Zaproponuj newsa Zarejestruj się Zaloguj się Zaloguj z Facebook.com Odzyskaj hasło
Profil na Facebook.com Profil na Facebook.com Profil Twitch.tv
Szukanie zaawansowane

LISTA RECENZJI

NBA Live 08

Dodał: GIEROmaniak.pl | 04-08-2008 10:47

Piłka nożna, footbol amerykanski, hokej, golf, sporty ekstremalne, symulatory samochodowe, manager, boks i omal bym nie za pomniał koszykówka- z tego typu gier najbardziej jest znana firma EA. Jak każdy facet lubię sport, rywalizacje więc recenzje tej gry nie mogłem sobie podusicie, a chodzi mi o grę NBA Live 2008 na PS2. Co prawda gra nie należy do nowości, ale chyba najwyższy czas przygotować się do nowego sezonu (za nim się ukaże nowa odsłona NBA 2009) i przypomnienia „o co w tym wszystkim chodzi” JNBA Live 2008, jak każde dziecko EA SPORTS zostało wydane na „wszystko” na czym możemy odreagować. Sony Computer Entertainment America wydało tę grę na trzech platformach. Są to oczywiście PlayStation 2, 3 oraz Portale. Pomiędzy każdą z wersji zachodzą różnice, najważniejszą z nich jest oczywiście grafika wynikająca głównie z rozbieżność w rozdzielczości w konsolach. I tak na PS2 NBA 2008 to 480i, a na PS3 to 1080i. NBA 08 podobnie jak poprzednia edycja gry, tak i obecna oraz oczywiście przyszła edycja zawiera pełną licencję NBA, a co za tym idzie w trakcie zabawy widzimy oryginalne składy drużyn, a mecze toczą się na idealnie odwzorowanych rzeczywistych obiektach sportowych!Zagrać możemy z komputerem, ale moim zdaniem pełną frajdę z gry przynosi gra w trybie wieloosobowym. Dla tych którzy lubią grać w trybie jednoosobowy NBA proponuje wiele trybów rozgrywek, z których najważniejszą jest możliwość rozegrania pojedynczego sezonu dowolną drużyna z ligi. Sony Computer Entertainment America postarało się i po raz kolejnym możemy cieszyć się w pełni z licencjonowanym zestawem zespołów i zawodników. Jeżeli nie zaczniemy (zakładając) grać w nim od Play-Off, to będziemy musieli rozegrać ponad osiemdziesiąt meczy. Wadą na pewno jest to, że jest bardzo mało, nawet bym powiedział, że w ogóle ich nie ma - opcji menedżerskiej. W zasadzie jedyne co poza bieganiem po wypolerowanych deskach możemy robić to transfery, które i tak są w tragicznym stanie dopracowane. Dają tu przykład, że najsłabszego naszego zawodnika można wymienić na dowolna gwiazdę z innej drużyny.Niewątpliwym plusem, który przyciąga, osoby zmęczone rozgrywaniem całego sezonu jest możliwość rozgrywania całkiem sporej różnorodnych gierek, która najciekawszą jest Own the Cort. Polegającą na trafianiu do kosza z jak największej ilości punktów na boisku, przy jednoczesnym kontrolowaniu przeciwnika, by ten podstępnie nie zajął naszych pozycji. Znajdziemy także tor przeszkód który musimy ukończyć w jak najkrótszym czasie, zaliczając wsady, slalomy między słupkami czy rzut za trzy, można też rozegrać szybkiego zagrania parami na jeden kosz. Istnieje tez możliwość treningu konkretnych zagrań.Jednak najlepszą zabawę sprawia wykreowanie własnego zawodnika czyli trybu The Life vol. 3. Zaczynamy od stworzenia od początku całego zawodnika (czyli: kolor skóry, fryzury, twarzy, tatuaży), choć mogło by być więcej opcji i większa możliwość na stworzenia własnego zawodnika. Po utworzeniu już naszego gracza zostaje on wówczas wprowadzony do scenariusza, który jest rdzeniem The Life vol. 3 i elementem odróżniającym NBA 08 od większości pozostałych gier nie tylko koszykarskich, ale i sportowych w ogóle. Polega to na tym, że sławny trener pod koniec swojej kariery zajmuje się wyszukiwaniem nowych zawodników i prowadzeniem drużyny złożonej głównie z ambitnych debiutantów. I wtedy my wkraczamy do akcji. Mianowicie wcielamy się w tego trenera i naszym zadaniem jest wytrenowanie naszych zawodników poprzez pracę głownie we wnętrzu hali treningowej, wykonując na czas dziesiątki (jeśli nie setki) zadań znanych już z opisywanych wcześniej mini gierek oraz tocząc kolejne gierki wewnątrz własnej drużyny. Podczas tych drugich oraz w trakcie meczy ligowych, by popchnąć życie dalej, będziemy musieli wypełniać swego rodzaju misje. Chodzi głównie o to, aby zdobywać określonym zawodnikiem pewną ilość punktów, asyst, zbiórek, przechwytów czy pokonywaniu przeciwników z określoną przewagą. Za wykonane zadanie otrzymujemy określone nagrody jak: nowe stroje dla konkretnych zespołów sprzed, na przykład, dwudziestu lat.Co do grywalności, to z nią rożnie!!! Najgorsze są jak gram te przenikające ręce przez zawodnika, oraz zbyt schematyczna gra zawodników głownie jeżeli gramy z konsolą. Szczególnie daje się to we znaki w defensywie. Często zdarza się przeprowadzić rajdy jedynym zawodnikiem przez cały parkiet, kończąc go zdobyciem punktów, a obrona stoi jakby przyklejona do boiska, dziwne też jest zachowanie piłki, którą przechwytujemy, bo jakimś dziwnym trafem, trafia bardzo często w trybuny. Na szczęście gra w ataku została zrealizowana dużo lepiej i potrafi być przyjemna i zabawna. Konstruowanie ofensywnych wyjść do przodu można rozwiązać na wiele sposobów dzięki systemowi pozwalającemu podawać piłki dokładnie do tego zawodnika, do którego chcemy, a nie którego wybierze nam konsola. Poza tym, bardzo dobrze rozwiązano rzuty oraz bardzo szeroka gama zwodów, które możemy wykonać zawodnikiem, co nie wątpliwie uprzyjemnia grę, tworząc ją bardziej ekscytującą i efektowną-milszą dla oka.Kończąc cóż mogę powiedzieć…..że po mimo występujących niedociągnięć i błędów warto zagrać w NBA Live 2008, tym bardziej, że już niedługo odsłona kolejnej części najpopularniejszego symulatora koszykówki na PS, czyli NBA Live 2009.

