Zaproponuj newsa Zarejestruj się Zaloguj się Zaloguj z Facebook.com Odzyskaj hasło
Profil na Facebook.com Profil na Facebook.com Profil Twitch.tv
Szukanie zaawansowane

LISTA RECENZJI

Karaoke for Fun Polski MuzykoPak 80

Dodał: Łukasz "JoHnyW" Wolski | 21-09-2009 17:39

Karaoke for Fun?Karaoke w języku japońskim oznacza „pustą orkiestrę”. Jest to popularna forma rozrywki, która już dawno wyemigrowała poza granice Kraju Kwitnącej Wiśni. W każdym zakątku świata spotkamy się z lokalami, w których można beztrosko pośpiewać piosenki. Takie też jest „Karaoke for Fun”. Polega ono na wybraniu piosenki i śpiewaniu wyświetlanego tekstu. Producent - polskie studio Techland, postarało się o licencje wielu polskich hitów z lat 80. i nie tylko.Komputer osobisty kontra odtwarzacz DVDGra nie jest pełnoprawną aplikacją, możemy ją zainstalować na PC, jak i równie dobrze odpalić na najzwyklejszym odtwarzaczu DVD. Obie formy gry mają swoje zalety i wady. Po instalacji gry na PC otrzymujemy możliwość zapisywania swoich nagrań, do których przyda się nam elegancki mikrofon dołączony do zestawu z grą. Drugą zaletą instalacji gry na komputerze osobistym jest możliwość dokupienia nowych kawałków.Na tym kończą się zalety wersji PC, razi brak możliwości dostosowania rozdzielczości do swojego monitora, więc bawimy się w trybie VGA (640x480). Nie jest to jakaś wielka przeszkoda, ale nieprzyjemnie patrzy się na rozpikselowane litery. Dodatkowo zraziło mnie intro, na którym wyświetlane jest logo produktu, ponieważ jest ono odtwarzane w małym oknie programu Windows Media Player (tudzież innego domyślnego). Jest to ogromne niedopracowanie ze strony autorów. Rozumiem, że wynika ono także z dostosowania gry do zwykłych odtwarzaczy DVD, ale skoro instaluję aplikację na swoim PC, to nie widzę przeszkody, by czołówka była domyślnie odtwarzana na pełnym ekranie. Niestety można się zniechęcić już na samym początku. Kolejną wadą wersji PC jest to, że gdy z jakiegoś powodu zminimalizujemy grę, nie da się jej już ponownie zmaksymalizować. Prawdę mówiąc gra najlepiej wygląda na odtwarzaczu DVD podłączonym do prostego telewizora kineskopowego (program nie obsługuje rozdzielczości HD). Jedyne, co tracimy względem PC, to możliwość nagrania swojego występu. Oczywiście „Karaoke for Fun” odpalimy na każdym urządzeniu obsługującym format filmów DVD.3, 2, 1, start!Fani karaoke nie będą narzekać na brak kawałków. W muzykopaku lat 80. znajdziemy takich wykonawców jak Dżem, Yugoton, Marek Grechuta, Ira i wielu innych. Płyta zawiera dokładnie 80 przebojów i mamy w czym wybierać. Niestety, produkt nie jest pozbawiony wad. Najbardziej dokuczliwą z nich jest to, że jeżeli nie znamy piosenki, nie będziemy w stanie dobrze jej zaśpiewać, ponieważ nic nie wskazuje nam, w którym momencie mamy zaczynamy daną kwestię, jedynie litery nagle zmieniają kolor. Kolejną wadą jest średnia jakość piosenek, niektóre z nich brzmią jakby były nagrane w formacie MIDI. Nie podobają mi się również statyczne tła wyświetlane podczas rozrywki. O wiele lepiej sprawdziłyby się teledyski lub jakieś animacje wizualizujące fale dźwiękowe. Myślałem, że rodacy z Techland są w stanie wymyślić coś ciekawszego.Podsumowanie„Karaoke for Fun” to zdecydowanie niższa półka niż „Singstar” na PS2/PS3, czy „Lips” na X360. Szczerze mogę go polecić jedynie osobom, które mp. prowadzą bar i chciałyby zachęcić klientów możliwością uczestniczenia w konkursie karaoke. Do zabawy wystarczy przeciętny telewizor z odtwarzaczem DVD. Jeżeli chodzi o osoby chcące pośpiewać w zaciszu domowym, to zestaw „Karaoke for Fun” mogą sobie podarować, ponieważ wystarczy wyszukać słowo „karaoke” w serwisie YouTube, by znaleźć ulubione melodie z tekstem, nagrane w podobnej jakości. Do tego 50zł zostanie w kieszeni.Pełna lista kawałków:- 2 plus 1 – Chodź, pomaluj mój świat- Andrzej Żarnecki - Jak rozpętałem II Wojnę Światową- Anna Jantar - Tyle słońca w całym mieście- Bajm - Biała armia- Bajm - Myśli i słowa- Bajm - Ta sama chwila- Big Cyc - Każdy facet to świnia- Big Day - W dzień gorącego lata- Budka Suflera - Takie tango- Budka Suflera - Twoje radio- Czerwone gitary - Ciągle pada- Danuta Rinn - Gdzie ci mężczyźni?- Dżem - Whisky- Edmund Fetting - Deszcze niespokojne- Edyta Bartosiewicz - Szał- Elektryczne gitary - Kiler- Elektryczne gitary - Włosy- Flinta & Zagrobelny - Nie kłam, że kochasz mnie- Fasolki - Moja fantazja- Feel - Jak anioła głos- Feel - Jest już ciemno- Feel – Pokaż, na co Cię stać- Formacja Nieżywych Schabuff - Lato- Gabriel Fleszar - Kroplą deszczu- Golden Life - Oprócz błękitnego nieba- Golec uOrkiestra - Ściernisko- Hey - Teksański- IRA - Nadzieja- Ivan i Delfin - Jej czarne oczy- Janusz Radek - Kiedy umrę kochanie- Jerzy Połomski - Bo z dziewczynami- Jerzy Stuhr - Śpiewać każdy może- K.A.S.A. - Maczo- Kasia Klich - Lepszy model- Kasia Kowalska - Prowadź mnie- Kayah - Prawy do lewego- Kobranocka - Irlandia- Kombii - Słodkiego miłego życia- Krawczyk & Bregovic - Mój przyjacielu- Kult - Baranek- Kult - Gdy nie ma dzieci- Lady Pank - Mniej niż zero- Lady Pank - Zawsze tam gdzie ty- Leszcze - Kombinuj dziewczyno- Lombard - Przeżyj to sam- Lombard - Szklana pogoda- Łzy - Agnieszka- Maciej Kossowski - Dwudziestolatki- Magma - Aicha- Marek Grechuta - Dni, których nie znamy- Maryla Rodowicz - Jadą wozy kolorowe- Maryla Rodowicz - Małgośka- Myslovitz - Miłość w czasach popkultury- Myslovitz - Scenariusz dla moich sąsiadów- Patrycja Markowska - Gdy już zgasną światła- Kukiz & Borysewicz - Bo tutaj jest jak jest- Piasek - Mocniej- Piersi - Całuj mnie- Piotr Fronczewski - Z poradnika młodego zielarza- Republika - Mamona- Róże Europy - Jedwab- Strachy na lachy - Dzień dobry, kocham cię- Szymon Wydra & Carpe Diem - Życie jak poemat- T. Love - Chłopaki nie płaczą- T. Love - Stokrotka- Tadeusz Woźniak - Zegarmistrz światła- Urszula - Konik na biegunach- Varius Manx - Orła cień- Virgin - Dwie bajki- Virgin - Dżaga- Virgin - Szansa- Virgin - Znak pokoju- Vox - Rycz mała, rycz- Wilki - Baśka- Wilki - Bohema- Wilki - Love Story- Wojciech Młynarski - Jesteśmy na wczasach- Yugoton - Malcziki- Yugoton & Kukiz - O nic nie pytaj- Zbigniew Wodecki - Chałupy welcome to

