Dodał: Szymon "Sajes" Wilkiel | 21-04-2008 23:37
Przeglądając Internet w poszukiwaniu informacji do tejże recenzji natrafiłem na to, że w Anglii, w roku 1874 pewien brytyjski wojskowy wymyślił grę na wzór dzisiejszego tenisa! Takiego człowieka to się powinno na ołtarze wynosić :). Dlaczego? Ano, między innymi, dlatego, że to dzięki niemu mamy możliwość zagrać w Virtua Tennis 3. No ale dobrze, do rzeczy.Gra, jak sama nazwa wskazuje, pozwala nam stać się gwiazdą światowego tenisa. Po wejściu do menu ukazują nam się 4 tryby: trasa światowa, pojedynczy turniej, pojedynczy mecz i mini-gry. Niestety, wersja PCtowa została pozbawiona multiplayera. Sega się nie wysiliła, a szkoda, bo ominęła nas ogromna część zabawy. Graczy powinna najbardziej interesować trasa światowa, znana bardziej z innych gier pod nazwą „kariera”. Po wejściu w ten odnośnik, spotykamy ekran tworzenia zawodnika. I tu mamy pierwszy plus VT3. Dostępne są bardzo duże możliwości wizualizacji, zarówno u mężczyzn jak i u kobiet. Sporo frajdy może sprawić biegania po korcie bladym europejczykiem z ogromnym afro na głowie.Po stworzeniu swojego zawodnika/zawodniczki ukazuje się nam wiadomość od naszego asystenta. Zbyt dużo nie będzie się udzielał, jednak jest on przydatny, gdyż od czasu do czasu przyśle nam nagrody w postaci nowych strojów, rakiet itd. Wszystkie zapisują się w skrzynce, gdzie będą przychodzić także zaproszenia od innych graczy na sparing, partyjkę w którejś z minigier.Pora przejść do turniejów i rywali. W grze występuje 20 sylwetek gwiazd światowego tenisa, takie jak Rafael Nadal, Roger Federer, Maria Sharapowa czy Daniela Hantuchova. Turniejów, w jakich będziemy mogli spotkać się z innymi jest naprawdę dużo, od Wimbledonu przez Szanghaj, aż po Miami. Niestety, we wszystkich istniejących w grze turniejach zmierzymy się z tymi samymi zawodnikami. Trochę szkoda, bo w zmaganiach dla nowicjuszy spotkać lidera światowego rankingu, a na dodatek gładko go pokonać nie jest na miejscu. Apropos zawodów, niestety mamy tutaj kolejny minus. Dopiero w tzw. Wielkim Szlemie możemy zagrać 6-cio gemowy bój, lecz 1-no setowy. We wcześniejszych turniejach gramy do 2,3,4 wygranych. Jak wiadomo, by polepszać swoją grę trzeba trenować. Autorzy rozwiązali to w bardzo ciekawy sposób, a mianowicie: minigry. Oddali nam do dyspozycji kilka zabawnych gier. Można powstrzymywać ‘kosmitów’ przed atakiem na siatkę, uciekać przed spadającymi piłkami a zarazem zbierać owoce czy bronić pucharów przed nadlatującymi piłkami. Kolejną możliwością rozwijania własnych umiejętności są ćwiczenia w szkole tenisowej. Tam, zadania są bardziej techniczne, na których trzeba się troszkę bardziej skupić. Przysparza to naprawdę wiele zabawy, a zarazem podwyższamy ‘skill’. Przyjemne z pożytecznym !Kolejną sprawą wartą poruszenia jest oprawa audio-wizualna. Zbyt wykwintnych dźwięków w takich grach nie uświadczmy, więc odgłosy ograniczają się do ochów&achów ze strony zawodników, braw od publiczności i odliczania wyniku od sędziego. Za to grafika jest kolejną mocną cechą gry. Modele zawodników są naprawdę dobrze wykonane, areny naszych bojów wyglądają bardzo starannie, kibice starają się nie powtarzać. Taką niby nie ważną, ale jednak cieszącą rzeczą oko są ‘ruchome’ koszulki. Ogólnie, bardzo efektowna, dynamiczna, grafika.Bardzo ważnym aspektem w takich grach jest grywalność. I tu mamy pewnego rodzaju paradoks. Niby gra potrafi przyciągnąć i ciężko jest się od niej oderwać, to z drugiej strony po pewnym czasie może znużyć. Występuje tutaj syndrom nazwany przeze mnie ‘jeszcze chwilką’. Ileż to razy moi rodzice usłyszeli „Za chwilę, jeszcze jeden mecz/turniej!”Gdyby w grze dostępny był multiplayer, produkcję można by było określić mianem świetnej. Tak jest tylko ’dobrze’, przechodzące w ‘bardzo dobrze’. Jednak za cenę, za którą można dostać VT3, zdecydowanie warto. Polecam nie tylko dla fanów tenisa