Komentarze | czytaj więcej

Buzz! Junior: Zabawy Potworów

Dodał: Łukasz "JoHnyW" Wolski | 02-08-2008 14:48

Seria „Buzz!” od początku była skazana na sukces. Doczekała się też podserii „Buzz! Junior”, która nie polega na odpowiadaniu na pytania, lecz jest to zbiór minigierek dla max 4 graczy. Na konsolowe party jak znalazł!Tym razem dostaliśmy pakiet 25 minigierek, z czego część z nich pojawiła się już w poprzednich odsłonach juniora, tylko z innymi postaciami w roli głównej. Mimo, iż gra jest infantylna, to można z niej wycisnąć dużo zabawy, szczególnie grając ze znajomymi. Właściwie tylko multiplayer ratuje ten tytuł; w singlu jest potwornie nudno. Zabawa zazwyczaj polega na klepaniu guzików odpowiednich kolorów w odpowiednim czasie.Do mojego gustu najbardziej przypadła konkurencja „zdezorientowane samochodziki”. Sterujemy w niej samochodzikiem podobnym do tych znanych z wesołych miasteczek. Za pomocą przycisku „buzz” ustalamy kierunek i siłę, z jaką chcemy się poruszyć w danym kierunku. „Score” nabijamy spychając innych graczy do dziur, przy czym każde wpadnięcie do niej kończy się odjęciem 50 punktów. Całkiem nieźle wypada blokowanie ośmiornicy próbującej wydostać się z kanałów. Robimy to dobijając luzujące się gwoździe zanim wypadną. Każdy gwóźdź ma swój kolor, odpowiadający kolorowi przycisków na buzzerze, więcej chyba tłumaczyć już nie muszę. Niektóre z gierek, jak na przykład unoszenie się na balonie z gumy, nie wymagają większego zaangażowania - po prostu klepiemy przycisk „buzz”, gdy się zaświeci. Poprawiona została konkurencja, w której potwory bawią się w muzyków - od teraz zamieniają się instrumentami. Gra na każdym z nich nie różni się niczym szczególnym. Zawsze naciskamy przyciski w odpowiednich kolorach, gdy przelatują obok nas kolorowe nutki, ale takie dzieciaki (dla jakich stworzono tę grę) nie będą się już kłócić o to, że czyjś potwór dostał lepszy instrument. Całkiem niezłą frajdę sprawia penetrowanie cmentarza i rzucanie owocami w zombiaki. Niby tak jak w innych gierkach naciskamy odpowiednie kolory wtedy, kiedy trzeba, ale w szczególności małolaty niezmiernie cieszą się z udanego headshota:)Dużo „funa” wycisnąć można z odwijania kolorowych bandaży z mumii w odpowiedniej kolejności. Gdy usunąłem już wszystkie warstwy zabandażowania, ujrzałem śmiesznie wykonany model trupa. Wtedy przypomniał mi się kultowy Crash Bandicoot 3: Warped z PSX, gdzie na mapie w piramidzie mogliśmy ujrzeć podobne zjawisko po zniszczeniu sarkofagu – miłe skojarzenie. Niestety niektóre konkurencje są bardzo niedopracowane. Jedną z nich jest wyścig na turlających się beczkach. Sam wyścig sprawia wrażenie dość emocjonującego (przecież musimy naciskać „buzza”, gdy na naszej drodze pojawi się przeszkoda), ale w pewnym momencie odkrywamy, że można go klepać cały czas bez żadnej straty, przeskakując nad przeszkodami. Z mojej strony proponowałbym następujące usprawnienie: skok wykonany w nieodpowiednim momencie (nie nad przeszkodą) powinien uszkadzać naszą beczkę. Można by też wprowadzić przerwę między użyciami przycisku „buzz”, mogłoby to jednak sprawiać zbyt wielką trudność dzieciom, a chodzi przecież o ich beztroską zabawę. Jeżeli developer chciałby sprawić, by kolejne juniory nadawały się także dla ludzi powyżej 12 roku życia, powinien poważnie pomyśleć nad zbalansowaniem takich konkurencji, jak wyścig beczek lub siadanie na stołkach, bo o zwycięstwie często decyduje głupie szczęście, totalny random.Grafika to nic specjalnego, ale też zła nie jest, a na dodatek nieco lepsza niż w Jungle Party, pierwszej odsłonie podserii Buzz! Junior. Voice-acting jest wręcz idealny do tego typu produkcji, komentator sprawił, że czułem się jakbym oglądał jakąś bajkę. Kreatywni dostali możliwość wykreowania wyglądu swojego potworka. Liczba opcji to past-genowy standard - kreaturę podzielono na 4 części ciała, które zmieniamy przyciskając odpowiedni kolor. Potwory zawsze wyglądają śmiesznie i przyjaźnie, tak więc nawet sześciolatek będzie w stanie stworzyć coś dobrego bez większego wysiłku. Otrzymaliśmy też możliwość stworzenia gry niestandardowej, czyli po prostu ułożenia minigierek w przypadającej do naszego gustu kolejności. Nie ma mowy o wprowadzaniu przez gracza jakichkolwiek zmian w systemie gry, a szkoda, byłoby ciekawie, gdybyśmy mogli, choć w niewielkim stopniu, zmienić coś w grze, na przykład zwiększyć/zmniejszyć liczbę punktów przyznawanych za wykonywane akcje. Mogłoby to przedłużyć rozrywkę o parę dobrych godzin, a połączenie Buzz! Junior z nadchodzącym LittleBigPlanet dałoby mieszankę wybuchową. Gra, mimo swoich zalet potwornie się nudzi, gdy gramy w nią nieprzerwanie którąś godzinę z rzędu.Dlatego jeżeli ktoś zamierza zainwestować w konkretnego juniora, to ja jednak poleciłbym Robojam, ponieważ jest nieco lepszy. Zabawy potworów nadają się raczej dla osób, którym inny Buzz! Junior nie przypadł do gustu i szukają czegoś więcej. Potwory, zajmijcie miejsca…