Komentarze | czytaj więcej

SingStar Polskie Hity

Dodał: Łukasz "JoHnyW" Wolski | 13-09-2009 23:18

Dla początkującychNa początku wytłumaczę wszystkim tym, którzy nie mieli nigdy do czynienia z „SingStarem”, na czym rzecz polega. Otóż polega to na śpiewaniu wybranej piosenki. W dolnej części ekranu pojawia jest tekst, a w tle widać teledysk. Na środku wyświetlane są poziome szare paski, które pełnią funkcję podobną do pięciolinii. Ukazują one, na jakiej wysokości zaśpiewany jest oryginalny tekst. Gdy gracz zaczyna śpiewać do mikrofonu, pojawia się kolejny pasek (w kolorze gracza), obrazujący, na jakiej wysokości śpiewa gracz. Naszym zadaniem jest zbliżyć się do szarego paska możliwie jak najbardziej. Za swoje starania jesteśmy nagradzani punktami, które później możemy porównywać z innymi zawodnikami. „SingStar” oferuje trzy poziomy trudności, a im trudniejszy wybierzemy, tym paski stają się węższe. Ogólnie rzecz biorąc, nie jest to skomplikowane i każdy może się w tym odnaleźć. Punktacja pełni tu rolę drugoplanową. Największą atrakcję stanowi tryb „podaj mikrofon”, w którym zmierzyć się może nawet ośmiu graczy w różnych konkurencjach. Oprócz standardowego trybu punktacji istnieje też tak zwany „rapometr”. Występuje w tych momentach piosenek, w których bardziej od śpiewania na odpowiedniej wysokości liczy się śpiewanie z rytmem. Jest to ciekawe urozmaicenie, dzięki któremu śpiewanie utworów z elementami hip-hopowymi nabiera sensu.Kolejny udany SingStar, pierwszy w 100% polskiOstatnim „SingStarem” z polskimi kawałkami była „Wakacyjna Impreza”. Od tego czasu w „SingStarach” co nieco się pozmieniało. Usprawniono interfejs, dodano „My SingStar Online”, na którym można chwalić się swoimi nagraniami oraz „Singstore”, gdzie za drobną opłatą możemy ściągać nowe piosenki (w dniu dzisiejszym jest ich 935). Wszystkie te oraz inne atrakcje, z którymi mieliśmy do czynienia w „SingStar” Vol.2 i Vol.3, pojawiły się także w „Polskich Hitach”. Z technicznej strony widzenia „Polskie Hity” są wykonane równie dobrze, co pozostałe wersje na PS3. Nie wszystkie teledyski znajdujące się na płycie cieszą oko jakością HD, ponieważ sporo z nich pochodzi z czasów, gdy nagrywanie w wysokiej rozdzielczości nie było potrzebne. Jeżeli dysponujemy dobrym nagłośnieniem, zobaczymy także, że nie wszystkie piosenki obsługują Dolby Digital, ale na singstarowej imprezie i tak mało kto zwróci na to uwagę.Dobór utworówJak sam tytuł wskazuje, autorami piosenek z płytki BD są polscy wykonawcy. Oprócz Mandaryny i Blog 27 wszyscy śpiewają w języku polskim. Lista kawałków sprawia wrażenie dobranej losowo. Pojawia się bardzo dużo typowo polskich piosenek o nieszczęśliwej miłości, np.: Flinta - „Żałuję”, Ania Dąbrowska - „Nigdy więcej nie tańcz ze mną”, czy „Nie kłam, że kochasz mnie” Eweliny Flinty i Łukasza Zagrobelnego. Tego typu kawałków jest tu zdecydowanie za dużo. Na szczęście monotonię przerywa Mandaryna ze swoim hitem „Ev’ry Night”. Gwarantuje on mnóstwo zabawy, zwłaszcza, gdy śpiewa go facet. Jest także wyżej wspomniany Blog 27 z piosenką „Wid Out Ya”. Dziewczynki są tak żałosne, że aż śmieszne i wykorzystanie ich utworu w grze stanowi bardzo odważny krok ze strony SCEE. Prawdopodobnie licencja nie była zbyt droga. Stawkę uzupełnia Stachursky z dwiema piosenkami, które śpiewa się całkiem przyjemnie. W składance polskich hitów znaleźli się także wykonawcy prezentujący nieco wyższy poziom. Z pewnością należy do nich Lady Punk z piosenką „Stacja Warszawa”, która opisuje życie w stolicy naszego pięknego kraju. Zaśpiewać możemy również „Ślad”, który w oryginale wykonuje Kombii. Warto wspomnieć także o Szymonie Wydrze, z którym zaśpiewać można aż dwa utwory. Miło, że znalazł się tu także bardzo popularny nad Wisłą Feel i jego dwa utwory – „A gdy jest już ciemno” i „No pokaż na co Cię stać”. Można za nimi nie przepadać, ale nie da się ich nie znać, tak więc oba kawałki świetnie nadają się na „party startery”, czyli takie, od których warto zacząć zabawę, by się nieco rozśpiewać. Jest także różniące się gatunkowo Strachy na Lachy, którym z pewnością zadowolą się nie tylko osoby słuchające alternatywy. Miło śpiewa się także utwory „Co z nami będzie” i „Nowe szanse” duetu Sylwia Grzeszczak & Liber. Nie rozumiem tylko, po co aż dwie piosenki Verby, Patrycji Markowskiej oraz Video. Czy naprawdę nie można było wybrać bardziej zróżnicowanych kawałków? Scenę hiphopową oprócz wyżej wspomnianego Libera reprezentuje Mezo wespół z Kasią Wilk. Ale dlaczego nie ma jednej całkowicie hip-hopowej polskiej piosenki, jak np. „W aucie” Sokoła i Pona, która jest wręcz stworzona pod „SingStara”? Tego nie wiem. Fanów polskiego popu zadowoli obecność Papa D z utworem „Bezimienni”. Podsumowując, jest co śpiewać, lecz brakuje zróżnicowania.Podsumowanie„SingStar Polskie Hity” jest pierwszą odsłoną serii wykonaną tylko i wyłącznie z myślą o Polakach. Z tego powodu jest to najlepszy z „SingStarów” dostępnych na Playstation 3. Warto go nabyć także ze względu na cenę, jako że w porównaniu do innych nowości jest on dość tani. Szkoda, że „SingStar Polskie Hity” nie jest tak typowo imprezową składanką, jak „Wakacyjna Impreza”. Biorąc pod uwagę bogactwo polskiej muzyki rozrywkowej, mogłoby być o wiele lepiej.Pełna lista utworów:Ewelina Flinta - ŻałujęFeel - No pokaż na co Cię staćFeel - A gdy jest już ciemnoŁukasz Zagrobelny & Ewelina Flinta - Nie kłam, że kochasz mnieFormacja Nieżywych Schabuff - ŁawkaDe Mono - Kamień i aksamitMarcin Rozynek - SiłaczStrachy na Lachy - Dzień dobry, kocham CięVideo - BellaAnia Dąbrowska - Nigdy więcej nie tańcz ze MnąAnia Dąbrowska - W spodniach czy w sukiencePatrycja Markowska - Jeszcze razGadowski & Kościkiewicz - Szczęśliwego Nowego JorkuAnia Wyszkoni i Video - SoftŁukasz Zagrobelny - NieprawdaKombii - ŚladMandaryna - Ev'ry NightStachursky - JedwabSzymon Wydra & Carpe diem - Życie jak poematSzymon Wydra & Carpe diem - Całe życie graszPapa D - BezimienniStachursky - Za każdy dzień, za każdy szeptLady Pank - Stacja WarszawaSylwia Grzeszczak & Liber - Co z nami będzieSylwia Grzeszczak & Liber - Nowe szanseVerba - Pokaż miVerba - Widziałem Twoje oczyMezo & Kasia Wilk - WażnePatrycja Markowska - Świat się pomyliłBLOG 27 - Wid Out Ya

