Dodał: Jacek "Garrett" Dzido | 21-12-2008 23:14
„Requiem” jest trzecią, a zarazem ostatnią częścią z cyklu Penumbra. Nie została ona jednak wydana jako samodzielna całość, lecz w formie dodatku do „Czarnej Plagi” – swej poprzedniczki. Jest to mały minus, ale dla fanów serii raczej bez znaczenia. Akcja gry dalej rozgrywa się w mrocznej i ciemnej bazie badawczej umieszczonej na Grenlandii, a przynajmniej tak mogłoby się nam wydawać, ponieważ niektóre poziomy, na które jesteśmy teleportowani i olbrzymie podziemne machiny każą nam zadać sobie pytanie: czy aby na pewno znajdujemy się na Ziemi?? Na takie pytanie z pewnością mogą odpowiedzieć tylko twórcy gry – małe szwedzkie studio Frictional Games, odpowiedzialne także za poprzednie odsłony serii.Teraz czas na kilka słów o fabule: Nie Ma! Hmm… może to nie do końca prawda, ale sama gra jest pewnego rodzaju bonusem w postaci kilku zupełnie nie powiązanych ze sobą logicznie poziomów. Przypomina to raczej zlepek wyciętych scen i niewykorzystanych pomysłów z poprzednich części. Gra zaczyna się w momencie wysłania przez Phillipa e-maila z lokalizacją bazy. Po tym fakcie główny bohater (Phillip) osuwa się na podłogę i zostaje przeniesiony do… pewnego miejsca, wygląda ono co prawda jak kompleks korytarzy, po których chodziliśmy do tej pory, lecz bardziej prawdopodobne że jest to delirium konającego (sen? piekło? czyściec?).Cała rozgrywka została diametralnie uproszczona w porównaniu do poprzednich części. Zamiast mrocznej przygotówki w konwencji horroru dostaliśmy grę zręcznościowo-logiczną. Dziennik posłuży nam tylko do zliczania kluczy – świecących kul potrzebnych do otworzenia portalu kończącego poziom. Do ekwipunku będziemy mogli zabrać tylko środki przeciwbólowe i bonusowe artefakty (statuetki), co znacznie upłyca grę. Czy skoro nie możemy nic zabierać to nie podniesiemy też zapasowych baterii do latarki? Spokojnie, twórcy zadbali aby nic nie zakłócało nam rozwiązywania zagadek dając nam tym razem latarkę z nielimitowaną energią elektryczną. Usunięto nawet wychładzanie ciała, więc naszemu dzielnemu bohaterowi niestraszne są mrozy i chłody. Na poziomach nie spotkamy też, żadnych wrogich nam stworów czyhających na nasze życie, a co za tym idzie niepotrzebna nam też będzie jakakolwiek broń.Wiemy już co usunięto, ale co pozostało? Naszym głównym (jedynym?) celem będzie szukanie świecących kluczy i przechodzenie przez kolejne portale. Aby jednak nie było za łatwo, twórcy przygotowali masę zagadek i przeszkód na naszej drodze. Duża część łamigłówek oparta jest o zabawę z fizyką gry: przesuwanie, układanie i przewracanie skrzynek, montowanie stalowych stopni, włączanie zapadni,…. ;) Poza tym czeka nas pływanie, bieganie oraz cała masa skakania. Przyjdzie nam taż stawić czoła groźnym laserom (i tym niegroźnym też), ale jak wiadomo: każdy laser musi gdzieś mieć swoją wtyczkę. Jak już wspomniałem, poziomy nie są ze sobą jakkolwiek połączone i każdy stanowi odrębną niezależną lokację. W trakcie rozrywki znajdujemy czasem jakiś dziennik czy taśmę, ale trudno dostrzec jakiś głębszy sens w zapisanych tam słowach i można się nimi wcale nie przejmować (raz jednak odtwarzacz zawiera niezbędny do ukończenia poziomu kod!). Nie uległo zmianie sterowanie w grze. Nadal korzystamy z klawiatury i myszki, a do wykonania konkretnych akcji (wysunięcie szuflady, odkręcenie zaworu) trzeba wykonać odpowiedni gest mychą.Za muzykę odpowiada Fiński kompozytor Mikko Tarmia. Trzeba przyznać, że wspaniale buduje ona klimat mroźnej i strasznej bazy wśród śniegów. Jeśli chodzi o stronę wizualną to pozostała bez zmian. Nadal oglądamy świat z pierwszej perspektywy poprzez oczy Phillipa. Poruszamy się klimatycznymi korytarzami, przyświecając sobie małą latarką. Ekran często drży i rozmywa się ukazując nam krótkie wizje lub wspomnienia. Trzeba jednak przyznać, że grafika się już trochę zestarzała. Na dzień dzisiejszy prezentuje co najwyżej średni poziom. Obiekty są nieco zbyt kanciaste, a tekstury zbyt monotonne. Nie miało to jednak, żadnego ujemnego wpływu na zbudowanie mrocznej atmosfery.„Penumbra: Requiem” jest grą dość trudną. Co prawda dla bardzo doświadczonego gracza (przy dużej ilości szczęścia) przejście może zająć mniej niż trzy godziny, lecz dla większości będzie to zapewne zabawa na co najmniej 6-7 godzin, a jeśli się utkwi na jakimś etapie to nawet na kilka dni ;) Mimo tego, że kompletnie został odmieniony styl gry - z przygodowego na bardziej zręcznościowy to grało się bardzo przyjemnie. Tytuł ten może nie spodobać się aż tak jak poprzednie części, ale mimo to mogę go śmiało polecić każdemu fanowi serii. Do dobrych wieści należy też fakt, że Frictional Games rozpoczęło już pracę nad ich kolejną grą, tytuł jednak pozostaje nieznany.