Komentarze | czytaj więcej

Summer Athletics

Dodał: GIEROmaniak.pl | 02-08-2008 11:46

Jeszcze nie ucichły echa stadionów Mistrzostw Europy w piłce nożnej, a tu już wielkimi krokami zbliżają się igrzyska olimpijskie w Pekinie. Twórcy gier, pragnąc wyjść naprzeciw oczekiwaniom miłośników letnich zmagań, zarzucają rynek gier produkcjami o tej tematyce. Jedną z nich jest właśnie Summer Athletics…Do startu, gotowi, start!Gra oferuje nam możliwość sprawdzenia się w ponad 25 konkurencjach podzielonych na 7 głównych kategorii: pływanie, skoki do wody, skoki, rzuty, biegi, łucznictwo, kolarstwo torowe. I tak w grze możemy odnaleźć takie koronne dyscypliny, jak: bieg na 100 m, rzut młotem, skok w wzwyż, sztafeta 4 x 100 m, czy skok w dal, ale także cieszące się mniejszą popularnością, jak np: scratch, łuk bloczkowy czy bieg na 1500 metrów.Gra oferuje nam 3 rodzaje rozgrywki: Pojedynczą konkurencję (gdzie będziemy mogli sprawdzić się w dowolnie wybranej przez siebie dyscyplinie), Zawody (opcja ta daje nam możliwość wybrania spośród pięciu ustawionych zawodów lub stworzyć własne) i Kariera, której to poświęcę trochę więcej uwagi później.Summer Athletics oferuje także dwa tryby rozgrywki: realistyczny i zręcznościowy. Jednego od drugiego odróżnia to, że w trybie realistycznym przed konkurencją możemy skorzystać z pięciu chwilowych polepszeń umiejętności naszego sportowca. Możemy je wykorzystać wszystkie w jednej konkurencji bądź zachować na inne.I ruszyli….Przed każdą z konkurencji pokaże się nam krótka instrukcja objaśniająca, jak wykonywać daną dyscyplinę i tu trzeba zaznaczyć, że w niektórych przypadkach jest ona nieczytelna, a czasem może nawet wprowadzić w błąd. Nie należy się tym jednak przejmować, bowiem po kilku próbach opanujemy naszego olimpijczyka bez trudu. Głównie będzie się to ograniczać do wciskania jak najszybciej klawiszy kierunkowych (przynajmniej w biegach) i od czasu do czasu spacji. Niestety nasze trudy i wylane przy klawiaturze poty, która po tygodniu gry prawdopodobnie będzie się nadawać do wymiany, nie zostaną uwieńczone zajęciem pozycji miejsca na podium, czy wzruszającym hymnem, bo tu owych elementów ni ma. Pojawi się jedynie okazały medal z odpowiedniego kruszcu. Graficznie gra nie powala, ale też nie razi w oczy. Trybuny są zapełnione, jednak kibice nie należą do najaktywniejszych. Podobnie jest ze stadionem, czy pływalnią – nie poczułem atmosfery wielkiej imprezy.Trudno ocenić muzykę, ponieważ praktycznie jej nie ma i cała sfera audio ogranicza się do „motywu przewodniego” gry, który towarzyszy nam w trakcie poruszania się po menu. Natomiast podczas wykonywania konkurencji można usłyszeć spikera, który zapowiada sportowca albo dyscyplinę, a czasem zdarzy mu się upomnieć kibiców na przykład o tym, że „obowiązuje zakaz palenia papierosów na stadionie”, albo że „plastikowe kubki wyrzucać do śmietnika”. Czasem nawet po nieudanej próbie człowiek po takiej informacji potrafi się uśmiechnąć, ale w późniejszym czasie staje się to denerwujące. Droga na igrzyskaTak jak już wspominałem, dłuższą chwilę chciałem poświeci trybowi kariery. Tu tworzymy swojego zawodnika i stopniowo trenujemy go, aby w przyszłości mógł sięgać po najwyższe laury. Po stworzeniu zawodnika możemy przydzielić pierwsze punkty umiejętności, a umiejętności mamy pięć: prędkość, technika, moc, moc skoku, wytrzymałość. Po każdej konkurencji w karierze będziemy mogli przydzielać kolejne punkty i tu moim zdaniem pojawia się błąd twórców. Otóż niezależnie od tego, jak wypadniemy w poszczególnych konkurencjach, czyli czy zajmiemy ostatnie, czy pierwsze miejsce, zawsze mamy taką samą ilość punktów do przydzielenia. Aby dotrzeć do Igrzysk Olimpijskich (w grze są to Letnie Mistrzostwa) musimy zdobyć kolejno: trofeum w Mistrzostwach amatorów oraz w Pro Championship. Dodać tu należy, że tylko zwycięstwo pozwoli nam przeskoczyć o klasę rozgrywek, co w praktyce tak łatwe się nie okazuje.Idą łeb w łebA tak naprawdę można grac nawet w „cztery głowy” i to na dzielonym ekranie. I tu gra odkrywa przed nami swoją największą zaletę - grywalność. Emocje przy biegu na 100 metrów albo skoku wzwyż sięgają zenitu, a strzały z łuku w „10” sprawiają, że naszemu przeciwnikowi zaczynają drżeć palce.Podsumowując, gra przełomowa nie jest, ale tryb kariery i możliwość gry wieloosobowej pozwala na to, by wystawić jej ocenę średnią. Dużym plusem gry jest również cena, możemy bowiem nabyć ja za ok. 30 zł. Dla tych, którzy nie mogą doczekać się olimpijskich emocji powinna być wystarczająca.