Komentarze | czytaj więcej

Code of Honor 3: Stan nadzwyczajny

Dodał: GIEROmaniak.pl | 10-09-2009 20:41

Code of Honor 3 jest kolejnym z serii FPS-ów wydawanych ostatnimi czasy masowo przez City Interactive. Tytuł ten to jednocześnie trzecia część serii opowiadającej o losach żołnierzy francuskiej Legii Cudzoziemskiej, zapoczątkowanej jakiś czas temu przez polskiego producenta. Czy recenzowany przeze mnie tytuł, poza znacznym wzrostem ceny, stanowi również krok do przodu, czy może po raz kolejny mamy do czynienia z beznadziejną produkcją, wycenioną tym razem na prawie 50 PLN? Zapraszam do zapoznania się z recenzją, w której postaram się przybliżyć sytuację nowego polskiego dzieła na arenie gier komputerowych.Code of Honor 3 opowiada nam niezbyt oryginalną historię rodem z prostego amerykańskiego filmu. Po raz kolejny mamy do czynienia z nieskomplikowanym mechanizmem przyczynowo skutkowym. Biznesowy krach prowadzi do zamieszek w stolicy Francji, a zaistniałą sytuację chce wykorzystać pewna organizacja terrorystyczna, dokonująca kradzieży broni na wielką skalę. Jedynym ratunkiem dla Paryża jest oddział Legii Cudzoziemskiej, której statut zostaje zmieniony przez samego prezydenta, co pozwala jej odtąd działać na terenie całego kraju. Po misji wprowadzającej, która polega na opanowaniu porwanego przez terrorystów samolotu, ruszamy do ogarniętego chaosem Paryża. Każdy więc chyba przyzna, ze fabuła do najoryginalniejszych nie należy. Skoro jednak amerykańskie filmy z równie niewyszukaną fabułą potrafią osiągać miano przebojów, to dlaczego nasz rodzimy wytwór nie ma prawa również stać się prawdziwym hitem? Niestety, fabuła nie jest jedyną przeszkodą w osiągnięciu tego celu. Produkcja znad Wisły graficznie prezentuje się całkiem przyzwoicie. Po raz kolejny do stworzenia gry użyty został silnik, na którym bazuje Fear – Jupiter EX. Jak wiemy, silnik ten nie jest już wielką technologiczną nowością i ma swoje lata, mimo to sprawia, że opowieść o bohaterach z Legii Cudzoziemskiej ogląda się naprawdę przyjemnie, a swoją oprawą wizualną nie razi ona oka. Oczywiście nie można się spodziewać fajerwerków graficznych na poziomie największych produkcji FPS ostatnich lat. Jak na nisko budżetową grę, grafika spełnia jednak swoje zadanie i nadal, mimo upływu lat, wygląda naprawdę ładnie. Lokacje są urozmaicane szczegółami, zaś otoczenie potrafi być „zniszczalne”. Plusy silnika Jupiter EX widać również w innych cechach gry. W porównaniu do debiutanckich produkcji City Interactive, znacznie poprawiona została inteligencja oraz samo zachowanie wrogów. Przeciwnicy nie są bezmyślną masą, biegnącą na śmierć, nie są również cudotwórcami potrafiącymi zabić Cię przez ścianę. Trzeba przyznać, że zachowują się realnie, starają się wykorzystywać osłony, zajmować pozycje, a nawet próbują zachodzić od tyłu. Dodatkowo, na płycie z grą wydawca umieścił bonusową pełną wersję w postaci Rajdu na Berlin, możemy więc porównać sobie ewolucje gier tych twórców, nie wydaje mi się jednak, aby to właśnie stanowiło cel wydawcy ;)Jeżeli jesteśmy już przy kwestii oprawy, warto wspomnieć również o jej stronie dźwiękowej. Głosy nagrane zostały po angielsku, jednak cała gra oraz napisy zostały przetłumaczone na język polski. Aktorzy dubbingujący wypadli naprawdę nieźle i do tej kwestii również nie można mieć pretensji. To samo tyczy się dźwięków. Muzyka wpasowuje się w klimat gry i jest naprawdę dobra, choć oczywiście nie możemy mówić tutaj o monumentalnych, wybitnych utworach, jak np. w Call of Duty. Nie ma jednak sensu porównywanie obu gier, Code of Honor 3 jest bowiem tylko niskobudżetową strzelaniną i jak na tego typu produkcję muzyka wypada świetnie.Najwyższa pora, aby przejść do najważniejszej kwestii, jaką niewątpliwie jest grywalność. Już po kilku minutach gry nasunęło mi się jedno określenie: Code of Honor 3 jako mniej udany klon SWAT 4, znacznie mniej udany…Spokojnie, jako iż SWAT 4 jest grą naprawdę wybitną, a dla mnie wręcz genialną, nie oznacza to wcale iż z Code of Honor 3 jest tak bardzo źle. Od razu można zauważyć, że twórcy wzorowali się na zachodnim tytule, jednak gołym okiem widać, ze mamy do czynienia z grami na zupełnie innych poziomach, co wynika także z różnych możliwości finansowych ich autorów. Przede wszystkim, opisywany przeze mnie tytuł to gra mocno uproszczona. Cała rozgrywka ogranicza się jedynie do eliminowania kolejnych przeciwników podczas nieustannego poruszania się naprzód. Może i od czasu do czasu trzeba odnaleźć kartę otwierającą drzwi, ale jej poszukiwania i tak sprowadzają się tylko do masowej eksterminacji. Niestety, taka zabawa bardzo szybko znudzi graczy oczekujących czegoś więcej niż tylko zwykłej strzelaniny. A nawet ci, którzy zadowolą się takim rodzajem rozrywki, nie posiedzą przed monitorem o wiele dłużej, gra jest bowiem bardzo krótka i niezbyt wymagająca, a trybu wieloosobowego niestety brak Wszystkich miłośników wyżej wspomnianego SWAT lub Rainbow Six z góry uprzedzam, że na próżno szukać tutaj odbijania zakładników, dokładnego planowania, czy współpracy z oddziałem. Tutaj tego wszystkiego po prostu nie ma i jesteśmy zdani wyłącznie na siebie.Arsenał, który otrzymamy do eliminacji zagrożenia również nie powala. W swoim ekwipunku możemy mieć trzy rodzaje broni: pistolet, karabin – FAMAS, oraz strzelbę i granaty. Co prawda możemy zamieniać naszą broń na tę używaną przez terrorystów, ale możliwości nie ma zbyt wiele. Trochę komicznie i nierealnie to wygląda, gdy w biurach, na biurkach leżą karabiny używane przez członków Legii, a nie uzbrojenie terrorystów, czy chociaż same naboje. Dodatkowo, wzorem z zachodnich FPP, dostajemy możliwość ulepszania naszej broni poprzez instalację dodatkowych modyfikacji. Kolejną nowością w serii jest opcja wykorzystywania osłon. Mianowicie, gdy znajdziemy się za jakimś murkiem, bądź samochodem, nie musimy wychylać się w celu oddania strzału. Nasz bohater może wystawić znad osłony samą broń i oddać serię strzałów, choć oczywiście jest to mniej skuteczne rozwiązanie. Mimo to bywa przydatne, a sam pomysł jest całkiem ciekawy. Plusem gry są także zróżnicowane lokacje. Nasz obszar działań nie obejmuje tylko niezmiennej dżungli, czy terenów fabryk. Każda z misji rozgrywa się w innym miejscu, takim jak uprowadzony samolot, ulice Paryża, czy opanowane przez terrorystów biuro.Podsumowując, mamy do czynienia z naprawdę porządną grą, nie wybijającą się jednak ponad przeciętność. Recenzowana przeze mnie produkcja odznacza się starannym wykonaniem, sprawdzi się również jako rozgrywka na kilka wieczorów dla mniej wymagających graczy. Cieszyć powinna nas przede wszystkim informacja, że produkcje City Interactive zmierzają w nowym, lepszym kierunku. Martwić natomiast powinien wzrost ceny. Niestety, ta gra nie jest warta 50 PLN. Dopiero teraz udało się stworzyć produkcję, za którą spokojnie można byłoby zapłacić 20 PLN. Rozumiem, że wzrost jakości równa się wzrostowi ceny, ale w tym przypadku ta druga jest po prostu zbyt wysoka. Na rynku naprawdę istnieje wiele starszych i lepszych FPSów, które możemy zakupić taniej niż Code of Honor 3, a przyniosą nam one znacznie więcej zabawy; dodatkowo wydłużona zostanie ona przez tryb rozgrywki wieloosobowej, którego niestety tutaj bardzo brakuje.

Komentarze | czytaj więcej

Sublustrum

Dodał: Łukasz "Jerycho" Służałek | 10-09-2009 19:40

Do tej pory zdarzało się tak, że wszystkie gry zza wschodniej granicy przechodziły bez większego echa. Z pewnością ten trend przełamał Cryostasis, który szczególnie przykuł uwagę graczy na całym świecie, w tym i moją. Rosjanie pokazali, że potrafią stworzyć naprawdę dobrą grę, utrzymaną w genialnym klimacie. Trudno tutaj mówić o jakimś rozmachu na skalę Crysisa (mimo, że nazwa podobna), aczkolwiek gra została bardzo ciepło przyjęta (choć jej akcja toczy się w lodowatym klimacie).Dziś w moje ręce trafia Sublustrum, kolejna gra od naszych sąsiadów. W Polsce owa przygodówka została wydana przez Nicolas Games, oczywiście została w pełni spolszczona. To, co od razu rzuca się w oczy po otwarciu pudełka to klasyczna już wsuwka do tekturowego boksa i mierna wręcz zawartość samego produktu. W środku możemy znaleźć tylko bardzo cienką instrukcję i płytkę z programem. To czego możemy dowiedzieć się z manuala to naprawdę bardzo lakoniczne informacje nt. samej gry i zarysu fabularnego. Co gorsza w instrukcji można znaleźć, praktycznie co drugą stronę, reklamy. To kryterium z pewnością nie spełnia moich oczekiwań.Sama gra, ma dosyć specyficzny klimat. Myślę, że ciężko stwierdzić jednoznacznie inspirację twórców. Należy jednak wspomnieć o fabule - głównym bohaterem jest pisarz, prawdopodobnie nieco starszy, bowiem odbył kilka wieloletnich podróży. Na miejscu czeka go przykra niespodzianka - jego brat - naukowiec, który prowadził badania zniknął w tajemniczych okolicznościach. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie nagranie, które zostawia swojemu żyjącemu rodzeństwu. Jak widać, być może zarys fabularny nie można nazwać wielkim geniuszem, to całość została zrealizowana w sposób niemal perfekcyjny.Do czego zmierzam? Przez całą grę wątek rozwija się tak, że w każdej chwili możemy się spodziewać zupełnie czegoś innego. W czasie rozgrywki nawiązuje się bezpośredni kontakt między postacią, a graczem. W Sublustrum otrzymujemy unikalny feeling, którego w dzisiejszych przygodówkach ze świecą można szukać. Podobne odczucia miałem podczas gry w Cryostasis. Oczywiście, są one jak najbardziej pozytywne. W odniesieniu do innych przygodówek, których niestety za wiele nie ma, produkcja studia Phantomery Interactive wybija się znacząco ponad poziom.Z całą pewnością można stwierdzić, że twórcy wzorowali się na sprawdzonych już formatach takich jak Myst. Podobnie, w obu grach otrzymujemy widok z pozycji oczu postaci i do dyspozycji mamy tylko myszkę. Całość oczywiście została zrealizowana w trzech wymiarach, ponadto przejścia między lokacjami są animowane, choć animacje te pozostawiają wiele do życzenia. Sam system sterowania jest wręcz wzorowy, jest natomiast jedna rzecz, która wyjątkowo dała mi się we znaki. Są to ogromne problemy z obsługą myszek, które pracują z częstotliwościa 500Hz (choćby Razer Salmosa). Nie wygląda na to, aby pojawiły się jakieś poprawki, a szkoda.Idąc dalej, dochodzimy do bardzo ważnej kwestii, a mianowicie grafiki. Jest to bowiem kwestia dominująca w przygodówkach, choć zdania bywają podzielone. Wielu z Was uważa, że grafika to nie wszystko. Owszem, tak jest, natomiast warto zwrócić uwagę na to, że cały klimat, który otrzymujemy na ekranach naszych monitorów w większości buduje właśnie oprawa wizualna. Ta, z kolei w Sublustrum jest całkiem niezła. To na co warto szczególnie zwrócić uwagę to budowanie kilmatu poprzez imitację starej taśmy filmowej. Tak bowiem wygląda obraz widziany oczami gracza. To doskonałe rozwiązanie, które pozwala jeszcze bardziej zanurzyć się w surrealistycznym świecie Sublustrum. Gra została wykonana w nieco mniejszej, niż dziś uznawaną za standard, rodzielczości natywnej. W niczym jednak owa sytuacja nie przeszkadza, gra prezentuje się bardzo dobrze nawet na dużych monitorach.Sama rozgrywka jest bardzo nielinowa, jednakże pod innym, niż mogłoby się wydawać, względem. Nie jesteśmy w stanie postawić sobie z góry narzuconego celu, który pozwoli na jasną i konkretną eksplorację terenu. Jesteśmy zmuszeni do przeszukiwania otoczenia i poznawania kolejnych faktów, które pozwolą nam łączyć wszystko w logiczną całość. No, a przynajmniej na początku tak nam będzie się wydawać. Produkt Phantomery Interactive jest bowiem zdecydowanie trudny w odbiorze i może się zdarzyć tak, że niektórym atmosfera panująca w grze nie przypadnie do gustu. Ja natomiast jestem ogromnym fanem niekonwencjonalnych rozwiązań, a tych w Sublustrum można znaleźć naprawdę wiele. Mowa tutaj choćby o zakończeniu, które jest naprawdę zaskakujące, pozostawia niedosyt i w pewnym sensie, ciężko je zrozumieć, o ile w ogóle można.Warto dodać także kilka słów o oprawie audio, która wydawać się może dosyć nietypowa. Stworzeniem owej ścieżki dźwiękowej zajęło się studio Anthesteria Project. Niestety, mimo wielu pochlebnych opini nie przypadła mi ona do gustu. Nie oznacza to, że jest ona słaba. Spodziewałem się jednak czegoś więcej, ponieważ to, co możemy usłyszeć, to już w większości znane nam schematy, które wielokrotnie były wykorzystywane w innych grach. Dosyć dziwnie się czuję słysząc coś podobnego po raz kolejny. Być może to kwestia gustu, niestety, mój troskliwie mi podpowiada, że to nie jest coś, czym on potrafi się zadowolić.Gra ma niewielkie wymagania sprzętowe, co w sumie nie powinno nikogo dziwić. Może zatem być doskonałą odskocznią od dnia codziennego, nawet na starszym laptopie. Z pewnością nie jest to jednak produkt, w który można zagrać w czasie pracy - to się nie sprawdzi, zapewniam. Tłumaczenie Sublustrum zostało wykonane wzorowo. Dlaczego? Całość została w pełni przetłumaczona, co oznacza, że otrzymaliśmy grę zarówno z dubbingiem jak i napisami. Ogromny plus, biorąc pod uwagę, że takie pozycje najczęściej są tylko tłumaczone kinowo, zazwyczaj wynika to z opieszałości wydawców. Tego jednak nie można zarzucić Nicolas Games, który w tym aspekcie stanął na wysokości zadania. W czasie gry, zastanawiałem się czy lektorem nie został Cezary Morawski, jednakże nie jestem w stanie tego stuprocentowo stwierdzieć, tym bardziej, że wszystkie źródła na ten temat milczą.Podsumowując, Sublustrum to z pewnością niecodzienny i bardzo odmienny produkt, od tego co możemy dzisiaj otrzymać w mainstreamie. Mimo kilku wad, niestety technicznych, gra jest bardzo udana i z czystym sercem można ją polecić, nawet najbardziej wybrednym graczom. Klimat, który udało się zbudować rosjanom powoduje, że w każdej chwili jesteśmy gotowi wykonać krok dalej. Szkoda, że gra jest taka krótka. No cóż, nie można mieć wszystkiego. Można za to za niewielką kwotę - 49 złotych - nabyć bliski ideału, interesujący produkt, jakim niewątpliwie jest Sublustrum.

