łapie zadyszki, nawet wyświetlanie wieloelementowych animacji, z mnóstwem postaci na ekranie, efektami wybuchów i wystrzałów zachowuje płynność, brawa dla programistów! W trakcie kampanii przyjdzie nam walczyć w wielu zapierających dech w piersiach lokacjach, a w celu ułatwienie pokonywania poziomów dostępny jest specjalny przycisk wskazujący nam kierunek marszu (małe acz pomocne rozwiązanie).Pora napisać trochę o samym gameplay'u. Muszę powiedzieć, że i tutaj jest naprawdę bardzo dobrze. Zarówno nasi koledzy z drużyny jak i przeciwnicy zachowują się bardzo rozsądnie. Korzystają z dostępnych osłon i nie próbują działać w pojedynkę. A propos osłon kwestia ta została moim zdaniem ciekawie rozwiązana. Za schronienie naszego bohatera odpowiada odpowiedni przycisk pada, jego naciśniecie powoduje, że Sev skutecznie przylega do wybranego obiektu, element wręcz niezbędny w grze. Świetnie rozwiązano moim zdaniem także kwestie związaną z bronią. Nasz bohater nosić może ze sobą jedynie 3 bronie (broń białą, pistolet oraz wybrany karabin/miotacz ognia itp., łącznie do wyboru mamy kilkanaście rodzajów pukawek). Co więcej jeżeli zdecydujemy się na zmianę ekwipunku musimy nacisnąć odpowiedni przycisk, a proces zmiany nie odbywa się natychmiast. Potrzeba na niego sekundę lub dwie co w ferworze walki może stanowić o naszym życiu (jak dla mnie wygląda to bardzo realistycznie). Podobnie jeżeli chodzi o przeładowanie broni, ono także nie następuje natychmiastowo, więc musimy rozsądnie gospodarować kulami, by pusty magazynek nie zaskoczył nas w środku strzelaniny. Schodzenie po drabinie, wsiadanie do czołgu, ostrzeliwanie przeciwników z działka rozwiązane zostały w Killzone 2 w sposób, który uważam za najbliżej dotychczas zbliżony do rzeczywistości. Interesująco programiści wykorzystali także możliwości pada SIXAXIS. W trakcie gry zmuszeni będziemy do podkładania ładunków wybuchowych czy też odkręcania różnego rodzaju zaworów. Dokonywać będziemy tego obracając pada w odpowiednim kierunku, jak dla mnie wrażenie bliskie prawdziwemu. Dodatkowo efekty wibracji pada w trakcie oddawania strzałów lub w momencie, gdy znajdujemy się w pobliżu wybuchającego akurat granatu sprawiają, że poczuć się można jak na prawdziwym polu walki. Jeśli chodzi o zaimplementowane w grze elementy fizyki otoczenia oraz udźwiękowienie to jest naprawdę fantastycznie! Pierwszy raz spotkałem się z tym, by tak wiernie odwzorowano element..... wiania wiatru. Tak, może wydać się to śmieszne, ale mnie aż zamurowało kiedy poruszając się pod wiatr gorzej słyszałem komentarze moich współtowarzyszy czy też, żebym przez wiatr nie słyszał strzelających w moim kierunku wrogów – chylę czoła przez panami z Guerilla Games. To samo tyczy się dźwięków, odgłosy toczących się walk brzmią bardzo autentycznie, odgłosy wybuchów czy też efekt opróżniającego się magazynka wprawia w zachwyt. Przez całą przygodę w grze towarzyszy nam również nastrojowa muzyka skomponowana na potrzeby produkcji, która idealnie odwzorowuje klimat gry. Ostatnio nawet pojawiły się informacje o wypuszczeniu przez Sony oficjalnej ścieżki dźwiękowej.Jak wszyscy dobrze wiemy o miano gry idealnej pretendowało już wiele tytułów, ale żadna z nich bezbłędną nie była. Podobna sprawa tyczy się Killzone 2. Jednym z głównych zarzutów, które mogę postawić najnowszej produkcji panów z Guerilla Games jest stosowanie w walce z przeciwnikami skryptów, które w grze nie przeszkadzają, ale są bardzo zauważalne – wyobraźmy sobie sytuację, kiedy nasz kompan z drużyny stara się otworzyć zabezpieczone zamkiem drzwi i zleca nam osłanianie jego pleców, zamek będzie łamał tak długo, aż nie wybijemy wszystkich przeciwników w pomieszczeniu, trochę denerwujące – nie sądzicie? Kolejną sprawą jest poruszanie się naszych współtowarzyszy po polu walki, zdarza się wpaść w jakiś zakamarek, z którego nie potrafią się wyplątać, i jedynym rozwiązaniem, żeby im pomóc jest załadowanie etapu od nowa. Wskazane tutaj elementy mają jednak charakter epizodyczny i nie przeszkadzają na tyle, by odechciało nam się grać w nowego Killzona, kampania trzyma w napięciu od samego początku do końca i naprawdę nie możemy narzekać na nudę.Nastąpił czas podsumowania w którym stwierdzić można jedno. Killzone 2 to najlepsza gra FPP wydana dotychczas ma PS3 i to w dodatku o charakterze exclusive! Co więcej z mojej strony śmiało mogę go uznać za tzw. „must have'a” czyli grę bez której żaden posiadacz popularnego „Chlebaka” nie może się obejść. Sony udowodniło, że potencjał drzemiący w ich konsoli jest coraz skuteczniej wykorzystywany, a pojawienie się na rynku już 25 lutego gry Killzone 2 pozwoli jeszcze skuteczniej konkurować im z Xboxem 360 firmy Microsoft.

Komentarze | czytaj więcej

<< poprzednie 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 następne >>
REKLAMA

Created by Notimeo logo
Copyright © GIEROmaniak 2005-2024. Wszelkie prawa zastrzeżone. Strona załadowała się w 8.43 ms.

Ta strona używa cookie. Dowiedz się więcej o celu ich używania z naszej polityki prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

x