Komentarze | czytaj więcej

The Suffering

Dodał: GIEROmaniak.pl | 31-07-2008 19:14

"The Suffering" i "The Suffering - ties that bind" to tytuły znane zapewne wielbicielom krwawej rozrywki. Gry wydane w 2004 i 2005 roku doczekały się wznowienia. Teraz możemy cieszyć się obiema częściami doskonałego horroru w jednym opakowaniu, a dodatkowo – w świetnej cenie. Tym, którzy przeszli obie części z pewnością nie muszę niczego zachwalać. Tym z Was natomiast, którzy jeszcze nie mieli okazji w przedstawione gry zagrać - czuję się po prostu zobowiązany polecić przedstawione wyżej tytuły:)W pierwszej części gry wcielamy się w Torque - skazanego na karę śmierci za rzekome zabójstwo żony i dwójki dzieci. Jednak więzienie Abbott, w którym planowane jest wymierzenie kary, zostaje opanowane przez potwory rodem z najgorszych koszmarów. I tu zaczyna się właściwa historia - Torque zmuszony jest do walki o przeżycie w tym horrorze, a że monstra bynajmniej nie oszczędzają nikogo, włączając w to strażników i więźniów - najczęściej przyjdzie nam walczyć samotnie. Piszę najczęściej, gdyż od czasu do czasu spotykamy pomoc w postaci ocalałych, również strażników, którym mimo wszystko raźniej jednak stawiać czoło potworom z okrutnym przestępcą u boku niż samotnie:) Klimat gry jest po prostu niesamowity - lecz przeznaczony wyłącznie dla osób o mocnych nerwach i tylko powyżej magicznej osiemnastki. Krew leje się strumieniami, język do lekkich z całą pewnością nie należy, a wszystko to tworzy niepowtarzalną atmosferę. Potwory, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć, występują w nieprzebranej ilości, a ich wykonanie prezentuje się naprawdę dobrze – animacje ruchów są po prostu świetne, odgłosy również powalają. Choć gry wydano 3 lata temu - nie doskwiera brak graficznych fajerwerków dostępnych we współczesnych produktach. Nie są to pozycje, w które gra się dla oszałamiającej grafiki - te gry po prostu się przeżywa.Nie brak tu smaczków, z których potem w niejednej grze korzystano - przejmujące flashbacki, sytuacje powodujące nagły wzrost pulsu, tajemniczość. Nie chciałbym ich zdradzać, ale do fajniejszych można zaliczyć sytuacje, gdy Torque ogląda obrazy przekazywane przez system monitorujący więzienie, aż tu nagle w którejś z kamer dostrzegamy siebie i coś strasznego powoli zachodzącego nas od tyłu. Szybko odwracamy naszą postać i... nic tam nie ma... Wędrując po korytarzach więzienia wiele razy stajemy przed dylematami moralnymi w stylu - spotykamy strażnika, który oferuje nam pomoc. Możemy zgodzić się i wspólnie walczyć o przetrwanie. Lub też ulec głosowi w naszej głowie, który nakazuje nam zabić to ścierwo i zabrać mu pistolet. W zależności od tych wyborów gra oferuje nam różne zakończenia. Torque dysponuje pokaźnym arsenałem broni i nikt nie powinien czuć się pod tym względem zawiedziony. Z czasem dochodzi najpotężniejsza chyba spośród wszystkich dostępnych broni - możliwość przemiany w prawdziwą Bestię. Zbyt długie przebywanie w tej postaci grozi jednak śmiercią bohatera i należy używać jej rozważnie. Część druga gry rozwija się w Baltimore. Co ciekawe - można importować save gry z pierwszej części i wówczas w zależności od zakończenia czekają nas różne początki.Dodano kilka rodzajów potworów, kilka rodzajów spluw i akcesoriów, dodano tajemniczą organizację Foundation - jej członkowie walczą już znacznie skuteczniej niż spotykane przedtem potwory. Nadal możemy przemieniać się w Bestię i trzeba podkreślić, iż wygląda ona znacznie lepiej niż w części pierwszej, tak samo zresztą jak i cała gra - rok czasu znacznie polepszył audiowizualne walory rozgrywki. Za wszystko to jednak bez trudu zapłacimy kartą Mastercard:) Tak jak poprzednio - to klimat jest bezcenny. Gra tak samo brutalna jak poprzedniczka – a nawet za sprawą lepszej oprawy graficznej wydaje się znacznie bardziej krwawa. Tu także w zależności od poczynań Torque otrzymamy różne zakończenia. Szczerze polecam wszystkim miłośnikom komputerowych horrorów ‘zaopatrzonych’ w mocne nerwy.Autor: Wojciech Gasprowicz