Komentarze | czytaj więcej

Zeno Clash

Dodał: Grzegorz "Greg" Wojciechowski | 07-09-2009 17:58

Skromna ekipa z ACE Team odważyła się stworzyć niezwykle brutalną, a zarazem owianą surrealizmem grę o „przygodach” Ghat`a w krainie Zenozoik. Gra ta przebija nawet największych tytanów rynku gier komputerowych. Może w kwestii czasowej naszego grania nie jest tak, jak powinno to wyglądać, ale oprawa graficzna i klimat stoją na najwyższym poziomie. W końcu zabawka ACE`a otrzymała nominację w kategorii najlepszej oprawy graficznej na Independent Games Festival.FPP z jakąś fabułą?Wcielamy się w postać Ghat`a, który zostaje wygnany z ojczyzny przez swoje własne rodzeństwo. Przyczyną tej nienawiści jest zbrodnia, której dopuścił się nasz główny bohater wobec Ojczymatki. Jedyną jego towarzyszką pozostaje siostra Deadra, która decyduje się ryzykować życie dla swojego brata i wraz z nim ucieka z dala od rodzinnej wioski, odkrywając zakazane krainy.Fabuła Zeno Clash w przeciwieństwie do innych pozycji tego typu jest niezwykle rozbudowana. Nie brakuje postaci, które mają swoje określone zwyczaje i wspólną przeszłość. Bohaterowie gry należą do niezwykle dziwacznej grupy społecznej. Są ludzikami, którzy tylko kształtami przypominają ludzi, wyglądają na troszkę niepełnosprawnych, czy może upośledzonych. Oczywiście dodaje to naszej rozgrywce kolorytu. Co prawda w kolejnych etapach nie pojawiają się zbyt wielkie przewroty akcji, ale w FPPkach sens nie odgrywa najważniejszej roli. Jednak warto podkreślić, że w porównaniu z innymi grami ZC wydaje się być dość logiczna i spójna ze względu na przebieg uporządkowanych zdarzeń, które na nas czyhają. Dodatkowo wiemy, skąd pochodzi bohater i poznajemy jego wcześniejsze losy, które w znacznym stopniu pomagają nam zrozumieć naszą obecną sytuację.Fight!Największa radość, jaka spotka każdego gracza komputerowego zabawiającego się w Zeno Clash, to oczywiście WALKA! Ilość ciosów, uników, chwytów, rzutów, kos, haków itp. jest naprawdę niewiarygodna. Efektownie prezentuje się także wykańczanie uderzeń przez naszych bohaterów. Oczywiście mamy możliwość posługiwania się bronią palną, ale głównym celem i zadaniem twórców gry była jednak walka wręcz. Jak w pamiętnych grach z Sagi Tekken na PlayStation, również i w Zeno Clash możemy wykonywać tzw. kombosy. Przy czym polega to wciskaniu właściwej kombinacji klawiszy, a nie na chaotycznym stukaniu w klawiaturę, co sprawi nam niemałą trudność.Ostry klimacik...Jak zapowiadali autorzy, miała to być zabawa w wysokiej jakości świecie bezpardonowej walki z dopieszczonymi w każdym detalu fantastycznymi postaciami. I sprawdziło się, niezwykła grafika połączona z rozbudowanym modelem świata. Co prawda plansza (czyt. świat, w którym porusza się bohater) nie należy do największych, lecz jakość jej wykonania i głębia kolorów jest naprawdę ekscytująca. W pierwszym momencie, gdy nałożyłem na uszy słuchawki, zgasiłem światło w pokoju i odpaliłem ZC na moim komputerze, po prostu oniemiałem. Poczułem ten prawdziwy klimat gry FPP. Zaskakujące zwroty akcji: raz z ukrycia wyskakujemy na przeciwników z pięściami, by chwilę później wpaść w sidła wrogów. Dodatkowo mimika twarzy i grymasy bólu wyglądają zupełnie jak podczas realnej walki. Widać, że chłopaki z ACE Team stanęli na wysokości zadania. W każdym razie naprawdę warto pochwalić ich za ZC. Należy się wielki plus za grafikę i klimat.Zawsze coś musi być nie takW każdej grze komputerowej coś nam nie pasuje albo czegoś po prostu brakuje. Tym razem nie chodzi o grafikę, nie chodzi również o grywalność, czy dźwięk. To o co może chodzić?! Niestety, ale największy problem sprawia to, że gra kończy się zbyt szybko... Nie jest może banalnie prosta do przejścia, ale wystarczy jedno popołudnie i po zabawie. Ratuje ją tylko to, że można grać w nią wielokrotnie bez większego znudzenia (mimo, że przeszliśmy już całą parę razy) ze względu na wcześniej wspomnianą walkę, która potrafi naprawdę wciągnąć. Drugim mankamentem jest malutki świat. Wygląda super, ale co z tego, jeśli jest tak mały. Niektórzy jednak powiadają, że liczy się jakość, a nie ilość... więc znów Chilijski ACE Team uratowany :)WNIOSEK JEST TYLKO JEDENJako podsumowanie mogę jedynie poradzić Wam szybkie wybranie się do sklepu i zakupienie ZC. Jest to naprawdę godna polecenia pozycja, przy której na pewno nie będziecie się nudzić, a do zakurzonego opakowania powrócicie nie raz. Cena – w granicach 50-60 zł. Polecam każdemu!