Komentarze | czytaj więcej

Ratchet & Clank: Size Matters

Dodał: GIEROmaniak.pl | 30-07-2008 23:15

W czasie, kiedy na rynku już na dobre zadomowiło się PlayStation 3, każda nowa zapowiedziana na PS2 gra, oczekiwana jest przez jej posiadaczy z wielkim zniecierpliwieniem i nadziejami. Szczególnie, kiedy chodzi o kolejną część bardzo popularnej i udanej, serii gier platformowych, noszących nazwę Ratchet & Clank. Sony nie zapomniało o nas i sprawiło, że w czasie kiedy na sklepowych półkach króluje PlayStation 3, my również dostajemy coś nowego.No, może nie do końca nowego. Najnowsze przygody, pary sympatycznych bohaterów są, bowiem tylko lekko zmienioną konwersją gry o tym samym tytule, wydanej jakiś czas temu na PlayStation Portale. Zmiany wprowadzone w tej grze, są naprawdę zmianami kosmetycznymi, tak więc sama gra zupełnie nie różni się od tej, wydanej na PSP. Czy to jednak coś złego? W okresie, kiedy tak mało nowości pojawia się na PlayStation 2, moim zdaniem lepiej dostać tytuł przekonwertowany z PSP, niż nic.Po uruchomieniu, gry naprawdę miło się zaskoczyłem. Bowiem podczas wyboru wersji językowej, wśród wielu widocznych na ekranie flag, ujrzałem flagę Polski. Przygotowana przez Sony, polska wersja językowa jest wersją kinową. Nie trzeba się, więc obawiać braku świetnego angielskiego dubbingu, który zawsze był charakterystyczną cechą przygód Ratcheta i Clanka. Do samego tłumaczenia nie można mieć żadnych zastrzeżeń, wszystkie zwroty i informacje zostały, bowiem poprawnie i zrozumiale przetłumaczone na nasz język. Kolejny, wielki plus dla wydawcy. Przejdźmy jednak teraz, do samej gry. Po uruchomieniu trybu dla jednego gracza, zostajemy przeniesieni na piękną, wakacyjną planetę przypominającą nasze, ziemskie Hawaje. Tam właśnie, nasi bohaterowie są na wakacjach, by odpocząć po licznych, niebezpiecznych przygodach, które mogliśmy przeżyć w poprzednich częściach serii. Błogie i pełne relaksu chwile, spędzone na opalaniu przerywa jednak pojawienie się pewnej małej dziewczynki. Dziecko to, odrabia właśnie swoje zadanie domowe, którego tematem jest obserwowanie życia znanych bohaterów. Uczennica prosi, Ratcheta o pomoc, a ten dumny z opinii bohatera, zgadza się pokazać dziecku, kilka sztuczek. Zabawę przerywa jednak, niespodziewane pojawienie się obcych kosmitów, którzy porywają dziewczynkę i uciekają wraz z nią w kosmos. Tutaj właśnie zaczyna się kolejna przygoda, dwójki przyjaciół.Fabule, która, rozwijać będzie się wraz z kolejnymi godzinami gry, towarzyszy oczywiście, jak to już w tej serii bywa, przepełniona humorem masa zabawnych dialogów, ironicznych docinków Clanka oraz żartów sytuacyjnych. Spotkamy tu również znaną, już nam z poprzednich części postać Quarka, która już sama w sobie jest naprawdę zabawna. Tak, więc pod względem pomysłu gra stoi na naprawdę wysokim poziomie.Cóż można powiedzieć o grafice recenzowanej przeze mnie gry. Grafika jest naprawdę przeciętna. Na pewno, nie można nazwać jej grafiką brzydką, ale w 2008 roku przyzwyczailiśmy się do znacznie lepszego wyglądu gier. Nie można mieć wielkich zastrzeżeń, co do wyglądu postaci, ale sam projekt lokacji jest już znacznie gorszy. Plansze są naprawdę ubogie w szczegóły, jakich pełno było w poprzednich częściach serii. Nie zachwycają również efekty specjalne, oraz animacja. Rozumiem, że gra przeniesiona została z PSP, gdzie na znacznie mniejszym od telewizora ekraniku, szczegóły te są aż tak widoczne, nie zmienia to jednak faktu, że gra na Playstation 2 wygląda po prostu przeciętnie.Jeżeli chodzi o oprawę audio gry, to również nie można ani do niej się przyczepić, ani nad nią zachwycać. Jak już wcześniej wspomniałem, wielkim plusem tytułu jest znakomicie nagrany dubbing. Podczas rozgrywki, w tle leci miła i przyjemna dla ucha muzyka. Nie usłyszymy tu jednak wybitnych, i zostających w pamięci na lata utworów, to samo jeżeli chodzi o efekty dźwiękowe. Słyszymy, co prawda liczne wybuchy, wystrzały, krzyki czy ruchy wrogów, ale to wszystko brzmi tylko poprawnie, nie ma więc co liczyć na efekty dźwiękowe, rodem z Hollywood. Jak jednak, wszyscy wiemy to nie grafika jest najważniejsza w grze. Szczególnie, jeżeli mowa o platformówkach. Jak prezentuje się Ratchet & Clank: Size Matters, patrząc przez pryzmat grywalności i zabawy? Muszę powiedzieć, że właśnie to jest najmocniejszą cechą tej produkcji, nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia z hitem. Miłośnikom gier zręcznościowych nie muszę chyba tłumaczyć, na czym polega nasze zadanie w tego rodzaju tytułach. Kierujemy naszym bohaterem, przemieszczającym się po trójwymiarowych planszach. Pokonujemy stających na naszej drodze przeciwników, skaczemy po platformach, oraz zbieramy cenne śrubki, służące nam za walutę. Za śrubki te, bowiem możemy kupować coraz to lepsze uzbrojenie, bądź amunicje do już posiadanej przez Ratcheta broni. Arsenał uzbrojenia, udostępnionego naszemu bohaterowi jest naprawdę spory. Oprócz wielkiego francuskiego klucza, którym kierowana przez nas postać okłada swoich wrogów, możemy użyć również broni palnej. Do wyboru mamy całą kolekcję pistoletów, takich jak między innymi, zwykły pistolet laserowy, miotacz kwasu czy naprawdę, zakręcone zabawki używane do totalnej destrukcji.Oprócz tradycyjnego trybu rozgrywki fabularnej, możemy również zabrać się za odkrywanie, ukrytych przez twórców bonusów. Tak, więc możemy zabrać się za szukanie specjalnych, tytanowych śrub, za które będziemy mogli kupować takie dodatki, jak nowe stroje dla Ratcheta. Dlaczego jednak, poszukiwania te nie są tak trudne jak w poprzednich częściach serii? Cała tajemnica tkwi, w naprawdę małych i liniowych lokacjach, w porównaniu z tymi, widzianymi w poprzednich przygodach naszych bohaterów, wydanych na konsolę PlayStation 2. Tutaj, mapy są naprawdę, małe, puste oraz dosyć schematyczne. Rozgrywka w nowych przygodach Ratcheta i Clanka, nie ogranicza się jednak tylko do szukania śrubek i walki z przeciwnikami. Jak, zwykle twórcy dołożyli do swojego dzieła kilka mini gierek i trybów, pozwalających nam, nieco oderwać się od schematyczności. Warto, zaznaczyć, że oprócz trybu gry dla jednego gracza, mamy także możliwość, stoczenia potyczki dla dwóch graczy, na jednej konsoli. Niestety, tryb ten nie dostarczy Wam wielu emocji. Do wyboru dostajemy, bowiem tylko dwa rodzaje rozgrywki, pierwszy to klasyczny deadmatch, drugi natomiast to tradycyjny Capture the Flag. Niestety, gra wieloosobowa, w tym tytule nie daje zbyt wiele frajdy. Lokacje są dosyć nieciekawe, samej rozgrywce zaś brakuje emocji. Może dodanie sterowanych przez komputera botów, w trybie Capture the Flag, poprawiłoby go, choć trochę. Postarajmy się teraz podsumować, całą grę. Mamy do czynienia z produkcją o naprawdę przeciętnej oprawie audio/wizualnej, znacznie uboższą od swoich poprzedniczek, ale nadal trzymającą klimat serii i dającą wiele zabawy, miłośnikom platformówek. Niektóre minusy, są zrozumiałe patrząc, że mamy do czynienia z konwersją z PSP. Jednakże, gra ta wyszła na PlayStation 2, i to właśnie tak należy ją ocenić. Zapytacie zapewne, czy warto wzbogacić swoją konsolową bibliotekę, o ten produkt. Na to pytanie nie ma jednak zdecydowanej odpowiedzi. Jeżeli jesteś miłośnikiem tego gatunku gier i zaliczyłeś już wszystkie poprzednie przygody, tej dwójki przyjaciół a ograniczenia, jakie przynosi ta produkcja, Ci nie przeszkadzają, to jak najbardziej tak. Jeżeli jednak, posiadasz już ten tytuł na Playstation Portale, lepiej sięgnij po jakąś starszą część serii, wersja na PS2 nie różni się, bowiem praktycznie niczym, od swojej wersji pierwotnej. Jedno, jest pewne, fani Ratcheta i Clanka, nie posiadający PSP, z całą pewnością znajdą tu wszystko, czego szukają i nie powinni zastanawiać się długo przed pójściem do sklepu, a błędy? Przecież, jak to mówi pewna, znana piosenka „miłość Ci wszystko wybaczy.”

Komentarze | czytaj więcej

SingStar Wakacyjna Impreza

Dodał: Łukasz "JoHnyW" Wolski | 30-07-2008 23:11

Wiem, że nie jeden z Was chciałby zagrać w grę, w której mógłby wcielić się w Marcina Millera, lidera zespołu „Boys”. Wraz z najnowszym Singstarem dostajemy taką możliwość. Jak sama nazwa wskazuje, ten Singstar najlepiej nadaje się na imprezy. W tej edycji każdy znajdzie coś dla siebie, może niekoniecznie coś, co lubi, ale na pewno fajnie się z tego pośmiać i miło dany utwór zaśpiewać.Tradycyjnie płyta zawiera 30 kawałków, z czego 11 to hity międzynarodowe, a aż 19 to kamienie milowe polskiej muzyki popularnej. Nie okłamujmy się - te zagraniczne są mniej ciekawe. Wśród nich można znaleźć królową popu Rihannę z jedną ze swoich najlepszych piosenek „Umbrella”. Kto by się nie uśmiał śpiewając kultowy fragment „…You can stand under my umbrella Ella ella eh eh eh”. Znajdziemy także piosenkarza Lou Bega z przebojem „Mambo No.5 (A Little bit of)”. Nie zabrakło takich klasyków jak „Tide is High”, czy „I’m Still Standing”. Miłośnicy George’a Michaela też nie powinni być zawiedzeni śpiewając „Club Tropicana”.Jeżeli lubicie obciachowe rytmy to poczujecie się jak ryba w wodzie. Oprócz wyżej wymienionych „Boysów” znalazło się również „Just 5” z piosenką „Kolorowe Sny”, a także „Łzy” z „Narcyzem” i „Agnieszką” co już dawno tutaj nie mieszka. Są też „Brathanki” z tanecznym hitem „Czerwone Korale”, „Zakręcona” Reni Jusis, czy „Formacja nieżywych Schabuff” i „Lato”. O pomoc woła Kasia Cerekwicka. Mimo to „Wakacyjna Impreza” nudzi się znacznie szybciej od pamiętnej „osiemdziesiątki”, a to dlatego, że lista tracków jest mało zróżnicowana. Wyobraźcie sobie, że oprócz Łez dwie piosenki dostało też „Kombi”, „K.A.S.A.” oraz „Norbi” (z czego jedna nagrana z Krawczykiem, który również pozostawił tu kawałek swej twórczości). Zabrakło mi zaś jakiejś minigierki, jak „sing-song” w 80’.Tak, czy inaczej „Wakacyjna Impreza” nie jest krokiem wstecz, wręcz przeciwnie. Nigdy dotąd nie pojawiło się grach tak wiele polskich utworów, więc może jesteśmy świadkami początku nowej ery, w której podobnie jak nasi sąsiedzi zza Odry będziemy dostawać Singstary dedykowane tylko biało-czerwonym. Niemcy mają przykładowo Singstar Die Toten Hosen, owszem, mieliśmy swojego z nazwą polskiego radia w tytule, ale to była po prostu polska wersja ogólnoświatowego Singstar: Pop Hits. Moim zdaniem SCEP powinno się wysilić na takie hity jak choćby „W aucie”, żeby zróżnicować w pewnym stopniu występujących tu wykonawców.Zapewnić Was mogę, że szukając błędów w tekstach z uporem maniaka, nie znalazłem ani jednego, więc nie ma powodu, by nie warto było wydać 109zł na grę, do której z pewnością należeć będą wszystkie letnie imprezy domowe.