Komentarze | czytaj więcej

Blood Bowl

Dodał: Łukasz "JoHnyW" Wolski | 06-09-2009 18:01

Krwawa MiskaOryginalny Blood Bowl to planszowa adaptacja futbolu amerykańskiego z postaciami z uniwersum Warhammera w rolach graczy. Zasady opracował Jervis Johnson, designer z firmy Games Workshop. Blood Bowl doczekał się licencjonowanej gry w 1995 roku. Od tego czasu minęły 2 generacje gier komputerowych i wiele się pozmieniało. Autorem najnowszej gry komputerowej z serii Blood Bowl jest Cyanide, które w tym temacie ma już pewne doświadczenie, jako że w 2004 roku wypuściło grę Chaos League, będącą wiernym odzwierciedleniem Blood Bowl’a. Słowo „blood” w nazwie Blood Bowl nie jest użyte przez przypadek, gra jest jak wojna, nie ma zwycięzców, są tylko ocalali.W każdej drużynie znajduję się także wielkoludyGameplayNa początku przyznać muszę, że grając w najnowszą grę Cyanide Studios po raz pierwszy w życiu miałem do czynienia z Blood Bowl'em w jakiejkolwiek formie. Dlatego wiele musiałem się nauczyć i wycierpieć, nim wygrałem swój pierwszy mecz na średnim poziomie trudności. Podstawy można poznać dzięki licznym samouczkom, lecz w praktyce Blood Bowl jest dużo bardziej skomplikowany niż w teorii. Twórcy dali nam do wyboru 2 tryby rozgrywki: pierwszy z nich, „klasyczny”, jest wierną kopią planszowej wersji Blood Bowl'u, drugi - „Blitz”, pozwala nam ustalić własne zasady oraz zagrać w czasie rzeczywistym. Mimo wielu różnic w tych dwóch trybach fundamenty rozgrywki pozostają niezmienione. Podobnie jak w grze planszowej, o wszystkim decydują rzuty kośćmi. Ponadto pomyślność planowanej akcji zależy również od statystyk bohatera. Klasyczna kość do gry (k6) to sześcian i najwyższa wartość, jaką można na niej wyrzucić, to liczba 6. Z tego powodu każda ze statystyk bohatera ma 6 stopni zaawansowania. Przykładowo zawodnik posiadający 3 punkty zwinności, kiedy wykonuje podanie ma 50% szans na powodzenie, ponieważ trzy to połowa z sześciu. Jeżeli wynik rzutu kością wyniesie 4, 5 lub 6, zawodnikowi udaje się celnie podać. Oczywiście na powodzenie w akcji ma wpływ także szereg innych czynników, ale statystyki i rzut kością są z nich najważniejsze. Oprócz klasycznej kości, w grze wykorzystywana jest też tzw. kość blokowania. Znajduje swoje zastosowanie podczas starcia dwóch zawodników. Jej wynik (np. „napastnik powalony”, „błąd obrońcy”, „obaj powaleni”) zazwyczaj jest pozytywny tylko dla jednej ze stron i nie zależy od statystyk. Do tego każdy z zawodników posiada co najmniej kilka zdolności, które bezpośrednio wpływają na sytuację na boisku. Do moich ulubionych należy „rzut towarzyszem”, pozwalający cięższym graczom rzucić w dowolnym kierunku towarzyszem posiadającym zdolność „co za koleś”. Są też takie, które zwiększają ryzyko przegranej, jak chociażby chęć jedzenia swoich współzawodników - wykonywane są wtedy odpowiednie rzuty (i tak na przykład w przypadku „sukcesu” głodny troll zjada goblina z własnej drużyny). Poza trudnym do opanowania systemem rozgrywki, same zasady Blood Bowl'u są dość proste. Wszystko ogranicza się do zdobycia piłki i zaniesienia jej do strefy punktowej, której niestety strzeże przeciwna drużyna. W tym momencie zaczyna się taktyka: jeden z naszych zawodników musi dotrzeć na drugi koniec boiska, tak by po drodze nie zostać pobitym, w czym przede wszystkim pomagają mu towarzysze z drużyny. Wiele zależy także od licznych „wspomagaczy”, do jakich niewątpliwie należą cheerleaderki, przekupiony sędzia, czy konsyliarz, który wspomoże kontuzjowanego zawodnika.Do naszej dyspozycji oddano 8 ras, z których każda posiada szereg zalet i wad. Najbardziej podstawową są ludzie, którzy mogą przebierać w licznych strategiach gry, ale w żadnej z nich się nie specjalizują. Następni są Orkowie - silni, mocno opancerzeni, ale za to bardzo ociężali i powolni. Miłośnicy długich bród również nie mają na co narzekać, ponieważ w grze obecne są krasnoludy, wytrzymałe i dobre w blokowaniu, lecz podobnie jak Orkowie, bardzo powolni. W gronie zawodników nie mogło zabraknąć Leśnych Elfów, którzy są zwinni i szybcy, lecz przy tym bardzo delikatni i wrażliwi na ciosy (coś dla nastoletnich fanek Legolasa). Na boisku zagrają także Gobliny, którzy należą do najbardziej przebiegłych zawodników Blood Bowl’u - są w stanie przemycić na boisko nawet piłę łańcuchową, a gra nimi jest naprawdę zabawna. Do wyboru mamy także Skavenów, czyli humanoidalne szczury. Skaveni są szybcy i zwinni, ale słabi w bezpośrednim zwarciu. Zagrać też można Jaszczuroludami, wśród których obecne są małe i zwinne Skinki, a także potężne Saurusy, które niestety nie są w stanie zdobyć punktu. Stawkę zamyka Chaos, do którego zaliczamy wojowników chaosu oraz zwierzoludzi; ich wadą jest małe zróżnicowanie zawodników, które z kolei ogranicza liczbę możliwych strategii. Chaos preferuje walkę wręcz przed zdobyciem punktu. Niezależnie od rasy w każdej drużynie zawodnicy pełnią określone funkcje. Są to: liniowi, czyli najzwyklejsi zawodnicy niespecjalizujący się w niczym, może to być zarówno człowiek jak i goblin. Blitzerzy, którzy najczęściej zdobywają punkty - ich zadaniem jest przebić się przez linię obrony przeciwnika. Blokerzy, silni i opancerzeni, pilnują by nikt nie dostał się do ich strefy punktowej. Łapacze - zwinni, lekko opancerzeni, jak sama nazwa wskazuje, ich głównym atutem jest łapanie piłki, dlatego często ustawiają się w strefie punktowej przeciwnika i czekają na podanie. Miotacze mają najlepszą celność, ich podania są kluczem do przeprowadzenia zgranej akcji. Najszybsi zawodnicy na boisku to biegacze, są bezcenni dla drużyn, które preferują wbieganie do strefy punktowej w celu błyskawicznego zdobycia przyłożenia. W każdej drużynie znajdują się także wielkoludy (np. u Elfów są to Enty, u Goblinów – Trolle). Potrafią każdemu przywalić, lecz tak jak pozostali, posiadają swoje wady, np. niski poziom IQ, czy wystające korzenie.Rozgrywka niezależnie od trybu jest bardzo emocjonująca i nieprzewidywalna. Różnice polegają na tym, że w trybie turowym polecenia wydajemy pojedynczej jednostce i w momencie, gdy są przez nią wykonywane, reszta zawodników stoi nieruchomo. Grając w czasie rzeczywistym, podczas pauzy wydajemy rozkazy wszystkim zawodnikom, co sprawia, że gra staje się bardziej dynamiczna, ale trudniejsza do opanowania. Dla ułatwienia każdej jednostce można przypisać jeden z modeli zachowań (neutralny, ofensywny lub defensywny)SingleplayerSamotny gracz z pewnością nie będzie narzekał na nudę. Gra oferuje wiele lig oraz ciekawą kampanię, w której własnoręcznie stworzoną drużynę prowadzimy na szczyt. Zanim jednak Twoja drużyna będzie świętować wielkie zwycięstwo, z pewnością zginie niejeden zawodnik, Ty zaś w wielu sytuacjach będziesz musiał wykazać się stalowymi nerwami i opanowaniem. Blood Bowl to nie gra dla mięczaków. Przeciwnik kierowany przez sztuczną inteligencję oferuje 3 poziomy trudności, które dzieli od siebie wielka przepaść.MultiplayerW grze wieloosobowej Blood Bowl nabiera barw. Możemy grać poprzez LAN, Internet, albo tzw. „Hot Seat” na jednym komputerze. Nie ukrywam, że najbardziej emocjonująca jest gra z przeciwnikiem, który siedzi tuż obok nas. Może on nam realnie zagrozić, gdy w jego obecności faulujemy prowadzoną przez niego drużynę. Bezcenny jest widok jego miny, gdy straci punkt, a poza tym miło jest razem pośmiać się z niefortunnych zagrań którejś z drużyn. Gra w ligach internetowych od początku wrzuca nas na głęboką wodę, spotkamy bowiem wielu zapaleńców gotowych do zmierzenia się z nami. Podobnie jak w kampanii dla jednego gracza, każdy tworzy swoje drużyny po to, by je rozwijać. Gra się bardzo przyjemnie, a emocje rosną wprost proporcjonalnie do wartości naszej drużyny. Jednak mimo wielu zalet, jakie oferuje gra przez sieć, rozmowa z przeciwnikiem przez headset, czy pisanie z nim na czacie nie jest tym samym co bluzgi oraz widok zestresowanego i spoconego kumpla siedzącego obok.Oprawa A/VW kwestii oprawy dźwiękowej nie mam twórcom nic do zarzucenia. Muzyka w menu wpada w ucho, zaś mecze komentują goblin i bodajże troll. Komentarze tego duetu potrafią bawić niczym Szpakowski & Szaranowicz, lecz niestety wyłącznie graczy znających język angielski, ponieważ gra nie została w pełni przetłumaczona na język polski. Spolszczone są wszystkie opcje w menu, a także zdolności zawodników, ale komentarze i wiele innych pozostawiono w angielskiej wersji językowej. Szkoda, ponieważ komentatorzy są naprawdę genialni i potęgują klimat nie tylko swoimi głosami, lecz także wypowiadanymi kwestiami. Nie ma ich jednak zbyt wiele, już po pewnym czasie znamy je wszystkie na pamięć, np.: „Blood Bowl is like war, no winners, only survivors”.Jeśli chodzi o grafikę, muszę wypowiedzieć kilka słów stanowczej krytyki. Mimo, iż jest przejrzysta, to jednak zdecydowanie pochodzi z poprzedniej generacji. Modele są mało szczegółowe, a animacje zbyt sztywne. Dla porównania, przypomina kultowego WoW'a wydanego w roku 2004. Niestety, ale w kwestii oprawy Cyanide Studio dało ciała, gra mogłaby się ukazać ładnych kilka lat temu, może wtedy jej grafika zrobiłaby na kimś wrażenie. Na dodatek wymagania Blood Bowl są znacznie większe niż w przypadku wyżej wspomnianej gry World of Warcraft, co także nie działa na jej korzyść, jeśli chodzi o ocenę.Ostatni gwizdekPodsumowując, Blood Bowl jest grą bardo udaną, przeznaczoną nie tylko dla fanów oryginału. Mimo iż oprawa graficzna pozostawia wiele do życzenia, to nie jest ona najważniejsza w grze, która stawia głównie na grywalność i klimat. Dodatkowy plus Blood Bowl'u stanowi wysoki poziom trudności, który zapewnia wiele satysfakcji z tytułu odniesionych zwycięstw.

Komentarze | czytaj więcej

Call of Juarez: Więzy Krwi

Dodał: Robert "Jojo" Trzos | 03-08-2009 20:56

Niewiele gier tworzonych przez polaków odniosło sukces. Jednakże tytuły takie jak „Wiedźmin” czy „Painkiller” są jednymi z tych, które wybiły się na światowym rynku i można je nazwać wybitnymi. Techland po wydaniu pierwszej części Call of Juarez osiągnął tak duży sukces finansowy, iż mógł zająć się kontynuacją. Miała ona być rzecz jasna jeszcze lepsza od poprzedniczki, co było nie lada wyzwaniem. Moim zdaniem udało im się tego dokonać. Sequel zatytułowany „Call of Juarez: Więzy Krwi” (ang. “Call of Juarez: Bound in Blood”) dzieje się na wiele lat przed jedynką. Gra została zlokalizowana w języku angielskim, ponieważ chciano w ten sposób spotęgować nastrój, aby gracz mógł poczuć się jak jeden z kowbojów. Ciekawostką jest to, że dźwięki do gry były nagrywane w Hollywood. Jest to tytuł nie tylko dla fanów westernów i strzelanin, ale i dla całej rzeszy osób, którym spodoba się rozgrywka, oprawa, świetnie wykonana grafika i wyraziści bohaterowie. Rozgrywka: W grze kierujemy losami braci Raya i Thomasa McCall. Jeśli osoby, które grały w Call of Juarez i znają postać Raya Mc Call sądzą, że nie zaskoczy ich on niczym nowym to nic bardziej mylnego. Postać ta w pierwszej odsłonie gry niczym nie była podobna do tego buntowniczego i narwanego zbója, jakim jest w Więzach Krwi. Co ciekawe aktor, który zażyczył głosu tej postaci w części pierwszej uczynił to i w kontynuacji, tak więc fani tytułu nie będą musieli przyzwyczajać się do nowego głosu bohatera. Thomas to jednak całkiem nowa postać. Jest on zupełnym przeciwieństwem brata. Aktor, który podkłada pod niego głos, co ciekawe ma sporo wspólnego z dzikim zachodem i kowbojami, dzięki czemu autentyczność postaci rośnie. Podczas gry poznamy także trzeciego z braci, Williama. Jest on najmłodszy z całej trójki. Kleryk z zawodu, opowiada o wyczynach braci, przez co rozgrywka nabiera realizmu. Większość gry to przechodzenie kolejnych poziomów, ale nie zawsze. Bardzo miłym akcentem są etapy, w których dostajemy możliwość stuprocentowo wolnej rozgrywki. Mamy nie tylko możliwość iść do sklepu z bronią zaopatrzyć się w najnowsze modele giwer, ale i na przykład zabrać ze ściany list gończy z zadaniem do wykonania. A tych już naprawdę jest wiele typów. Może chodzić o pomoc w obronie linii kolejowej przed Indianami bądź standardowo akcentem westernowym złapać poszukiwanego bandytę. Misje te są także dobrze płatne, więc warto je wykonywać choćby i po to, aby mieć pieniądze na zakup nowej broni lub by uzupełnić zapas noży do rzucania czy lasek dynamitu. Ponadto tereny, które dostajemy do dyspozycji przy tego typu rozgrywce są na tyle duże i pełne różnych rzezimieszków, że nic nie stoi nam na przeszkodzie, aby zwyczajnie ruszyć w świat na poszukiwanie przygód. Na pewno wielu z was denerwowała konieczność trzymania klawisza Ctrl (który zazwyczaj był przeznaczony do kucania) aby tylko uniknąć ataku przeciwnika chowając się w ten sposób za przeszkodami. No cóż… nie w tej grze. Programiści z Techlandu wymyślili system który zgodnie z logiką nie powinien działać a jednak w tej grze daje radę. Podczas gdy podejdziemy do przedmiotu, który może być naszą potencjalną kryjówką bohater automatycznie się za nią chowa. Po wykonaniu tej czynności możemy wychylić się z kryjówki za pomocą myszki a następnie namierzać przeciwników. Opcja ta znacznie ułatwia i urozmaica rozgrywkę. Ciekawym urozmaiceniem jest także możliwość stoczenia znanych z opowieści o dzikim zachodzie pojedynków na rewolwery. Jest to naprawdę przyjemna mini gierka ale i wymagająca od gracza sporej zręczności. Bohaterowie: Postać można wybrać na początku każdego aktu, co jest dobrym rozwiązaniem ze względu na to jak bardzo się od siebie różnią. Spotkamy także akty, w których gra narzuci nam postać gdyż będzie tego wymagała fabuła. A teraz kilka słów o braciach Mc Call. Ray jest typowym rewolwerowcem. Może używać na raz dwóch pistoletów, pistoletu i dynamitu w drugiej ręce bądź strzelby jednak nienajlepiej czuje się na dużych wysokościach a także nie radzi sobie ze wspinaczką. Zupełnym przeciwieństwem, jak już wcześniej pisałem, jest z kolei jego młodszy brat - Thomas. Bardzo zwinny, woli broń snajperską, łuki oraz noże. Może strzelać z pistoletu, ale już tylko jednego. Potrafi korzystać z lassa, aby dotrzeć w miejsca dla innych nieosiągalne i to on pomaga bratu wspiąć się na wyższe tereny. Grzechem byłby nie wspomnieć dokładniej o specjalnych umiejętnościach postaci. Zarówno Thomas jak i Ray po zabiciu określonej liczby przeciwników mają możliwość skorzystać z dość ciekawie wykonanego trybu Bullet Time. Co ciekawe obie te postaci korzystają z niego troszkę inaczej. W przypadku Thomasa jest to szybkie przeładowywanie pistoletu i zadawanie pojedynczych, lecz śmiertelnych strzałów przeciwnikom za to podczas gry Rayem polega to na zaznaczeniu jak największej ilości przeciwników jak największą ilość razy, po czym zaczyna on strzelać z niebywałą prędkością za pomocą 2 rewolwerów do zaznaczonych celów. Po takim gradzie pocisków przeciwnicy padają jak muchy. Sterowanie: Sterowanie odbywa się za pomocą myszki i klawiatury i już po krótkim czasie przestaje sprawiać jakiekolwiek problemy. Bardzo trafną opcją jest możliwość zmiany broni za pomocą kółka myszki, ponieważ są momenty, w których szybka zmiana uzbrojenia może zadecydować o życiu i śmierci. Bronie można także zmieniać za pomocą klawiszy 1-6 jednak jest to wysoce niepraktyczne gdyż w ferworze walki nie ma po prostu czasu na latanie palcami po klawiaturze. Uzbrojenie: Call of Juarez: Więzy Krwi jest westernem a western bez broni to jak studnia bez wody. Twórcy wzięli sobie to do serca i zasypali nas wręcz gradem różnego typu uzbrojenia. Mamy do dyspozycji rewolwery, bronie dwuręczne palne krótko dystansowe i snajperskie, łuki, noże oraz laski dynamitu. Można z nich korzystać zależnie od postaci, którą gramy jak już pisałem wcześniej, z czego wynika, że grając Rayem nie będziemy mogli postrzelać z łuku i analogicznie wcielając się w Thomasa nie rzucimy dynamitem. Na tym jednak zabawa z bronią się nie kończy a wręcz dopiero zaczyna. Podczas gdy dynamit i noże zawsze są takie same to każda inna broń ma 4 poziomy warunkujące jej moc, szybkość przeładowania oraz szybkostrzelność (Stary -> Zwykły -> Dobry -> Świetny). Ale to nie koniec. Główni bohaterowie są kowbojami a czy istnieje kowboj bez rewolweru? Odpowiedź brzmi NIE. Pistolety… nie dość, że podobnie jak inne bronie mają 4 poziomy rozwoju to jest ich kilka typów. Dostajemy do dyspozycji zarówno szybkostrzelne i łatwe w przeładowaniu Quickshottery jak i zadające mocne obrażenia Rangery a także wiele innych typów rewolwerów. Podczas rozgrywki będziemy mogli także korzystać z lamp i rzucać nimi w przeciwników. Owe lampy po rozbiciu podpalają pewien obszar wokół siebie zadając przy tym obrażenia od poparzeń. Ponadto są do dyspozycji w niektórych miejscach bronie stacjonarne takie jak Gatling czy Armata a wcielając się w Raya podczas rozgrywki możemy znaleźć i zabrać przenośne działko Gatling, przy czym niosąc je stajemy się bardzo powolni a amunicja znika w zatrważającym tempie. Grafika: Jest to prawdopodobnie największa zaleta tej gry. Świetny silnik pozwolił na dopracowanie graficznie nawet najdrobniejszych szczegółów. Mamy okazję podziwiać krajobrazy na tyle realne, iż momentami można by pomyśleć, że patrzymy na zdjęcie. Grając w CoJ Więzy Krwi nie sposób nie zachwycić się patrząc na doskonale wykonane stepy czy zapuszczając się w położone w górach lasy. Poziomy gry są doskonale zaprojektowane a przy tym naprawdę ogromne. Efekty specjalne także wykonane z dbałością o najdrobniejsze szczegóły zapierają dech w piersi. Animacje postaci zostały wykonane pierwszorzędnie. Ragdoll w grze jest naprawdę tym, z czego twórcy mogą być dumni. Przeciwnicy zamiast padać na ziemie w teatralnym stylu osuwają się na ziemię niczym lalki, którym zerwano wszystkie sznurki, co niewątpliwie dodaje realizmu. Przeciwnicy: Sztuczna inteligencja w grze zrobiła na mnie niemałe wrażenie. Przeciwnicy potrafią być bardzo przebiegli. Podstawowa zaleta jest taka, że nigdy nie wiadomo skąd padną strzały gdyż potrafią oni poruszać się praktycznie po całym terenie starć i reagują naprawdę realistycznie. Nie wystawiają się na nasze strzały a schowają i poczekają aż Muzyka: Muzyka w grze jest świetnie dopasowana. Połączenie rytmów country z muzyką, którą można by nazwać pieśniami indiańskimi doskonale pasuje do klimatu gry. Podobnie jest z dźwiękami podczas poruszania się czy wystrzałów. Werdykt: Call of Juarez: Więzy Krwi jest zdecydowanie grą godną polecenia. Świetnie zrealizowane kontinuum, wartka akcja, ciekawe poziomy i fabuła. Wszystko to we wspaniałej oprawie dźwiękowej i graficznej bez żadnego zacinania daje nam poczucie realizmu. Bez ogródek mówiąc, jest to najlepsza gra o dzikim zachodzie, jaka kiedykolwiek powstała.