Komentarze | czytaj więcej

Syphon Filter: Dark Mirror

Dodał: GIEROmaniak.pl | 30-07-2008 23:04

Skradanie się, indywidualne misje mające na celu zniszczenie całego kontyngentu wroga, czy sabotowanie złowieszczych projektów – to tematy dość powszechnie pojawiające się w grach komputerowych, także w omówionej niżej Syphon Filter: Dark Mirror.Można powiedzieć, iż jest to gra, którą mimowolnie utożsamia się z PlayStation. Pierwsza odsłona, jak i dwie kolejne części tej kultowej już strzelanki, pojawiły się na PSX One. Gdy konsola PS2 zastąpiła swą poprzedniczkę, wydana została następna część gry - Syphon Filter: The Omega Strain. Sukces Syphona potęgowały kontynuacje, które znalazły swe miejsce na najmniejszej siostrze Sony, czyli PSP.Na samym początku warto poruszyć wątek fabularny, który nie należy jednak do zbyt oryginalnych. Nietrudno domyślić się, że w czasie gry poznajemy i odkrywamy świat stojący w obliczu globalnego zagrożenia. Grupa terrorystyczna Red Section prowadzi badania nad bronią masowej zagłady, przy pomocy której zamierza zastraszyć ludzkość oraz mocarstwa świata. “Dark Mirror”, bo tak właśnie nazywa się ta broń, ma służyć terrorystom w celu zdobycia władzy. Tak więc zadaniem Gaba Logana jest sabotowanie, stopniowe niszczenie komórek organizacyjnych Red Section, a w końcu całkowite unicestwienie jej i uwolnienie świata od grożącego mu niebezpieczeństwa. Jednak w tej części - o dziwo - Gab nie będzie zmuszony walczyć w pojedynkę. Pomocą służy mu agentka Lian Xing. Ogromnym plusem, a zarazem niespodzianką jest fakt, iż otrzymamy możliwość wcielania się także w postać Lian i kontrolowania jej poczynań. Jednak ogólnie rzecz biorąc, mimo iż jestem fanem przygód Logana i to właśnie od nich rozpoczynała się moja przygoda z PS (jeszcze za czasów PSX One), zmuszony jestem stwierdzić, że fabuła zdecydowanie nie należy do najciekawszych. Nie spotka nas tu nic nowego i jest to właśnie największa wada tej gry.Przejdźmy jednak do całej masy zalet. W pierwszej kolejności rzucają nam się w oczy takie aspekty jak grafika, dźwięk i grywalność. Syphon Filter nie da się zaliczyć do gier typu Metal Gear Solid, gdzie najważniejsza jest cisza i spryt. Jest to najprawdziwsza strzelanina, kładąca główny nacisk na akcję (zabijanie wszystkich terrorystów, a na końcu każdej misji pojedynek z bossem), choć zdarzają się także zadania zmuszające nas do rozruszania naszych szarych komórek. Ciekawym rozwiązaniem jest strzelanie zza budynków, mające osłonić nas przed wrogimi pociskami. Dostępny arsenał broni każdego potrafi wprowadzić zdumienie, dostępna jest także cała gama różnego rodzaju gadżetów, od lornetek, przez gogle, po noktowizory. Różnorodność wykonywanych misji z pewnością wciągnie nas na długie godziny. Nie ma tu mowy o nudzie, gra stanowi czystą przyjemność, fabuła zaś przywodzi na myśl filmy o super agentach, przy których w przyjemny sposób można było oderwać się od rzeczywistości. Choć na sklepowych półkach pojawiła się już PS3, to jednak grafika w Syphon Filter prezentuje się całkiem dobrze – widać wyraźnie wszystkie dopracowane detale z bardzo dobrymi efektami pogodowymi, ogniem, dymem, realistycznym oświetleniem, starannie wykonanymi teksturami. Muzyka stanowi kolejny plus. Znakomicie dopasowana, dodaje tylko grze niezwykłego charakteru i wprowadza świetną atmosferę. Dzięki takim grom PS2 jeszcze długo utrzyma się na rynku.Syphon Filter: Dark Mirror to kawał dobrej roboty, który z całą pewnością zdobędzie rzesze oddanych fanów wśród wciąż ogromnej liczby użytkowników PS2. Mam jedynie nadzieję, że Sony nie zakończy jeszcze przygód Logana i pozwoli nam ponownie wcielić się w jego postać… tym razem pod nowymi sterami PS3:).