Komentarze | czytaj więcej

Demigod

Dodał: Jacek "Garrett" Dzido | 23-06-2009 20:51

Demigod - najnowsze dziecko studia „Gas Powered Games” znanego głownie ze świetnej gry Dungeon Siege oraz takich tytułów jak Supreme Commander oraz Space Siege. Gra reklamowana była jako „Rewolucyjne połączenie gry akcji, strategii oraz RPG”. Trzeba przyznać, jest to tytuł oryginalny którego nie da się jednoznacznie zaklasyfikować do jakiejkolwiek kategorii, jednakże określenie rewolucja jest tu niestety przesadzone. Ale po kolei.Rozbudowanej fabuły w Demigod nie uświadczymy, a cała rozgrywka skupia się na potyczkach sieciowych z innymi graczami lub w trybie dla jednego gracza ze sterowanymi przez komputer botami. Nie ma tu żadnej kampanii, do wyboru mamy tylko pojedynczą bitwę lub turniej, który składa się z ośmiu potyczek, kończących się tylko tabelą z wynikami. Tryby rozgrywki są cztery: zniszczenie wrogiej fortecy, zabicie określonej ilości wrogich demigodów, zdobycie zadanej ilości punktów generowanych przez kontrolowane przez nas flagi oraz zburzenie pewnej liczby wrogich budynków. Nie jest to zbyt wiele, a w dodatku gra dysponuje tylko ośmioma mapami, które są zupełnie płaskimi arenami bez żadnych wzniesień mogących dawać przewagę taktyczną. Plansze różnią się od siebie rozstawieniem stałych elementów takich jak bazy i kopalnie oraz tłem, które to ma dość duże walory artystyczne, nie wpływa jednak w jakikolwiek sposób na rozgrywkę.Moim pierwszym wrażeniem z gry było spore zdziwienie, otóż nie budujemy budynków i nie kupujemy jednostek jak to zwykliśmy robić w dziesiątkach RTS-ów. Zamiast tego skupiamy się głównie na naszej postaci pozostawiając kierowanie żołnierzami („mięsem armatnim”) komputerowi. Mamy możliwość wcielenia się w jednego z ośmiu półbbogów – tytułowych demigodów w celu osiągnięcia władzy na panteonie. Dzielą się oni na dwie kategorie: zabójcy i generałowie. Ci pierwsi walczą w pojedynkę, nadrabiają to jednak swoją siła, zaś drudzy mogą przywoływać sobie do pomocy dodatkowych pomocników - minionów. Każda z postaci ma zupełnie inną charakterystykę, wygląd i drzewko umiejętności. Sczególnie ciekawą postacią jest zabójca The Rook. Przypomina on wyglądem chodzący zamek z basztami na barkach i głowie, na których może montować sobie wieże strzelnicze oraz katapultę. Jest bardzo wytrzymały lecz za to wolniejszy od innych przeciwników. Dodatkowo możemy zwiększać nasze możliwości bojowe kupując w sklepie elementy zbroi lub eliksiry ratujące nas przed polegnięciem w ferworze bitwy. Uzyskujemy także tzw. favor points za które możemy kupować przedmioty specjalne. W pewnym stopniu możemy także ulepszać bazę i liczebność oddziałów wychodzących z portali.Największą zaletą (choć z pewnością dla niektórych i wadą) Demigoda jest jego prostota. Każdą misję zaczynamy praktycznie „od zera” z nierozwiniętą postacią, która bardzo szybko osiąga kolejne poziomy co daje nam możliwość wypróbowania wszystkich jej umiejętności. Dobrze rozegrany mecz można skończyć nawet w kilka minut, co czyni z niej grę do której można przysiąść w wolnej chwili, bez potrzeby poświęcania jej całych dni. Jest to szczególnie atrakcyjne dla osób pracujących szukających odrobiny relaksu po ciężkim dniu oraz dla studentów w czasie sesji ;) Nie nudzi się też zbyt szybko.Od strony graficznej Demigod prezentuje się ładnie i przejrzyście. Jednostki zostały wymodelowane starannie i z fantazją, podobnie plansze, które pomimo swej prostej i nieskomplikowanej budowy mogą zachwycać oprawą. Szczególnie ciekawie rozwiązano „mgłę wojny” czyli obszary nieobserwowane przez przyjazne nam jednostki. Tutaj wygląda ona jak „prawdziwa” mgła, która rozwiewa się na obrzeżach zasięgu wzroku jednostek (w odróżnieniu do zwykłego zaciemnienia stosowanego w grach typu RTS).Podsumowując, Demigod jest grą całkiem trafioną i oryginalną. Można jej oczywiście zarzucać brak fabuły, lecz z drugiej strony taka wada nie przeszkodziła Counter-Strike’owi zostaniem „królem” sieciowych strzelanek, więc wszelkie pretensje można odrzucić. Na dzień dzisiejszy największą wadą tej gry jest jej porażająca cena, co nie sprzyja na popularności, jednak nie zmienia to faktu iż grało się w nią całkiem przyjemnie.

Komentarze | czytaj więcej

InFamous

Dodał: GIEROmaniak.pl | 14-06-2009 18:42

InFamousa można oceniać, a nawet trzeba oddzielnie za samą grę i oddzielnie za spolszczenie. Zacznę od spolszczenia, które niestety jest co najmniej kiepskie... Jeśli macie możliwość grajcie w wersję angielską. Infamous jest przykładem tego dlaczego niektórym osobom nie powinno się pozwalać podkładać głosu. Menu itp. wyglądają całkiem ładnie w rodzimym języku. Jednak w momencie kiedy słyszałem beznamiętny głos lektorów to fabuła gry, swoją drogą i tak naciągana stawała się już całkowicie niestrawna. Ale o tym zaraz, warto tutaj jeszcze przytoczyć coś co wywołuje u mnie zawsze salwę śmiechu kiedy to słyszę, a mianowicie – kumpel głównego bohatera opisując ich nieciekawą sytuację używa zwrotu „kał uderzył w wentylator i rozchlapuje dookoła”, to trzeba usłyszeć. W każdym razie w wersji angielskiej całość brzmi dużo lepiej.. A można było kinową polonizację zrobić.... UFFFFffff, a teraz skoro już oczyściliśmy atmosferę wpuśćmy w wentylator trochę świeżego powietrza. Czym właściwie jest inFamous? Demo dostępne w PS store ograłem chyba z 50 razy – takie wrażenie robiła rozgrywka. InFamous jest połączeniem sandboxowego GTA, chowanego za zasłonami Gears of War, czerpie trochę z parkoura i zapewne z doświadczenia twórców. Twórcy czyli Sucker Punch do tej pory zajmowali się serią Sly – całkiem zabawną platformówką z lisem, żółwiem i różowym hipopotamem. Składając to wszystko do uzyskaliśmy BARDZO DOBRĄ grę. Żeby to opisać trzeba rozłożyć grę na części.WalkaDo dyspozycji mamy naelektryzowane pięści, proste strzały błyskawicą, elektrogranaty :), coś w rodzaju pioruna kulistego, i mój ulubiony – fala elektromagnetyczna (generalnie taki force push) oraz parę innych (w wersji kolekcjonerskiej jest ponoć dostępna dodatkowa moc). Wszystkim tym strzelasz, bijesz i ogólnie robisz totalną rozwałkę która niestety czasem przeradza się w lekki chaos, nie wpływa to jednak na płynność gry i wygląda naprawdę świetnie gdy wszystko dookoła elektryzuje się i efektownie wybucha. Jak już napisałem możemy się też chować za przeszkodami, uskakiwać, a strzelać można zwisając z każdej krawędzi. Brak tu systemu namierzania, jednak headshoty całkiem często wychodzą (w wersji angielskiej są to headshocki). Każdy efektowny sposób w jaki zdejmiesz przeciwnika daje ci punkty doświadczenia, za które możesz ulepszać swoje moce. Trzeba tu dodać, że bardzo dużo zależy od twojej karmy o czym zaraz będzie szerzej. Niektóre moce dostępne są tylko dla dobrych a niektóre tylko dla złych. Przykładowo upgrade po dobrej stronie zwykłych piorunów sprawia że trafiając będziemy odnawiać energię, natomiast po stronie zła strzały okazjonalnie będą powodować wybuchy. Cole ma określoną ilość energii (zużywają ją moce) i jeśli ją wyczerpiemy to musimy znaleźć źródło elektryczności i wyssać trochę dla siebie. Odnowić energię można również wysysając ludzi, ale pamiętaj, że jest to bardzo złe. Całkiem duże zróżnicowanie przeciwników i dobrze zrobione walki z bossami sprawiają, że... ogólne wrażenia z walki bardzo dobre i warto choćby dla tego elementu pobawić się z grą.Poruszanie się i ParkourWszystko co wystaje może służyć za uchwyt, wszystko co jest zawieszone między budynkami może być użyte do przemieszczania się, później w grze można będzie szybować i ślizgać się po przewodach. Na wszystko można się wspinać. Wszędzie można się dostać. Nie można pływać (woda i elektryczność nie lubią się ze sobą). Poruszamy się po 3 wyspach które tworzą Empire City. Poruszamy się po pięknie zrobionych lokacjach. Czasami sobie po prostu latam po mieście i podziwiam widoki. Można czasem natrafić na telewizory i obejrzeć parę reklam, z czasem zobaczysz swoje plakaty w mieście po oczyszczeniu poszczególnych dzielnic. Natrafimy też na kolejkę nadziemną (można się poruszać po szynach lub na pociągu) i wespniemy się na prawie niedostępne miejsca. Cole nie umrze od wysokości więc nie bój się, że spadniesz. System wykrywania gdzie chcemy iść, wylądować itd. jest naprawdę mistrzowsko zrobiony i tylko czasami utrudni zamiast ułatwić, ale z tego co widziałem w innych grach lepiej już nie będzie.Zadania i karmaElektryczność dała całkiem duże pole do popisu twórcom i wykorzystali to całkiem przyzwoicie. Będziemy więc ratować ludzi, rozbrajać bomby wysysając z nich elektryczność, chronić tłumy lub rozpędzać je włączać przekaźniki satelitarne, oczyszczać dzielnicę, pomagać policji albo przeciwstawiać się jej oraz wiele więcej; będziesz używał prądu do włączania różnych urządzeń lub wysysał je aby je wyłączyć. A wszystko to sprowadza się do tego by być złym lub dobrym. Niestety wybór ten jest zbyt ….. zbyt naciągany. Chociażby sytuacja bomby na komisariacie – policjant prosi cię o jej rozbrojenie. Żeby być dobrym rozbrajamy, a żeby być złym to patrzymy jak wybucha. No powiedzcie mi czy to zło to nie jest bardziej złośliwość? Na moje, złe byłoby zarządzać za to pieniędzy lub wykorzystanie tego do swoich celów. Takie przedstawienie zmienia naszego bohatera w jakiegoś psychola, którym nomen omen zgodnie z fabułą nie jest. Niestety jak już napisałem podłoże fabularne zadań stawia wiele do życzenia jednak same w sobie spisują się na medal.Wrażenia audiowizualneSą boskie. Nie potrafię powiedzieć dużo więcej. Grafika i płynność na najwyższym poziomie. Wrażenia jakie robi elektryczność niesamowite a wybuchy mmmmmmmmmm...... No jedynie tekstury nie zawsze są najpiękniejsze. Przeciwnicy i postacie poboczne są całkiem ładne, samochody całkiem realnie się rozpadają. Czego chcieć więcej? Może ciężkiej muzyki w tle podczas walk :D. Jedyny graficzny element który mi się nie podobał to błyskawice postaci po złej stronie mocy... ale może to kwestia gustu.PozostałeCzy jesteś dobry czy zły ludzie inaczej na ciebie reagują albo rzucają kamieniami, albo robią zdjęcia. Wśród mocy masz moc leczenia rannych, wysysania ich siły życiowej lub przyszpilania ich do podłoża, każda z innym wydźwiękiem moralnym. Po mieście rozrzucone są power upy po zebraniu których zwiększają ci się zapasy energii. Możesz odnajdywać przekaźniki satelitarne , które dają dodatkowe informacje na temat fabuły. A czasami natrafimy na przypadkowe strzelaniny.ReasumującGra ma bardzo duży replay value. Już trzeci raz ją przechodzę i wiem że zrobię to jeszcze nie raz. Gra przyciąga tak, że mój kolega który do tej pory z gier akceptował tylko Fifę zaczął przychodzić i siedzieć z inFamousem. Grze można wybaczyć wszystkie niedoskonałości, wierzcie mi, może niektóre rzeczy z osobna są złe ale razem staje się to przepysznym daniem pozostawiającym świeży posmak. Ale wyszedł w złym momencie. Pojawił się Prototype. A walkę z nim ciężko będzie wygrać. Pozycja obowiązkowa dla lubiących supermoce i wolność :D Jeśli jednak nie masz do tego zacięcia lub pieniędzy na oba tytuły możesz oszczędzić pieniążki na Prototypa, a inFamousa kupić później w jakiejś promocji.

Komentarze | czytaj więcej

Kroniki Riddicka: Assault on Dark Athena

Dodał: Jacek "Garrett" Dzido | 07-06-2009 22:26

Niecałe pięć lat temu światło dzienne ujrzała gra od mało jeszcze wtedy znanego szwedzkiego studia. Cechowało ją to, że wyciskała z naszych sprzętów siódme poty i jednocześnie potrafiła przykuć do monitora na godziny swoja oryginalną fabułą i rozgrywką. Mowa tu oczywiście o genialnej grze „Ucieczka z Butcher Bay” od Starbreeze. Dziś mamy rok 2009, na rynku pojawiła się nowa generacja konsol, a i możliwości pecetowych kart graficznych poszły znacznie w przód, z racji tego twórcy wyżej wymienionego tytułu postanowili ulepszyć i wydać w odświeżonej oprawie swój najlepszy produkt. Co lepsze, zamiast zwykłego remake dostaliśmy w zestawie całkiem nową przygodę będącą bezpośrednią kontynuacją pierwotnej „Ucieczki”.Przed zaczęciem nowej gry mamy od razu do wyboru, w którą kampanię chcemy zagrać. Jest to duże udogodnienie dla osób, które już przeszły pierwszą część i nie mogły się doczekać dalszych przygód, a nowym graczom daje możliwość zapoznania się z całością bez konieczności kupowania dwóch gier. Sama „Ucieczka z Butcher Bay” poza grafiką nie różni się zbytnio od pierwowzoru, nawet dialogi pozostały te same. Zmieniono jednak znacznie kolorystykę, świąt wygląda bardziej ponuro i złowrogo.„W ciemnościach nikt nie jest bezpieczny”Akcja „Assault on Dark Athena” rozpoczyna się w momencie przechwycenia naszego statku, którym uciekliśmy z Butcher Bay przez gigantyczny frachtowiec najemników – tytułowa „Dark Athena”. Kursuje on od planety do planety atakując bezbronne kolonie i porywa kolonistów aby przerobić ich na zdalnie sterowane drozdy pozbawione własnej woli, a tym samym zwiększając swoją prywatną armię. Richard B. Riddick nie należy jednak osób, które łatwo dają się pojmać. Załoga Atheny już wkrótce ma się przekonać, że popełniła największy błąd w swym życiu, którego bądźmy szczerzy – po spotkaniu z Riddickiem nie będziemy mogli zaliczać do najdłuższych. Role zostają odwrócone i osoba która miała być zwierzyną, staje się najgroźniejszym drapieżnikiem bezszelestnie przenikającym w ciemności i atakującym z Nienacka, w dodatku zawsze skutecznie. Czas jaki jest potrzebny na ukończenie „Assault on Dark Athena” można porównywać z tym jaki był potrzebny na ucieknięcie z Butcher Bay. Całkiem niezły wynik jak na dzieło, które miało być początkowo tylko krótkim modem.Arsenał broni został uzupełniony o znakomite zagięte ostrza Ulak, którymi Riddick skutecznie szatkuje wrogów wykonując bardzo brutalne kombosy. Nie obędzie się też bez użytecznego karabinu SCAR wystrzeliwującego pociski przyklejające się do dowolnej powierzchni, które możemy zdetonować z dowolnym momencie. Dodatkowo zasiądziemy za sterami mecha, umożliwiającego nam nawet spacer po zewnętrznym kadłubie statku oraz pokierujemy droidami bojowymi najemników (z dużą szkodą dla najemników). W grze występuje system zapisu automatycznego, co znaczy, że w przypadku porażki cofamy się do ostatniego checkpointa. Może się jednak zdarzyć sytuacja, że zapis zostanie wykonany przed poważną walką a nam pozostała już końcówka paska energii, co wtedy? Jeśli nie mamy możliwości cofnięcia się do poprzedniej stacji medycznej to nie ma co rozpaczać, twórcy gry o wszystko zadbali. Po kilku porażkach pod rząd zostaną nam dodane dodatkowe punkty zdrowia, ułatwiając tym samym przejście etapu.Pod względem graficznym możemy powiedzieć tylko: odwaliliście panowie kawał świetnej roboty. Tekstury mają o wiele wyższą rozdzielczość, dodano też masę „upiększaczy” jak np. efekt kiedy wychodzimy z tunelu ściekowego, a nasze oczy muszą się przez chwilę dostosować do jasnego słońca albo rozmycia tła. Cienie również wyglądają o wiele bardziej przekonująco niż w swoim pierwowzorze. Nie obyło się jednak bez „potknięć”, zawodzi czasem fizyka, przez co obiekty mają niekiedy tendencję do unoszenia się w powietrzu. Podczas przerywników filmowych, a konkretnie w czasie rozmów z więźniami zdarzyło się kilka razy, że postać Riddicka zniknęła (zapewne Vin Diesel poszedł na kawę kiedy kręcili dubla sceny ;)Podobnie jest z udźwiękowieniem. Trzyma ono bardzo wysoki poziom, a dialogi zostały nagrane z użyciem zawodowych aktorów co nadaje grze iście filmowy charakter. W polskim wydaniu znajduje się spolszczenie kinowe. O ile o samej grze można powiedzieć, że jest wulgarna to w napisach dodano całkiem pokaźny zestaw „epitetów”, których nie sposób wyłapać w dialogach mówionych, co jednak pasuje do brutalnych realiów gry. Muszę jeszcze wspomnieć o problemach technicznych, które można napotkać na niektórych konfiguracjach komputera. Mianowicie dźwięk może się wyłączać, aby po kilku sekundach znów się włączyć (jest to frustrujące zwłaszcza w przypadku przerywników filmowych). Szperając po Internecie zauważyłem, że mój przypadek nie jest odosobniony i na wszelki wypadek zamieszczam jego rozwiązanie: „1.włączamy wiersz poleceń (ctr+alt+~) 2.wpisujemy polecenie snd_mix_autoreload 1” może to zmniejszyć trochę ogólną wydajność gry, ale problem z dźwiękiem znika.Podsumowując „Assault on Dark Athena” jest świetną produkcją zarówno dla fanów Riddicka jak i nowo upieczonych graczy, a zestaw dwóch kampanii w sumie dostarcza wielu godzin rozrywki przed komputerem. Gdy znudzi nam się tryb single player zostaje jeszcze opcja multi, która dodatkowo motywuje do zakupu. To by było na tyle, niech mrok was chroni i udanych łowów.

Komentarze | czytaj więcej

<< poprzednie 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 następne >>
REKLAMA

Created by Notimeo logo
Copyright © GIEROmaniak 2005-2024. Wszelkie prawa zastrzeżone. Strona załadowała się w 7.93 ms.

Ta strona używa cookie. Dowiedz się więcej o celu ich używania z naszej polityki prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

x