Komentarze | czytaj więcej

Ford Off Road

Dodał: GIEROmaniak.pl | 30-07-2008 22:59

Mała żółta kopareczka....Pracuje na stacji benzynowej tuż obok budowy wielkiego budynku. W związku z tym mam okazje poznać robotników tam pracujących, jeden z nich dal mi się przejechać koparka :D Czemu o tym piszę? Ponieważ jazda małą żółtą kopareczką dała mi więcej pozytywnych emocji, jak i adrenaliny niż gra w Ford Off Road.Ostre wchodzenie w zakręty....Na tą samą stację zajeżdżają czasem terenówki I mogłem podpytać jak taki wóz zachowuje się na różnych nawierzchniach .... Jeśli jeszcze nie wiecie do czego pije, to chodzi o fizykę (a właściwie model, bo o fizyce za bardzo mówić tu nie można) jazdy. Lepszą widziałem już nawet w GTA SA. Sami wyobraźcie sobie co się stanie z drugim samochodem, jeśli przodem swojego wozu spychamy tył drugiego w bok? Czy producenci nie pomyśleli, że jak się jeździ po piasku (takim plażowym), to jak się ruszy z kopyta to samochód się po prostu zakopie? I czy ktoś z programistów widział chociaż jak jeżdżą w ogóle samochody? Jeśli chcecie grać w Ford Off Road, to będziecie musieli poznać prowadzenie od początku. Szczególnie to jak skręcają, karze mi przestać wierzyć w programistów.Kraksa...W grze istnieje model uszkodzeń. Chociaż uszkodzeniami ja bym tego nie nazwał. Gwarantuje, że model uszkodzeń w GTA San Andreas jest także dużo lepszy... Tu ledwie pognie się maska, samochód zacznie dymić i jechać wolniej....Wyścigi udawało mi się wygrać na 100% uszkodzonym Fordem F-150... Swoją drogą na trasie można znaleźć zajazdy umożliwiające zreperowanie się, co jest dla mnie troszkę bezsensownym rozwiązaniem, ale nie będę się kopał z koniem. W grze mamy do wyboru 18 licencjonowanych samochodów Land Rover i Ford , jak wyżej opisany F-150 oraz 24 tory na których można jeździć. Muszę przyznać, że tory nie są złe i czasem nawet da się podziwiać widoki (tylko czasem).Czemu nie mogę dać 1....Do wyboru mamy Karierę, Szybki rajd, turniej, zawody oraz wielu graczy. Czyli „standardowy zestaw zapychaczy miejsca w menu mających na celu włączenie wyścigu”. Po kilku pierwszych wyścigach przestałem traktować grę poważnie i pomyślałem o niej jako takim zamulaczu. Siedzisz klikasz przyciski, o nic się nie boisz, adrenalina nie skacze tylko patrzysz jak gra się toczy. No i przynajmniej nie wywala do windows. Ale wracając do trybów – otwierając karierę masz nadzieje, że będą pieniądze, jakieś upgrady samochodów, no chociaż zwiększanie współczynników. Pieniądze są ... zdobywasz je za wyścigi na mapie kariery, których jest 12 rodzajów jednak takie udziwnienia jak tryb wyprawy (musisz na całej trasie w ciągu 3 okrążeń znaleźć 5 artefaktów), tylko mnie odrzucały jeszcze bardziej. Pieniądze wydajesz na nowe autka lub naprawy. Nic więcej z nimi nie zrobisz. Upgrade współczynników jest w kupowaniu aut (chociaż 2 współczynniki to trochę mało). Ale dlaczego ja chociaż nie mogę zmienić koloru karoserii? Nie muszę dodawać że grzebanie w jakichkolwiek parametrach samochodu to mrzonka...Czemu jednak mogę...O grafice słów kilka. Jest do kitu. Mizerne efekty, tylko lekko ratują modele samochodów (licencjonowane zresztą). Ten piasek spod kół będzie mi się w koszmarach śnił, tak sztucznego i jednostajnego efektu jeszcze nie widziałem. Jedyna rzecz która wywołała pozytywne zaskoczenie to całkiem ładne odbicia i efekty świetlne (chodzi głównie o to co widać na dachu samochodu :) ) Dźwiękoszczelny pokój...Po chwili gry wyłączyłem dźwięk w menu, ponieważ te jednostajne odgłosy doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Chyba już mario bross przeniesiony w dzisiejsze czasy ma lepszą oprawę audio. Dlatego w trakcie gry słuchałem Ska-p (polecam zespolik) i dlatego jest wyższa ocena za dźwięk ;)Minus i minus dają plus tylko w matematyce....Gra jest brzydkim przykładem na to, że nie wszystko co ma licencję świeci... Muszę powiedzieć, że da się grać przez 15 minut bez obrzydzenia na twarzy. Aaaa i nigdy nie wierzcie w to co piszą producenci na pudełkach.....

Komentarze | czytaj więcej

Assassins Creed

Dodał: GIEROmaniak.pl | 25-07-2008 11:51

Assassin's Creed to gra akcji z elementami skradanki wyprodukowana przez Ubisoft Studios. Posiadacze Xbox'ów 360 mogli cieszyć się grą od listopada zeszłego roku. My, posiadacze PieCów, musieliśmy czekać od kwietnia bieżącego roku, a przyznam, że było na co. Wersja PC wzbogacona jest o dodatkowe wspomnienia, co wiąże się z dłuższą grą. Twórcami tytułu są ludzie, odpowiedzialni za powstanie „Prince of Persia: The Sands of Time” - nie dziwi więc wiele podobieństw do tego hitu. Zacznijmy od fabuły.

Komentarze | czytaj więcej

Darkness Within: In Pursuit of Loath Nolder

Dodał: 0000000000 | 20-07-2008 18:19

H. P. Lovercraft był niedoścignionym pisarzem grozy. Jego powieści i opowiadania do teraz przyprawiają o dreszcze, zwłaszcza gdy do lektury przystępujemy o odpowiedniej porze nocy i z wykorzystaniem tylko jednej małej lampki. A gdy do tego dołożymy wiatr świszczący za oknem, przypływ adrenaliny jest tak samo pewny jak to, że po lecie przyjdzie jesień. Gdy na pudełku gry przeczytałem, że jest ona inspirowana twórczością wyżej wymienionego maestra pióra, poważnie się zniechęciłem. Jak wielki był to błąd, okaże się za chwilę.

Komentarze | czytaj więcej

<< poprzednie 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 następne >>
REKLAMA

Created by Notimeo logo
Copyright © GIEROmaniak 2005-2024. Wszelkie prawa zastrzeżone. Strona załadowała się w 7.87 ms.

Ta strona używa cookie. Dowiedz się więcej o celu ich używania z naszej polityki prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

x